niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 55

 

 Dracolie

Rozdział 55 "Najbardziej pusty peron "

Pociąg się zatrzymał, wybiegliśmy na peron. Pierwszy Zack, ja i na końcu Matt z Vaniteass'em na złotej, cieniutkiej, podobnej do pajęczej nici smyczy.Zwolniliśmy po chwili, na całej stacji nie było żywej duszy. Zero, nikogo. 

-Nie podoba mi się to. Za cicho. Za postu.Tu zawsze ktoś był, ktokolwiek. -Mówił Zack, rozglądając się na wszystkie strony.

-A niby kogo się spodziewałeś. Pociąg ruszył specjalnie dla nas.-odpowiedział Matt. Wyglądał na zdziwionego, gdyby nie szarpał się z szarą zjawą.-Zack, spadamy. Nie mamy czasu.

Ruszyliśmy dalej. Tuż przed przejściem na mugolski peron, chłopcy zatrzymali się.

-Chwila, nie wiemy czy Lucero może przejść.

-To da się łatwo sprawdzić.-Zack uśmiechnął się.

Złapał Matt za ramie i skoczył w przejście.Przeszli obaj.Roześmiałam się.Cofnęłam się parę kroków. Poczułam się przyjemnie lekka, dziwne uczucie ciągnięcia w brzuchu, to tak jakby ktoś przywiązał mi do pasa sznurki.Zawsze czułam się jak na sznureczkach.Teraz niteczki pociągnęły mnie w górę, powoli, przechyliłam się w poziomi.Tajemna siła wypchnęła mnie w przestrzeń. Przemknęłam przez przejście.Gładko wylądowałam na ziemi, jedną nogą, drugą.

To wszystko było takie dziwne.Jakbym płynęła w powietrzu, zawiesiła się w przestrzeni.Powietrze zgetniało.

To było wspaniałe, zawiesic sie, zatrzymac sie.Czysta magia.

Pierwszy raz mi sie tak zdarzyło. Ale czułam sie normalnie, jakbym robiła to codziennie. 

 

Wylądowałam metr od chłopców. I ruszyliśmy przed siebie. Aby dalej od stacji w Hogsmeade, od szkoły, a bliżej do Nowego Jorku, Long Island i Obozu Herosów.

Ale nadal został nam kawał drogi do przebycia. W dodatku najkrutsza droga prowadzi przez ocean.Samolotem to z osiem godzin. A co dopiero na piechote. Nawet nie chce o tym myślec. Liczyłam że Zack'e opanował już teleportacje.Oby.

-No to co teraz?

-Teraz prosto na East Meadow.-Przerwał mu czarodziej. 

-Ale czemu tam.-zapytałam.

-Mam tam sprawe-odpowiedzieli jednocześnie. 

Ahh ci chłopcy, tylko sprawy im w głowie.A ja? Zamierzałam pochodzic sobie po okolicach.


                   
 

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 54


Dracolie

 Rozdział 54 "Długa podróż"

Skóra Vaniteass'a zrobiła się szaro-niebieska i bardziej przezroczysta niż była.Pięć, żółtych kosmyków poszarzało na jego głowie. Pazury mu pociemniały.

Leżał bez ruchu, oddychał powoli.

-Co mu zrobiłaś?-po chwili milczenia odezwał się Matt.

-Nie mam pojęcia. Pomyślałam że tak trzeba.

Siedliśmy na początku przedziału z dala od miejsca w którym leżał potwor. Vaniteass strasznie mnie przygnębiał.Zack była bardzo ciekawy jakiego zaklęcia użyłam.

-Po raz setny powtarzam ci że nie wiem jak to zrobiłam. Ale to nie było żadne zaklęcie.

-Ona ma racje. To był przejaw żywiołu.-powiedział Matt.

-Żywiołu?!Nie no bez przesady.

-Nie ma w tym grama przesady.Jesteś tym żywiołem! Mówiłem ci już.

-Jesteś chyba jedyną osobą która uważa mnie za żywioł.Poza tym gdyby to była prawda moc już dawno by się ujawniła. Za kilka miesięcy moja szesnastka.Gdyby mieszkał we mnie jakiś nieznośny żywiołek wiedziałabym o tym.

-Nie koniecznie. Opowiadałem ci już o tym...

-Ekhhh, skończmy temat.-przerwałam mu. Nie chciałam by Żywiołem. 

Jestem dziwną mieszanką herosa.Miałam sporo problemów zanim się dowiedziałam o hojnym darze od Nike i Posejdona.W szkole nie byłam najbardziej lubiana, ale nie byłam też obiektem drwin, no przynajmniej nie zawsze. Nie było dobrze by tą pośrodku. To było chyba najgorsze. Nigdy nie wiesz co się może stać. Ale nie pozwalałam sobie w kij dmuchać. Umiałam się postawić. Miałam kilku zaufanych kumpli i to ich się trzymałam.Kiedyś byłam dość wstydliwa, tylko wśród obcych. Jako dziecko miałam przejawy ADHD, byłam wstydliwa, dziwne nie. Ale wyrosłam i te dwie rzeczy całkowicie mnie opuściły albo przynajmniej ukryły się gdzieś głęboko.Przestałam się bać ludzi, zaczęłam się im stawiać i walczy o swoje.Nie dawałam sobą pomiatać. Każdy kto raz ze mną zadarł, drugi raz nie popełnił tego błędu. Potem pojawiły się kolejne problemy. Dysleksja.To było bardzo trudne, długo nie umiałam czytać, miałam problemy ze skupieniem uwagi, czasami problemy z pamięcią. Wszystko co głupie i śmieszne wpadało mi w pamięć i nie dawało się zapomnieć. Ale rzeczy związane ze szkołą i nauką szły mi bardzo opornie. Moja ciocia poradziła nam testy na dysleksje i  panią która miała mi pomóc. I oczywiście pomogła, przez 2 lata pokazywała mi różne ćwiczenia, aż w końcu nie odstawałam od innych. Ale największymi problemami nie były dysleksja i wrogo nastawieni rówieśnicy. Najgorsza była choroba. Do dziś kiedy ręce mi sinieją, zaczynam panikować.Nie no to było straszne...Komora hiperbaryczna... duszność...ból głowy...zawroty głowy...ciemność, lekarze mówiący rodzicom o śmierci. To było straszne. Rodzice mówili że uratowało mnie przetoczenie krwi. Tamtego dnia w ekspresie Hogwart-Londyn zrozumiałam jak krew ocaliła mi życie.

 -Nicki, wróć do nas!Twój potworek się obudził.-Zack machał mi ręękami przed nosem.-Kochana, jak się będziesz tak zawieszać, to tej misji nie przeżyjesz.

-Fajnie że sie o mnie martwisz.

-Ooo właśnie!Ciesz się że cie taki celebryta zna.-Powiedział i odstawił pozę niczym modelka.

-Ejj ty pięknisiu, wyczaruj mi jakąś smycz!-Krzyknął Matt. 

-Nie mów do mnie pięknisiu!- Odpowiedział mu stanowczo Zack.

Czarodziej machnął różdżką.Uśmiechnął się w dość podejrzany sposób. Zerknęłam w stronę Vaniteass'a.

Matt siłował się z potworkiem. Turlał się po podłodze, obijał o ściany i okręca we wszystkie strony. Próbując utrzymać go chwile w spokoju.Odpychali się rękami i nogami od siebie.

-Eee, Waa ee niiięę, niiię weee!!-Krzyczał wyrywający się potworek. ę       niiięę           

Na szyi Vaniteass'jego pojawiła się cieniutka złota linka. Wyglądała jak siec pajęcza ze złota.

Zawiązała się w okół szyi i potem pobiegła delikatnie do dłoni Matt'iego. Potworek nagle się uspokoił i przejawiał wielkie zainteresowanie swoją złotą smyczą. Wyglądał nawet słodko jak na niebiesko szare coś z wielkimi pazurami i zgniło żółtymi włosami.

Zack nadal się uśmiechał.

-Oo chodź do mnie kochany. No kto jest brzydki, no kto. Chodź do mnie Vaniteasiu.-powiedział rozczulająco, słodko, miło jak do zwierzaka domowego. 

Potwór, wstawił język, który dziwnym trafem sięgał mu aż do pasa, obrócił głową. Vaniteass pociągnął za sobą Matt'a, ucieszona jak nigdy w życiu zjawa rzuciła się na Zack'a, który odepchnął go od siebie. 

-Dzięki wielkie.

-Ach Lucero nie ma za co.

-Ej chłopaki, co teraz?-zapytałam. Zaraz wysiadamy. A tak w ogóle to gdzie chcemy dotrzeć?           

                       

wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 53

 

 Dracolie

Rozdział 53 "Szary potworek"

Małe, żółte, gadzie ślepka.Patrzyły na mnie z prawego górnego rogu wagonu. Całe stworzenie było szare, na głowie kilka żółtych kosmyków, rosły w dużych odstępach od siebie i były grubości palca. Oczy miał małe, usta były zaledwie zielonymi kreskami. Nos potwora był chyba najśmieszniejszą częścią jego ciała. Był duży brązowy i przypominał grzyb.Rączki i nóżki miał chude i kościste. Nie było na mich grama mięśni. Była to po prostu cienka prześwitująca skóra naciągnięta na kilka kostek, zakończonych pazurem, długim na 15 centymetrów. Brzuch miał duży i pękaty. 

Próbowało na mnie napluć, zrobiłam unik. Rzuciło się w moją stronę przygotowane do rozdrapania mi twarzy.Przewróciłam się jednocześnie kopiąc zmorę. Przylgnęło do ściany, szykowało się do kolejnego natarcia. Matt'e był szybszy. Błyskawicznie skoczył pomiędzy mnie a potwora, i przycisnął mu sztylet do gardła.

-Czym jesteś?!-krzyczał.

Stworek splunął mu w twarz. Zniknął. Pojawił się po drugiej stronie przedziału.

-O nie koleś. Nie czas na zabawę.

Chwycił łuk i wycelował. Potworek kręcił się niespokojnie.

Wstałam, wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Zack'iem.Chłopak uśmiechnął się, machnął różdżką.

Zjawa zdrętwiała, wybałuszyła gały, upadła z głuchym łoskotem na podłogę. 

Podeszłam, wyciągnęłam rękę...

-Stój.-Powiedział Matt, spokojnym głosem.-To może mieć wściekliznę.

Na chudej szyi miał wypalone małe literki.

Vaniteass
                         006.5-3728

To by znaczyło że został pojmany, zawładnięty, stworzony lub...lub zmutowany?!

-Nazywa się Vaniteass.-Powiedziałam lekko zdziwiona.

-Nie spotkałem jeszcze czegoś takiego?-Powiedział Matt

-Nie uczono nas o tym.-Oświadczył Zack.

-Czemu mówicie "takiego", "tym". To Vaniteass 00...6.5...coś tam, coś tam.To porządny potworek. Może jeszcze się nam przyda.

Małe strumyczki wody zatańczyły mi na koniuszkach palców. Zakręciłam ręką, w okół głowy Vaniteass'jego, potem stuknęłam palcem w jego blizny na szyi.

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 52

 

Dracolie

 Rozdział 52 "Wyjcie, którego nie zapomną"

Przez całą drogę do Wielkiej sali Matt nic nie mówił. Nie odezwała się ani słowem. To było dość wkurzające bo ja chciałam wyrazić swój podziw krzykiem! Matt. Sprzeciwił. Się. WK'owcom! Wow! Słyszałam o nich dość nie miłe recenzje. Ludzie się ich boją, nie wiem za co?! Wyglądają jak przerośnięte, zmieszane z trollami, krasnale ogrodowe. Byli po prostu śmieszni i wydaje mi się że wypukłości na ich brązowych pancerzach były wypchane. Nie da się im zaufać, są dziwaczni.

Chciałam porozmawiać z Matt'em o tym co zaszło w gabinecie Firnego i Zelena. Ale nie była przekonana czy to dobry pomysł.Cały czas ciągną mnie w kierunku bitwy w Wielkiej sali. Miał kamienną twarz, poważną i zamyśloną.

W sali stał Zack a obok Shena która przyglądała się swojemu mieczowi o nazwie Ignis. Chłopiec puścił mnie.Zdałam sobie sprawę że kiedy mnie trzymał był bardzo delikatny.Teraz, był porywczy, bardzo wkurzony, nie okazywał swego gniewu, tylko w ostateczności. To była ostateczność.Matt'owy niewolno grozić, to żelazna zasada.

Lucero zaczął iść w stronę drzwi. Wyciągnął z pochwy sztylet. Od drzwi dzieliły go ze 4 metry. Zamachnął się i rzucił sztyletem w miejsce na klucz. Stałam koło Zacka, a Shena spoglądała ze zdziwieniem na Matt'iego. 

Shena wzbiła się do góry poszybowała korytarzem w lewo.

-Wracaj do Obozu. Zabierz chłopców. Ukradnę plany, ukryje je najlepiej jak tylko umiem. Będziemy w kontakcie. Pośpieszcie się!-powiedziała i śmignęła w głąb korytarza.

Już wiedziałam że dobrze zajmie się informacjami. 

-Musimy spadać! Stary, szybciej!-krzyknął Zack do Matt'iego.

-Nie pośpieszaj mnie!-odwarknął.

W tej chwili jakiś rudy krasnal, wbiegł do sali.

-Hołota! Coście narobili!Panowie rozgniewani.-mówił trochę do siebie a trochę do nas.

Miał rude włosy po pas posklejane błotem i pajęczynami.-Odejdźcie, szczury. Roznosicie zarazę, szerzycie panikę i obrzydzenie. Wy...wy...

-Wrrraa! -wrzasnął Matt.-Obrócił się, wyciągnął strzałę z kołczanu i cisnął nią w rudzielca.-Skoro nie umiałeś się zamknąć, pomogłem ci.

Wyciągnął sztylet z zamka. I z całej siły kopnął w drzwi, które otworzyły się z wielkim trzaskiem.

-Co z tym chamem?-zapytałam.

-Kiedy przyjdzie ich czas sami umrą, nie zabije ich poprzez rany.Chronią ich Żywioły. Nawet tego ich przygłupa.- Matt machnął ręką w stronę tego nędznego pomocnika WK'owców.-Ciebie też to będzie obowiązywało.

-Co ?! Nie. Ja nie! 

-Spadamy!

Matt wybiegł na zewnątrz. Zack pobiegł tuż za nim ciągnąc mnie za sobą.

Słyszałam z oddali huk. Za nami twierdza WK roztrzaskała się na kawałeczki. 

 

Biegliśmy z godzinę chcąc ominąć Hogwart.Jakimś cudem dotarliśmy do stacji z pociągiem Hogwart-Londyn, wsiedliśmy. Byliśmy tylko my. Było tu cicho i przerażająco. Światło świeciło się tylko w jednym przedziale. Rozmawialiśmy o wszystkim. Nie wiem ile czasu minęło od kiedy wsiedliśmy do pociągu. Dość dużo. 

W ciemności usłyszałam jakiś syk i plucie.Wstałam, sięgnęłam po miecz, w ostatniej chwili powstrzymałam się. 

-Co jest? -zapytał zdumiony Zack. 

Ruszyłam w cień. Głupia.Podczas oglądanie horrorów zawsze powtarzałam " Nie idź tam, zabiją cie!" Ale sama poszła za odgłosami. Wiedziałam dlaczego idzie się w nieznaną przerażającą otchłań. Nie ma się pojęcia, co w danej chwili się robi, nie myślisz, nie czujesz, nie masz obawy że coś ci zagraża.Po prostu idziesz. 

Wiec szłam, coraz dalej, krok po kroku. Chłopaki zaczęli się niecierpliwić.Ponownie usłyszałam syk i plucie. Z mroku wyłoniły się małe zżółknięte ślepia.             

                     

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 51

 

Dracolie

Rozdział 51 " Z planu się nie dowiesz"

Biegłam brązowymi korytarzami, jak na mały na wpół zburzony kościółek, było dużo korytarzy. Biegła i biegłam , a znalazłam plan budowli. Łuu, ze 2 minuty studiowałam plan, a potem ruszyłam dalej korytarzem. Po co ludziom te plany, skoro nic z tego nie można odczytać. 

Na szczecie wybrałam dobry korytarz. Zatrzymałam się przed małymi drzwiami. Zaczęłam słuchać. 

-Chodziło mi tylko o upewnienie się...- Powiedział Matt.Gadał z jakimiś facetami.

-Nie wymiguj się. 

-Dobrze wiemy, o co ci chodziło. Chciałeś ukrśac plany!

-Nie!- Matt, prawie krzyczał.

-Dla kogo chciałeś wykraść informacje? Pracujesz dla pozostałych żywiołów co?!

Meszczyźni miel bardzo nieprzyjemne zimne głosy.

Wiedziałam że Matt tego nie zniesie, miałam racje, wkurzył się.   

-TAK!Koniec z wami! Rozniesiemy was!

Usłyszałam, upadek czegoś ciężkiego, zapewne stołu. Kilka krzyków tych dwóch facetów. I huk metalowych drzwiczek.

Matt wypadł zza drzwi.

 

Zajrzałam do środka. Było tam tych dwóch z mojego snu.

Matt'e złapał mnie za reke.

-Spadamy! Zaraz się obudzą.

Pobiegliśmy do Wielkiej sali.Toczyła się tam bitwa. Nasi wygrywali!

Ja i Zack byliśmy w piżamach, Matt w stroju WK-owca i Shena. Nastolatka była cała ubrana na czarno. Czarne rurki czarna skórzana kurtka, czarna bokserka i bląd włosy. Chwila, przed wejściem do twierdzy miała długi proste włosy, teraz były krótkie. Jakim cudem zdążyła je obciąć.Może ucięły się w walce? Raczej nie.    

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 50

 


Dracolie

Rozdział 50 " Bum, WK'owcy ?! Bum! "

Matt siedział na wzgórku i przyglądał się gwiazdą. Był bardzo spokojny i w ogóle do siebie nie podobny. Nie uśmiechał się, kierował wzrok dokładnie w niebo, nie jakby chciał objąć spojrzeniem cały świat. 

Był ubrany w długie spodnie moro, na tors miał założoną uniwersalną, nowoczesną zbroje. Wyglądała jak "zbroje" ochronna dla kaskaderów. Taki sprzęt do zadań specjalnych, maksymalna ochrona. Zestaw ochraniaczy naszytych na bluzę z mocnej siatki. Była szara z plastikowymi elementami, rozbudowana ale nie krepowała mu ruchów. Spod zbroi wystawał kawałek ciemno zielonej koszulki. Na lewym kolanie miał założony ochraniacz.Czarny z zielonymi wykończeniami. Na plecach kołczan pełen strzał, obok niego na ziemi leżał łuk. Przy pasie przypięty sztylet.

 

I to jest wyposażenie na misje.

Nie to co ja.

-No to co? Ruszamy?-Zapytał Matt.-Plany same się nie ukradną.

Zdążyliśmy przejść kilka kroków. Usłyszeliśmy szelest na pobliskim drzewie, nic tam nie było. Ale kiedy podeszłam z drzewa zeskoczyła Shena.

-Wiec gdzie idziemy, co?

Zack wytłumaczył Shenie, a przy okazji i mi, o co chodzi.

Idziemy do twierdzy WK, by wykrśc informacje a przy okazji chcą żebym zobaczyła jak to jest kiedy twojemu życiu co zagraża. Nie mamy dużo czasu, rano wszelkie ślady mojego istnienia muszą zostać zatuszowane. Musze wróci do Obozu.Na ten dzień zniknę z pamięci. Bo dziś rano, odbędzie się inspekcja. Przedstawiciele WK przybędą, sprawdzą czy w murach Hogwartu nie ukrywa się przypadkiem siła żywiołu.Ja.Wszyscy starają się mnie ukryć i utrzyma przy życiu jak najdłużej. No co jak co, ale na patelni wrogowi się nie podstawie. Będę walczyć. 

Doszyliśmy na miejsce.Z ukrycia przyglądaliśmy się twierdzy, opracowując plan, szukając słabych punktów, planując ucieczkę, co kto lubi.

Siedziba WK była raczej starym kościołem, kościołem z mojego snu. To by znaczyło że tych, dziwnych trzech mogło być władcami.Ale trzech władców na raz?!

 

Matt'e powiedział że WK ma dwóch rządców: Firnego i Zelena. 

Ci którzy znali ich imiona już dawno nie żyją, dlatego zaczęto mówi do nich takimi przezwiskami.

Oboje są wcieleniami mocy żywiołów. Firny obsługuje wiatr, ale tylko i wyłącznie wiatr. Nie powietrze, jest powiewem wiatru. Zelen jest uosobieniem Natury Naturalnej.Wszystko co sztuczne go osłabia, a Ziemia staje sie coraz bardziej  zanieczyszczona.Natura Naturalna to tylko ta dzika.

Dużo słabych punktów, łatwi do pokonania.Ale mają dość liczne zastępy i ciągle zgłębiają wiedze o mocy. Ja jestem nowy żywiołem, a do tego Moc  nie do końca się ujawniła. Powinna się pokazać do 16 roku życia. Mówiła że mam 16 lat, no nie do końca mam 15. Urodziłam się 18 listopada. To za kilka miesięcy.


Odpaliłyśmy skrzydła, razem z Sheną patrolowałyśmy teren. Spostrzegłam z pięćdziesiąt strażników, ubranych jak Matt. W stroje WK.Matt jest przepustką do środka, tylko jak to zrobić. 

Chłopcy przemieszczali się powoli w stronę wejścia. 

Nagle mnie oświeciło. Miałam plan !

Powiedziałam Shenie żeby od 04:57 zrobiła dokładnie 73 kółka w okół twierdzy a potem wylądowała  w samym środku siedziby. 

-Spoko, nie spóźnijcie sie, bo ominie was niezła bitwa, i serio aż 73 kółka, ,więcej się nie dało?

-Dało, tylko musiała byś lecieć o 80 km/h wolniej.

-Dobra przekonałaś mnie. 

Wróciłam do chłopców. 

Wyjaśniłam im plan. I minute później Matt wmaszerował do środka, głośno trzaskając drzwiami. 

Chwyciłam Zacka za ręce, i uniosłam w górę.

-Chamskie wtargniecie,podjudzanie napicia, wielu poległych, straty w cywilach, fokstrota ze śmiercią.-Wymieniał Zack, podejrzewam że w wakacje naoglądał się za dużo filmów o powstaniach narodowych i programów rozrywkowych o tańcu.Taniec z gwiazdami. Żal, no przynajmniej osobiście, nie lubuje sie w takich rzeczach: Tango zatańczy para numer 6...-Nicki wiesz co to jest fokstrot?

-Nie mam pojęcia. 

-To dobrze, chodźmy coś rozwalić.

I polecieliśmy w prawo, w zasuszony ciernisty las. 

Postawiłam tam Zack'a. Wyciągnęłam miecz, chłopak wyjął różdżkę, podszedł pod samą ścianę.Skinął głową.Był gotowy. Przeleciałam niezauważenie na drugą stronę kościółka.

Trzy...dwa...jeden. Rozpędzona, przebiłam się przez ścianę, pomyślałam że nie zdarzę się zatrzyma i rozpłaszczę się na przeciwne ścianie. Na szczęście wyhamowałam w połowie sali.

Wyprostowałam się.Strażnicy patrzyli na mnie kompletnie ogłupiali.Cofnęłam się.Nie zauważyłam że bandaż został gdzieś w pozostałościach po dawnej ścianie. BUM! Shena wylądowała na posadzce. BUM! Zack wypalił wielką dziurę w ścianie i z szalonym tryumfem w oczach powoli wchodził do sali.

-Bua ha ha ha ha! Koniec z wami, ludziska!-Zawołał i zaczął miotać zaklęciami na lewo i prawo. Shena wyciągnęła miecze i rozpoławiała krążące tu i ówdzie zmutowane potwory.

Teraz moja kolej, cięłam mieczem i walczyłam z każdym stającym mi na drodze. Musiałam znaleśc komnatę główną, miejsce  w którym przesiadują te nadęte żywioły.

   
         

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 49

 

 

 Dracolie

Rozdział 49 " W Piżamie poprzez świat"

Dziewczynka powiedziała mi że ma na imię Thory. Opowiedziała mi jak zginęła mówiła że to była jakaś misja. Nie powiodło się jej. Przegrała a Nike, nienawidzi przegranej. Wyrzekła się jej, Thory była jej córką ale bogini postanowiła nie przyznawać się do niej. "Wujek" jak to mówiła przygarnął ją i uznał za przybrane dziecko.Gdyby nie on, nie wiadomo co by się stało. Thory nie chciała opowiedzieć o tym co było po śmierci a przed Przystąpieniem do Hadesa, ale nie było to nic miłego.

-Thory, kim ty jesteś... w sensie że teraz ?-zapytałam, z lekkim pośpiechem.Chciałam dowiedzie się wszystkiego od razu.

-Jestem wspomnieniem.

-Ale jak to, to... to niemożliwe ?!
Opisałam jej moje spostrzeżenia, to jak się zmieniła od ostatniego spotkania. Była o wiele bardziej mniej tym " wspomnieniem" stałą się żywsza, wyraźniejsza, jakby wróciła do życia.

Powiedziała mi o klątwie którą Nike rzuciła na swoje dzieci. W dawnych czasach złożyła obietnice : Żadne ze Znanej Potęgi moich dzieci nie będzie przegrane. Na wieki wieków! Tymi słowami rozpoczęła wieki klątwy.

Klątwy nie da się pokonać, nigdy nie wiesz kogo opęta. Wysypuje tylko wśród na których spoczywa wielka odpowiedzialność i zależy czyjeś życie.

Odkąd Nike wyrzekła się Thory, klątwa w niej ucichła. Siostra podejrzewa u i mnie uśpione przekleństwo.

 

Myśli wciąż krążyły mi w głowie, mogę dźwiga brzemię przeklętej a co się z tym wiąże dostać ważną Misje .

Mogą być 3 w nocy, kiedy ktoś zapukał do naszego dormitorium.Spałam bardzo miękkim snem wiec od razu podskoczyłam na łóżku. Wstałam, spojrzałam na siebie. Za piżamę miałam długą, sięgającą mi prawie do kolan, jasnoniebieską, bluzkę. A do tego leginsowe, krótkie obcisłe spodenki moro, co oznaczało że cześć moich nóg idealnie wtapiała się w leśne otoczenie.Zupełnie nie istotnym małym szczegółem było to że, nie chodziłam w piżamie po dworze, a spodenki całkowicie zakrywała luźna koszulka.

Uniosłam rękę chcąc określić położenie moich włosów. Stwierdziłam że jak na 3 w nocy są idealnie nie ogarnięte. Wiec oczywiście...poszłam otworzyć, a czego się spodziewaliście?! 

 

Za drzwiami zobaczyłam Zack'a, widać było że on też niedawno zwlekł się z łóżka, ponieważ przyodziany był w zestaw nocy tak jak ja. Miał na sobie czerwone neonowe szorty i czarną koszule krzywo zapitą na dwa guziki.Domyśliłam się że zakładał ją w pośpiechu.

-Nicki słyszałaś, misja, teraz, szybko! Nie ma...ooo czy to Nocna Kolekcja, igły Wschodzącej gwiazdy.Mmmm...?

-Zack, właśnie wstałam z łóżka-machnęłam niedbale ręką w kierunku wygodnego posłania.-Do rzeczy.

Zack mruknął coś pod nosem.

-Dobra idziemy Matt czeka, mamy zadanie do wykonania.-Powiedział stanowczo, z tym jego pewnym i twardym ale radosnym uśmieszkiem.

-Czekaj, skąd znasz ...-Nie skończyłam. Zack chwycił mnie za rękę i wybiegliśmy w pośpiechu z dormitorium Slytherinu.

Wytłumaczyła mi pokrótce o co chodzi. Matt obiecał mu że zabierze go na jakąś wyprawę jeśli Zack udostępni mu pewnych informacji do których ma dostęp rodzina ślizgona. Przebiegliśmy kilka korytarzy, potem zupełnie nie wiadomo skąd pojawiły się małe drzwiczki, które mogły prowadzi do jakiego schowka na miotły.Ale nie wyszliśmy nimi na zewnątrz, na tyły zamku. Tam spotkaliśmy Matt'a.Oczywiście nie obeszło się bez skomentowania mojej superowej piżamki.     

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam że długo nie wchodziłam, miałam kilka spraw do załatwienia, będę się starała pisać regularnie 


 

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 48

 

Dracolie

 Rozdział 48 "Przegrała...chyba się wkurzy "

Kolejna cześć snu ponownie pokazywała te mętne ruiny zamku. Teraz wyglądało to raczej jak stary kościół. Opuszczony i dziwny.Sen wyglądał jak film, nagrany słabej jakości kamerą, puszczony do tyłu.

Widziałam jak ściany i cegły odpadają, dach się zawala. Wiał silny wiatr, a sąsiednie drzewa i krzewy miotały się na wszystkie strony. Słychać było świsty i szelest, jakby naprawdę ktoś to kiedyś nagrał, jeśli tak miał słabej jakości kamerę.Przez scenę przebiegło 2 meszczyzn, tak szybko że nie zdążyłam się im przyjrzeć.

Zauważyłam że jeden z nich był wysoki chudy, ubrany w jakaś brązową szatę. Miał ostrą, kościstą, suchą twarz i włosy w kolorze bardzo płowego, a nawet bardziej szarego, blondu.

Drugi miał taką samą szat i twarz, był trochę niższy, szerszy. Ale ten miał zielone włosy. Przypominały mokre morskie glony, takie obleśne zielono-pleśniowe długie kudły. 

Potem zobaczyła kolejnego faceta. Stał w rogu, ledwo mieścił się w kadrze. Zobaczyła go dlatego że był niski jak karzeł, gruby, rudy. Na gnomowatej twarzy miał oślizgły, wredny, nieszczery uśmiech. Płaszczył się przed "Szarakiem" i "Glonem", samą swoją osobą odrzucał na 2 km, był okropny.Śmieszny ale nie chciałabym stanąć koło kogoś tak szlamowatego, oślizłego typka jak on. Nijak nie dało się powiedzieć, o nim coś dobrego.Wyglądał na zdradliwego. 

Cało ta zbieranina, była niepokojąca.

 

Potem obraz nabrał zakłóceń, szare paski przeleciały przez obraz. Scena zatrzęsła się.Ktoś wypowiedział słowo, to był męski głos, a po tonie domyśliłam się że to słowo było przekleństwem, w jakimś innym języku.Głos był lekko ochrypły i twardy.

Potem znów usłyszałam głos, ten był kobiecy.Ten sam który ostrzegał mnie..."nie masz dużo czasu..." 

 Tym razem jednak powiedziała: Ohh błagam... nie wygra przez ciebie.Hefajstosie żądam byś natychmiast naprawił to ustrojstwo.Ona jest nadzieją.Sam dobrze wiesz.Ahh pośpiesz się!

No dowiedziałm się wielu rzeczy.Po pierwsze że ten tajemniczy głos kobiecy należy do Nike. Męski głos jest Hefajstosa. Po drugie Nike, nie przekonała mnie do siebie.Jest ślepo wpatrzona w wygraną. Pewnie dlatego, podjęła się wyzwania.Myślała że będę jej "wspaniałym" dzieckiem, tym które "wygra".

Do niedawna wahałam się co do moich boskich rodziców, zastanawiałam się które z nich jest fajniejsze. I w czyim domku zamieszkać. Teraz już wiem.

Nike przykro mi ale przegrałaś starcie z Posejdonem.



Obudziłam się, zobaczyłam przy łóżku, ową dziewczynkę, którą otacza mgła.Widziałam ją wtedy w Obozie.Teraz zmieniła się. Nie otaczała ją mgła, była wyraźniejsza, stała się jakby silniejsza, żywsza.

-Teraz już wiesz...Matce zależy tylko na wygranej- powiedziała to z obrzydzeniem.-Dlatego porzuca. Ciebie też to spotka, może i ciebie przyjmie wujek.

Była jeszcze taka młoda, widać było że nie znosi matki.Ale kim jest ten jest "wujek"?!

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 47

 

 Dracolie

Rozdział 47 " Nowe imię " 

Zaczęłam się pakować. Matt ma mnie zabrać do Obozu, super! Zabrałam kilka par spodni, podkoszulek, bluzę z kapturem, bielizna i jakieś przybory toaletowe, to co mogło mi się jakoś przydać. Włożyłam wszystko do torby. Miałam wrażenie że zapomniałam czegoś bardzo ważnego. Zajrzałam pod łóżko, miałam przeczucie że jest tam coś ważnego.Wsunęłam się pod nie. Zobaczyłam że pomiędzy szczeblami wciśnięty jest jakiś skórzany, czarny pas. Wyjęłam go, to nie był tylko pas. To był Pas mieczowy razem z pochwą. Wstałam, chciałam go przymierzyć. Jeden pas zapiłam na żebrach, drugi biegł przez prawe ramie i plecy.Był bardzo wygodny, wcale go nie czułam. Sięgnęłam do niego jakbym chciała wyjąc z niego miecz. Poczułam chłód rękojeści... Co? Jak ten miecz mógł się tam znaleśc. Wyciągałam go. Każdy mój ruch była płynny, pasy nie krępowały ruchów. Pomyślałam że najlepiej byłoby go nie zdemolować.Ale co z ludźmi ? Przestraszą się dziewczyny która chodzi i mieczem na plecach? Może. Zerknęłam na zapicia pasów. Wow! Zniknęły, włożyłam miecz z powrotem. Nadal nie było widać pasów. Super! Zdjęłam pasy i schowałam je pod torbą, niech nikt o nim nie wiem. Ten miecz powinien mieć imię.Ale jakie? Przypomniałam sobie napis na jego zbroczu. ~hor-net~ eredicco~.Hymm, eredicco to na pewno ma jakiś związek z tym mieczem. Eredicco to dobre imię.

 

Kilka godzin później przyszły dziewczyny, trochę pogadałyśmy. Powiedziałam im że jutro Matt zabiera mnie do Obozu. Powiedziały że będą wysyła mi sowy. Położyłam się spać. Musze się dobrze wyspać przed podróżą.

Miałam sen, był bardzo niewyraźny i zawiły. Nie wiedziałam co mam o nim myśleć.

Śniła mi sie jakaś mroczna twierdza, obraz był zamglony i nie widziałam szczegółów. Potem wszystko się zmieniło byłam w Obozie, wśród półbogów, przyjaciół. Ziemia pod moimi stopami się roztapiła. Spadłam kilkanaście metrów w duł. Był szeroki i wysoki, popatrzyłam w górę, ledwo widziałam niebo. Obok mnie pojawił się Nico, obraz nadal był niewyraźny i było ciemno, nie widziałam jego twarzy. Mówił coś do mnie, ale nie wiem co, nie słyszałam słów. Obraz się znów zmienił byłam  w jakimś strasznym miejscu, było tu wiele duchów. Potem zobaczyłam Luka, uśmiechnął się. Sen znowu się zmienił teraz byłam w jakimś złotym pomieszczeniu. I znowu usłyszałam głos kobiety: Szybciej nie masz dużo czasu, pośpieszcie się. Przegrana jest niedopuszczalna! Wyruszysz na misje, zabierz ze sobą tylko 2 osoby, macie mało czasu.                    

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 46

  

 Dracolie

 Rozdział 46 " Miecz"

Przez kolejny tydzień nic ciekawego nic się nie zdarzyło. Codziennie chodziłam na wszystkie zajęcia:

Transmutacja, Obrona przed czarną magią, Zaklęcia, Opieka nad magicznymi stworzeniami, Zielarstwo i moje ulubione zajęcia z Sheną. Sposób w jaki Shena uczyła, przetrwania by po prostu zadziwiający. Podczas lekcji zdarzyło mi się już: pojedynek z nauczycielką, walce z wieloma potworami na raz-nie wiem jak, ale udało jej się wyczarować trawę 5 razy większą ode mnie, kazała mi z nią walczyć, ironia losu, odrastała w 2 sekundy. Ćwiczyłam to z godzinę, choć trawa zajmowała tylko 2 na 2 metry. Myślcie sobie e to proste ale wcale nie jest.Po jakichś 50  minutach wkurzyłam się, wyskoczyłam poza obręby trawy i tylko raz zamachnęłam się mieczem po czym ległam na ziemi i turlałam się po zaczynającej odrasta trawie. Wtedy Shena uznała że starczy mi już ćwiczeń z trawą.- Miałam też tor przeszkód- na szczęście lub nie miałam tylko jedną przeszkode Shene, uciekałam przed nią po całych błoniach Hogwartu.-Trenowała mnie te w strzelaniu z łuku i walce wręcz. 

Niestety McGonnagal jakimś cudem dowiedziała się że mam miecz. Nie nosiłam do przy sobie, był szczelnie ukryty pod moim łóżkiem. Używałam go tylko z Sheną, tylko ona i Matt wiedzieli o Memorie.

-Nicola, dowiedziałam się że ukrywasz miecz w naszej szkole- McGonnagal powiedziała to takim tonem jakby to było coś złego. Gdybym nie miała miecza pod ręką, byłabym zbyt łatwym celem.

-Ale nie użyłam go na nikim- lecz w głowie domyślnie powiedziałam  "jeszcze "

-To bez znaczenia. Miecze są niebezpieczne.

-Co ? Niby kto tak powiedział!

-Nie ważne, muszę zarekwirować twój miecz.

-Nie zgadzam się. Nie oddam.

-Nicola- McGonnagal prawie krzyczała.-Myśl rozsądnie!

-Po co? 

Od tej rozmowy minął tydzień. Bardzo niespokojny tydzień. Byłam bardzo czujna. Zaczęłam nosić Memorie ze sobą wszędzie. W nocy budził mnie każdy odgłos.

Aż w końcu stało się. Mój Memorie został ukradziony. Nie miałam pojęcia przez kogo. Była wciekła.Nie mają prawa. Memorie był jak moje dziecko nie zamierzałam dać go skrzywdzić.

Wbiegłam z lochów. Biegłam do gabinetu McGonnagal. 

-Gdzie on jest?!-łupnęłam drzwiami. W środku zastałam Griffiths'a i profesorkę.

-Co, gdzie jest?-zapytał Griffiths.

-Mój miecz-wysyczałam przez zęby.

Dyrektor zrobił zakłopotaną minę.

-Wiesz... twój miecz mówisz? Zabawne bo ja....ja nie widziałem twojego miecza-powiedział piskliwym głosem.

-Przestań kłamać.-powiedziałam już opanowanym głosem.-Przecież wiem. Ktoś zwędził, mi miecz z pod łóżka i na pewno przyniósł do was.

W tym momencie Griffiths strasznie się wkurzył.

-Młoda panno, przechowywanie broni na terenie szkoły jest nielegalne. Łamiesz przepisy. Jesteś niebezpieczna dla uczniów. Obliviate!- wykrzyknął dyrektor. 

Zaklęcie zapomnienia. Usłyszałam: Nie!  wykrzyczane przez profesorkę, a potem trochę mnie przemiło. Widziałam białe oślepiające światło.

A potem obudziłam się, nogami na biurko a głową na podłodze. Ciekawe zjawisko. Najprawdopodobniej zaklęcie podbiło i zakręciło mną w powietrzu. Nie wiem dokładnie.

Wstałam. Coś pyknęło mi w kręgosłupie.

-Co ja miałam powiedzieć- zapytałam kompletnie ogłupiałą. Nie wiedziałam o czym rozmawiałam z nimi wcześniej.

-O nic, kochana. Proszę to twoje. Weź i idź do dormitorium.Acha, zapomniałabym. Jutro Pan Lucero, zabiera cie do Obozu. Przyśle ci list, w którym omówię parę spraw.Idź już.-McGonnal podała mi pochwę z mieczem w środku.

Za drzwiami, zatrzymałam się na chwile.

-Jak mogłeś. To jeszcze dziecko, uczennica tej szkoły.W dodatku nic złego ci nie zrobiła.-krzyczała profesor.

-Za dużo chciała.

-Chciała tylko odzyska ten swój miecz.

-Aaa właśnie, miecz. Po co ty jej go oddałaś.

-To jej miecz, ma prawo.Potrzebuje go!

-Nie długo sama go nam odda. A wtedy będzie, potrzebowała nie tylko broni.-wysyczał dyrektor.

-Co...co ty...coś ty zrobił!

Usłyszałam kroki. Czym prędzej pobiegłam w stronę lochów Slytherinu.

Siadłam na łóżku. Dziewczyn nie było, i dobrze, musiałam sobie to wszystko spokojnie poukładać.Griffiths chciał żebym o czymś zapomniała. Ale o czym? 

Wyciągnęłam miecz. McGonnagal powiedziała że jest mój. Ale jakoś gonie kojarzyłam.

Był idealnie wyważony.Jakby był robiony na zamówienie.Promieniował jasnością i mocą.Był superowy.Zerknęłam na klingę.Były na niej jakieś litery.Układały się w słowa, których mimo starań nie zrozumiałam.

 ~ hor-net ~ eredicco ~

 
   


       

czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział 45

 

 Dracolie

Rozdział 45 "Nowo poznani chłopcy"

Shena stwierdziła że starczy mi wrażeń jak na jeden dzień, wiec resztę zajęć miałam odwołanych. Na szczęście Jess'a, Anneliese i Blair skończyły półgodziny temu. Większość ślizgonów już skończyła, wiec przyszedł czas na zawieranie nowych znajomości. Dziewczyny miały przedstawić mi uczniów z naszego rocznika. Przy okazji pokazały mi też kilka innych osób.

Siadłyśmy w pokoju wspólnym. Miał kamienne ściany i niskie sklepienie. Z sufitu zwisały na łańcuchach zielonkawe lampy. Na kanapie byłyśmy tylko my reszta, siedziała albo na podłodze albo na fotelach. Inni podpierali ściany lub zwyczajnie stali. 

-O patrz tam- Annaliese wskazała palcem na chłopaka. Był wysoki, miał jasną skórę, grzywka niesfornie sterczała mu na głowie, reszta włosów była ułożona do tyłu. Były jasno brązowe.Oczy, duże i zielone patrzyły na świat twardo i pewnie.Lekko się uśmiechał.

Gadał z jakimś chłopakiem. Byli tego samego wzrostu. Ten obok miał ciemniejszą karnacje i ostrzejsze rysy twarzy. Ciemne brązowe oczy patrzyły pytająco.Miał blond włosy sterczące i zmierzwione, ale nie tak rozczochrane jak Jack. To wspomnienie nie dało się wyrzucić z głowy. Gdyby Jack był tu razem ze mną, w tej chwili podszedłby do tych dwóch chłopców. "Tamte dwie laski o was plotkują, na waszym miejscu bym uciekałbym. A i ta brzydka w środku też ". Potem wróciłby do nas, a ja rytualnie walnęłabym go w ramie. Akhhh, ciekawe co się u nich dzieje.

-Tamten blondynek to Jeff'e, a ten obok Zack- dokończyła Jess'a.-Annelie, ostatnimi czasy bardzo polubiła Jeff'a.-dodała szeptem.

Jessbell miała chyba racje. Anneliese gapiła się na Jeff'. No, no. Jessbella i Annelie były osobami które cieszą się popularnością. Każdy kto przechodził mówił do nich :Cześć albo  Hej , ale one nie bardzo się tym przejmowały.Miały już swój cel.

Zack i Jeff nagle odwrócili się w naszą stronę, wymienili przelotne spojrzenie.Ruszyli w naszą stronę.

Pewny krok, bystre spojrzenie. Wyglądali jak postacie z filmu.

-Cześć dziewczyny, można się przysiąść-zapytał Jeff.

-Ta jasne.-Odpowiedziały razem Jessbell i Aneliese, bardzo spokojnym, naturalnym tonem.

Jeff siadł obok Anneliese, odrazu zajeli si rozmową. Widać było że mają wiele wspólnych tematów. Zwykła koleżeńska rozmowa.Zack zajął miejsce przy Jessbell.

-Czekaj, ty jesteś ta nowa?-Zapytał Zack

-Tak, Nicola- uścisnęliśmy sobie dłonie.

Rozmawiało się z nim bardzo miło. Okazało się że ma bardzo duże poczucie humoru.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 44

 

 Dracolie

 Rozdział 44 "Znowu w szpitalu"

Nikt nie spodziewał się takiego efektu. Jak to się mogła stać? Co poszło nie tak? Profesor Mcgonnagal pobiegła poszperać w danych, książkach. Matt i Shena zaprowadzili mnie do skrzydła szpitalnego. Do skrzydła szpitalnego, znowu?! 

Całą drogę zakrywałam sobie oko.

Pani Pomfrey, pielęgniarka obejrzała dokładnie moje oko.

-Pierwszy raz widzę taki przypadek.-powiedziała z nieukrywanym zdumieniem.

-Tak! Ale czy możesz co z tym zrobić?-zapytała Shena.Pani Pomfrey jednak nie zwróciła na nią większej uwagi. 

-Boli ci to ?-zapytała, dziwnym głosem.

-Nie. Czuje się normalnie, tylko ten kolor...się zmienił.

-Niewiarygodne...-Pani Pomfrey zakryła moje oko ręką i wymamrotała słowa które ledwo zrozumiałam, a właściwie nie zrozumiałam. To było jakieś zaklęcie, brzmiało tak"  mutatio reditum" .

Wszyscy nachylili się nade mną, z wielkim zaciekawieniem przyglądali się jak pielęgniarka powoli zabiera rękę.

Zabrała rękę, a ja poczułam jakby coś rozpalało mnie od środka. Jakbym znowu siedziała na rozpędzającym się Zefirze-smoku Sheny.

Wszyscy gwałtownie się odsunęli.

Moje czarne oczko, nagle i niespodziewanie zrobiło się czerwone. Oko wyglądało jakby stanęło w płomieniach. Szybko jednak wróciło do czerni.

Pani Pomfrey zmieniła mi opatrunki i z powrotem zabandażowałam rany. Poparzenie i otarcia na twarzy były już prawie zagojone, ale ręce nie chciały si zagoić. W niektórych miejscach krew nadal płynęła, rany były mocno czerwone i porozrywane- nie wiem dlaczego, wyglądały jakby zaatakował je wciekły kot, nic takiego nie miało miejsca i wcześniej takie nie były.-Kolejne dziwactwa w tym zwariowanym dniu.        

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 43

 

 Dracolie

 Rozdział 43 " Pantera o czarnym oku"

Przemiana jest super. Musiałam nauczy się chodzić na czterech łapach. Kiedy jesteś zwierzęciem wszystko wydaje się inne, nowe.Młoda pantera patrzy na wszystko z dołu, zupełnie przeciwnie do latania. Latanie też jest super. Zaczęłam dzień tak wspaniale. Czy coś mogło mi go popsuć? No może w małym stopniu. Nie mogłam się przemienić z powrotem!

-Spróbuj jeszcze raz-powtarzała McGonnagal od godziny. Co mi to dawało? Kompletnie nic. Ale przecie nie mogłam...

-Raarrr.-"Zawołaj kogoś"-Wrrr!"Shena pomoże, idź po nią." Ale przecież nie zrozumiałą mnie no po jak. Ekhh.Byłam przemieniona od długiego czasu, przeróżni ludzie próbowali mi pomóc,ale nie zwracałam na nich szczególnej uwagi.Mijała kolejna godzina, długa i nudna.Próbowałam im mówi że to nic nie da ale nie słuchali.Bardzo mi się nudziło. Położyłam się na ziemi i tak sobie leżałam. Machałam łapkami, drapałam ziemie.

Widziałam Lessie, Jess'a i Blair, ale co z tego nawet nie zwróciły na mnie uwagi.Potem zobaczyłam przechodzącą Bonnie, rozglądała si na wszystkie strony. Moje oczy zrobiła si wielkie z przerażenia i szybko ukryłam twarz w puchatych małych łapkach. Po chwili lekko odchyliłam jedną łapkę, Bonnie już nie było, na szczęście, był ktoś inny.Matt! Od razu się uśmiechnęłam, o ile to możliwe, będąc Panterą.

Zaczęłam biec.Biegłam coraz szybciej.

McGonnagal zdziwiona śledziła mnie wzrokiem.

Byłam już niedaleko, pomyślałam raz Panterze śmirc.Skoczyłam...

-Nie rób tego...-wrzasnęła profesorka, dopiero teraz zobaczyła Matt'a. Ukrywała coś, nie chciała dopuści do naszego spotkania.Puściła się pądem za mną. 

Z dźwięcznym: Rrrraa!  moje łapki uderzyły w pierś Matt'a.

-Ooo! Co tam mały?-Dobra jestem małą panterą, jestem niższa, pół głowy od niego. No ale MAŁY?!To już przesada.

-Wrrrr!-"Ee e nie szalej" "Ja ci pokaże mały".

Zaczęłam zaczepnie drapać i podgryzać Matt'a, nie mocno.

-Czekaj, czekaj.-Matt zaczął przygląda się moim oczom.-Masz piękne czarne oczka.

Roześmiał się. A ja już pomyślałam sobie że mnie rozpoznał.

Zorientowałam się o co chodzi. Matt nie jest głupi. Po chwili z jego twarzy wszystko wyczytałam. Wiedział. McGonnagal powiedziała mu więcej niż mi.

-Jesteś mi potrzeba, dziś o 19 na zwiadach.-szepnął Matt.- Przyjdę po ciebie.

Ha ha, tak. Coś się dzieje. Nareszcie, będę czekała. 


Minęło kilka minut, przyszła Shena. Oczywiście umiałam mi pomóc.Wiedziałam. Mówiła że to się zdarza czasami.

-Haa to proste.-Podeszła do mnie i chwyciła mnie za łapę. Kazała podskoczyć.Jednym szybkim ruchem, w sekundzie której znalazłam się dość wysoko, wykręciła mną jak do salta. Zadziwiające jak pantera zgrabnie robi salto. To wcale nie bolało. Wow.

Wylądowałam już jako dziewczyna.Wylądowałam twarzą na ziemi. No i właśnie wtedy pojawił się problem.

Wielki problem.Rozwiązały mi się bandaże na twarzy. Nie wiem czy wiecie, ale moje oczy są w kolorze morza, takie głęboki, lśniący, intensywny, jasny niebieski. Zazwyczaj podziwiali ten kolor, mówili mi że mam straszne, śliczne oczy. 

 

Podniosłam się. Profesorka, Matt'e i Shena zdębieli, oczy mało im nie wypadły, na ich twarzach pojawił się lekki strach.

-Co ?

-B-bandaż ci...-Matt'e zamrugał nerwowo i szybko wskazał ręką na mnie.- Się zsunął

Shena kleknęła obok mnie.

-Wow, zawsze tak miałaś?!-zapytała oglądając moją twarz. 

-Co o czym wy gadacie ?-Zdziwiłam się, o co im chodziło.

Podali mi jakieś lusterko, odchyliłam bandaż. Moje prawe oko było czarne, było intensywne, straszne. Śliczne, ale gdybym miała takie dwa. A nie jedno czarne a drugie niebieskie. Wyglądałam strasznie, nie dziwne że się przestraszyli.Co się stało ?