Rozdział 52
Dracolie
Rozdział 52 "Wyjcie, którego nie zapomną"
Przez całą drogę do Wielkiej sali Matt nic nie mówił. Nie odezwała się ani słowem. To było dość wkurzające bo ja chciałam wyrazić swój podziw krzykiem! Matt. Sprzeciwił. Się. WK'owcom! Wow! Słyszałam o nich dość nie miłe recenzje. Ludzie się ich boją, nie wiem za co?! Wyglądają jak przerośnięte, zmieszane z trollami, krasnale ogrodowe. Byli po prostu śmieszni i wydaje mi się że wypukłości na ich brązowych pancerzach były wypchane. Nie da się im zaufać, są dziwaczni.
Chciałam porozmawiać z Matt'em o tym co zaszło w gabinecie Firnego i Zelena. Ale nie była przekonana czy to dobry pomysł.Cały czas ciągną mnie w kierunku bitwy w Wielkiej sali. Miał kamienną twarz, poważną i zamyśloną.
W sali stał Zack a obok Shena która przyglądała się swojemu mieczowi o nazwie Ignis. Chłopiec puścił mnie.Zdałam sobie sprawę że kiedy mnie trzymał był bardzo delikatny.Teraz, był porywczy, bardzo wkurzony, nie okazywał swego gniewu, tylko w ostateczności. To była ostateczność.Matt'owy niewolno grozić, to żelazna zasada.
Lucero zaczął iść w stronę drzwi. Wyciągnął z pochwy sztylet. Od drzwi dzieliły go ze 4 metry. Zamachnął się i rzucił sztyletem w miejsce na klucz. Stałam koło Zacka, a Shena spoglądała ze zdziwieniem na Matt'iego.
Shena wzbiła się do góry poszybowała korytarzem w lewo.
-Wracaj do Obozu. Zabierz chłopców. Ukradnę plany, ukryje je najlepiej jak tylko umiem. Będziemy w kontakcie. Pośpieszcie się!-powiedziała i śmignęła w głąb korytarza.
Już wiedziałam że dobrze zajmie się informacjami.
-Musimy spadać! Stary, szybciej!-krzyknął Zack do Matt'iego.
-Nie pośpieszaj mnie!-odwarknął.
W tej chwili jakiś rudy krasnal, wbiegł do sali.
-Hołota! Coście narobili!Panowie rozgniewani.-mówił trochę do siebie a trochę do nas.
Miał rude włosy po pas posklejane błotem i pajęczynami.-Odejdźcie, szczury. Roznosicie zarazę, szerzycie panikę i obrzydzenie. Wy...wy...
-Wrrraa! -wrzasnął Matt.-Obrócił się, wyciągnął strzałę z kołczanu i cisnął nią w rudzielca.-Skoro nie umiałeś się zamknąć, pomogłem ci.
Wyciągnął sztylet z zamka. I z całej siły kopnął w drzwi, które otworzyły się z wielkim trzaskiem.
-Co z tym chamem?-zapytałam.
-Kiedy przyjdzie ich czas sami umrą, nie zabije ich poprzez rany.Chronią ich Żywioły. Nawet tego ich przygłupa.- Matt machnął ręką w stronę tego nędznego pomocnika WK'owców.-Ciebie też to będzie obowiązywało.
-Co ?! Nie. Ja nie!
-Spadamy!
Matt wybiegł na zewnątrz. Zack pobiegł tuż za nim ciągnąc mnie za sobą.
Słyszałam z oddali huk. Za nami twierdza WK roztrzaskała się na kawałeczki.
Biegliśmy z godzinę chcąc ominąć Hogwart.Jakimś cudem dotarliśmy do stacji z pociągiem Hogwart-Londyn, wsiedliśmy. Byliśmy tylko my. Było tu cicho i przerażająco. Światło świeciło się tylko w jednym przedziale. Rozmawialiśmy o wszystkim. Nie wiem ile czasu minęło od kiedy wsiedliśmy do pociągu. Dość dużo.
W ciemności usłyszałam jakiś syk i plucie.Wstałam, sięgnęłam po miecz, w ostatniej chwili powstrzymałam się.
-Co jest? -zapytał zdumiony Zack.
Ruszyłam w cień. Głupia.Podczas oglądanie horrorów zawsze powtarzałam " Nie idź tam, zabiją cie!" Ale sama poszła za odgłosami. Wiedziałam dlaczego idzie się w nieznaną przerażającą otchłań. Nie ma się pojęcia, co w danej chwili się robi, nie myślisz, nie czujesz, nie masz obawy że coś ci zagraża.Po prostu idziesz.
Wiec szłam, coraz dalej, krok po kroku. Chłopaki zaczęli się niecierpliwić.Ponownie usłyszałam syk i plucie. Z mroku wyłoniły się małe zżółknięte ślepia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz