wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 42

 

 Dracolie

Rozdział 42 "Dzień jak nie co dzień"

 Obudziłam sie, wypełniona radością.Myślałam że zaraz wybuchnę. To nie mogło się we mnie zmieścić.Buum! Wybuchłam.

-Anne- Krzyczałam przez cały pokój, a Anneliese zakryła głowę poduszką.-Ja jeszcze śpię!Niech któraś mnie walnie.-Z pełną świadomością i uśmiechem, krzyczałam.Siedziałam na łóżku.

-Masz!Wypchaj się poduszką.-Powiedziała zaspanym głosem.Wstała i zabrała Jessbell poduszkę, i włożyła całą swoją siłę, na jaką ją było stać o tak wczesnej porze, w rzut prosto w moją głowę.Zrobiła to od niechcenia i byle jak, po czym znowu położyła sie i nakryła głowę poduszką.

-Dzięki, tego mi było trzeba.-Pełna energii położyłam si i przykryłam kołdrą.

To znaczy że to wszystko co do tej pory mi się przydarzyło to nie był sen.To była piękna rzeczywistość.

 

Zeszłyśmy wszystkie na śniadanie. Trochę się spóźniłyśmy, ponieważ Blair się ociągała. Wszystko robiła 3 minuty dłużej niż było potrzeba i to idealnie 3 minuty. Wiem , sprawdzałam.Kiedy zeszłyśmy na śniadanie, wszystkie miejsca przy stole Slytherin'u była zajęte.Prawie wszystkie, było kilka miejsc, te najbliżej stołu nauczycieli. Wypadło na mnie, siedziałam przy reszcie Slytherin'u. Reszcie której nie znałam. Siadłam tak dokładniej obok  Bonnie. Jest nieco zwariowana.Nosi okulary w grubych brązowych oprawkach.Niebieskie świdrujące oczy i burze kręconych blond włosów. Od razu wiedziałam że ma fioła na moim punkcie. I to było wkurzające.

-Haaaaaa- Zapowietrzyła się Bonnie.-To ty jesteś Nicola!-wydarła sie na całą sale.-Wiedziałam! Nauczysz mnie czegoś.-kompletnie zaskoczona słuchałam dalszej wypowiedzi.-Haaaaaaaaa.Rum tum tummm tum tuuuuum- Powiedziała suchym głębokim męskim głosem, jakby w transie.I ciągła dalej- Czekalii na te chwilllle caał-łee wieki.He he he he he he.-Zawiesiła się na chwile.Z rozdziawioną buzią i dziwnym układem rąk w powietrzu.

Bardzo, ale to bardzo spokojnie, naturalnie i niepozornie odsunęłam się od niej.

Pomyślałam że nie będzie łatwo.

Kiedy Bonnie wróciła do siebie zapomniała że siedzę obok niej i kończyła śniadanie. 


 

Następnie rozpoczęłam edukacje w Hogwarcie.

Moje lekcje miały być indywidualne.

 

Pierwsza lekcja:Transmutacja.

Tradycyjnie z profesor McGonnagal.

-Najważniejsze to wiedzieć w co chcesz się zmienić.Skrzydła! Myśl o nich, zastanów się jak je wysuniesz?

-Hymm- zamyśliłam się.Wiatr świszczał mi lekko w uszach, co nie bardzo pomagało.Myślałam z dobre pare minut.Nic nie wymyśliłam. 

-No pięknie.Widze że wiesz o co chodzi.-Odezwała sie profesorka.

Co? O czym ona gada?Jeśli myśleć i nie wymyślić to, to samo co zrobić, to jestem mistrzem w robieniu, czegokolwiek.

No i właśnie wtedy dowiedziałam si o co chodzi.Byłam około 20 metrów nad ziemią i unosiłam si coraz wyżej.Moje skrzydła wysunęły się i teraz latałam.

Cudowne uczucie.Cudowne, mówię wam.

Uśmiechnęłam się złowieszczo.Profesor odgadła co mam na myśli i pewnie dlatego krzyknęła:Niee ! Ale co tam raz się żyje, i nie raz się przeżyje.

Zanurkowałam w duł, tu przy ziemi zmieniłam kurs. Skręcałam raz w prawo raz w lewo.W gór i w dół.Super!. Poleciałam w stronę zamku. 

Stuknęłam nogą w jakieś okno, po czym ukryłam się nad nim.Tylko po to by uczniowie mieli zagadkę a nauczyciel się zezłościł uspokajając klasę.Potem wróciłam do McGonnagal, ale że nie ciągała mnie na ziemie, postanowiłam wywoła tornado. Latałam wiec dookoła.

-Może teraz coś trudniejszego.

 

Następne ćwiczenie było czystą transmutacją.McGonnagal powiedziała że mam zmieni się w jakieś zwierze.

Jakie? Jak się zmienić? Że co ?

-Spokojnie, musisz odnaleźć w sobie to zwierze.

-A może pani je znajdzie?-zapytałam z nadzieją.

-Spróbujmy je wywołać.

Wzięła do reki fotografie , nie wiadomo skąd. 

Podeszła o krok bliżej, w jednej ręce trzymała różdżkę, drugą trzymała zdjęcie.

-Na trzy, raz, dwa, trzy!-I wtedy zaczęła się apokalipsa.Pokazała mi zdjęcie. 

Świat umilkł słyszałam tylko kobiet  o pięknym głosie śpiewała coś. Piosenkę w hinduskim stylu.Ciągnęła litery:Aaaaaaooooo...ale śpiewała ślicznie.To nie był człowiek ten śpiew był mistyczny, śpiewał tylko dla mnie.Wszystko stało się ciemne.Poczułam jakby mnie coś od środka rozrywało.I znowu usłyszałam głos.

-Niedługo, jeszcze nie teraz, ale wkrótce.Znajdziesz mnie wiesz..Zanim mnie odnajdziesz musisz uratować innych.Czekają na ciebie.Odezwij się mów do mnie.     

-Kiedy wrócisz?-mój głos był inny, brzmiał jak dziecka i do tego tak jakbym mówiła przez szklankę kilka metrów dalej.Ale był słodki i przejęty.

Świat odzyskał barwy i odkąd widziałam go ostatni raz był jakby wyżej.Nie to ja byłam niska. O kurcze zmalałam!Nie, nie spokojnie nie zmalałam, przecież stoję na czterech łapach.Zaraz łapach?!

Transmutacja się udała, przemieniłam się.

 

Odnalazłam moje wewnętrzne zwierze.Pantera śnieżna. Młoda pantera. Śnieżnobiałe, mięciutkie futerko w czarne,intensywnie czarne plamki, i oczy w tym samym kolorze. Długi ogon.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz