niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 55

 

 Dracolie

Rozdział 55 "Najbardziej pusty peron "

Pociąg się zatrzymał, wybiegliśmy na peron. Pierwszy Zack, ja i na końcu Matt z Vaniteass'em na złotej, cieniutkiej, podobnej do pajęczej nici smyczy.Zwolniliśmy po chwili, na całej stacji nie było żywej duszy. Zero, nikogo. 

-Nie podoba mi się to. Za cicho. Za postu.Tu zawsze ktoś był, ktokolwiek. -Mówił Zack, rozglądając się na wszystkie strony.

-A niby kogo się spodziewałeś. Pociąg ruszył specjalnie dla nas.-odpowiedział Matt. Wyglądał na zdziwionego, gdyby nie szarpał się z szarą zjawą.-Zack, spadamy. Nie mamy czasu.

Ruszyliśmy dalej. Tuż przed przejściem na mugolski peron, chłopcy zatrzymali się.

-Chwila, nie wiemy czy Lucero może przejść.

-To da się łatwo sprawdzić.-Zack uśmiechnął się.

Złapał Matt za ramie i skoczył w przejście.Przeszli obaj.Roześmiałam się.Cofnęłam się parę kroków. Poczułam się przyjemnie lekka, dziwne uczucie ciągnięcia w brzuchu, to tak jakby ktoś przywiązał mi do pasa sznurki.Zawsze czułam się jak na sznureczkach.Teraz niteczki pociągnęły mnie w górę, powoli, przechyliłam się w poziomi.Tajemna siła wypchnęła mnie w przestrzeń. Przemknęłam przez przejście.Gładko wylądowałam na ziemi, jedną nogą, drugą.

To wszystko było takie dziwne.Jakbym płynęła w powietrzu, zawiesiła się w przestrzeni.Powietrze zgetniało.

To było wspaniałe, zawiesic sie, zatrzymac sie.Czysta magia.

Pierwszy raz mi sie tak zdarzyło. Ale czułam sie normalnie, jakbym robiła to codziennie. 

 

Wylądowałam metr od chłopców. I ruszyliśmy przed siebie. Aby dalej od stacji w Hogsmeade, od szkoły, a bliżej do Nowego Jorku, Long Island i Obozu Herosów.

Ale nadal został nam kawał drogi do przebycia. W dodatku najkrutsza droga prowadzi przez ocean.Samolotem to z osiem godzin. A co dopiero na piechote. Nawet nie chce o tym myślec. Liczyłam że Zack'e opanował już teleportacje.Oby.

-No to co teraz?

-Teraz prosto na East Meadow.-Przerwał mu czarodziej. 

-Ale czemu tam.-zapytałam.

-Mam tam sprawe-odpowiedzieli jednocześnie. 

Ahh ci chłopcy, tylko sprawy im w głowie.A ja? Zamierzałam pochodzic sobie po okolicach.


                   
 

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 54


Dracolie

 Rozdział 54 "Długa podróż"

Skóra Vaniteass'a zrobiła się szaro-niebieska i bardziej przezroczysta niż była.Pięć, żółtych kosmyków poszarzało na jego głowie. Pazury mu pociemniały.

Leżał bez ruchu, oddychał powoli.

-Co mu zrobiłaś?-po chwili milczenia odezwał się Matt.

-Nie mam pojęcia. Pomyślałam że tak trzeba.

Siedliśmy na początku przedziału z dala od miejsca w którym leżał potwor. Vaniteass strasznie mnie przygnębiał.Zack była bardzo ciekawy jakiego zaklęcia użyłam.

-Po raz setny powtarzam ci że nie wiem jak to zrobiłam. Ale to nie było żadne zaklęcie.

-Ona ma racje. To był przejaw żywiołu.-powiedział Matt.

-Żywiołu?!Nie no bez przesady.

-Nie ma w tym grama przesady.Jesteś tym żywiołem! Mówiłem ci już.

-Jesteś chyba jedyną osobą która uważa mnie za żywioł.Poza tym gdyby to była prawda moc już dawno by się ujawniła. Za kilka miesięcy moja szesnastka.Gdyby mieszkał we mnie jakiś nieznośny żywiołek wiedziałabym o tym.

-Nie koniecznie. Opowiadałem ci już o tym...

-Ekhhh, skończmy temat.-przerwałam mu. Nie chciałam by Żywiołem. 

Jestem dziwną mieszanką herosa.Miałam sporo problemów zanim się dowiedziałam o hojnym darze od Nike i Posejdona.W szkole nie byłam najbardziej lubiana, ale nie byłam też obiektem drwin, no przynajmniej nie zawsze. Nie było dobrze by tą pośrodku. To było chyba najgorsze. Nigdy nie wiesz co się może stać. Ale nie pozwalałam sobie w kij dmuchać. Umiałam się postawić. Miałam kilku zaufanych kumpli i to ich się trzymałam.Kiedyś byłam dość wstydliwa, tylko wśród obcych. Jako dziecko miałam przejawy ADHD, byłam wstydliwa, dziwne nie. Ale wyrosłam i te dwie rzeczy całkowicie mnie opuściły albo przynajmniej ukryły się gdzieś głęboko.Przestałam się bać ludzi, zaczęłam się im stawiać i walczy o swoje.Nie dawałam sobą pomiatać. Każdy kto raz ze mną zadarł, drugi raz nie popełnił tego błędu. Potem pojawiły się kolejne problemy. Dysleksja.To było bardzo trudne, długo nie umiałam czytać, miałam problemy ze skupieniem uwagi, czasami problemy z pamięcią. Wszystko co głupie i śmieszne wpadało mi w pamięć i nie dawało się zapomnieć. Ale rzeczy związane ze szkołą i nauką szły mi bardzo opornie. Moja ciocia poradziła nam testy na dysleksje i  panią która miała mi pomóc. I oczywiście pomogła, przez 2 lata pokazywała mi różne ćwiczenia, aż w końcu nie odstawałam od innych. Ale największymi problemami nie były dysleksja i wrogo nastawieni rówieśnicy. Najgorsza była choroba. Do dziś kiedy ręce mi sinieją, zaczynam panikować.Nie no to było straszne...Komora hiperbaryczna... duszność...ból głowy...zawroty głowy...ciemność, lekarze mówiący rodzicom o śmierci. To było straszne. Rodzice mówili że uratowało mnie przetoczenie krwi. Tamtego dnia w ekspresie Hogwart-Londyn zrozumiałam jak krew ocaliła mi życie.

 -Nicki, wróć do nas!Twój potworek się obudził.-Zack machał mi ręękami przed nosem.-Kochana, jak się będziesz tak zawieszać, to tej misji nie przeżyjesz.

-Fajnie że sie o mnie martwisz.

-Ooo właśnie!Ciesz się że cie taki celebryta zna.-Powiedział i odstawił pozę niczym modelka.

-Ejj ty pięknisiu, wyczaruj mi jakąś smycz!-Krzyknął Matt. 

-Nie mów do mnie pięknisiu!- Odpowiedział mu stanowczo Zack.

Czarodziej machnął różdżką.Uśmiechnął się w dość podejrzany sposób. Zerknęłam w stronę Vaniteass'a.

Matt siłował się z potworkiem. Turlał się po podłodze, obijał o ściany i okręca we wszystkie strony. Próbując utrzymać go chwile w spokoju.Odpychali się rękami i nogami od siebie.

-Eee, Waa ee niiięę, niiię weee!!-Krzyczał wyrywający się potworek. ę       niiięę           

Na szyi Vaniteass'jego pojawiła się cieniutka złota linka. Wyglądała jak siec pajęcza ze złota.

Zawiązała się w okół szyi i potem pobiegła delikatnie do dłoni Matt'iego. Potworek nagle się uspokoił i przejawiał wielkie zainteresowanie swoją złotą smyczą. Wyglądał nawet słodko jak na niebiesko szare coś z wielkimi pazurami i zgniło żółtymi włosami.

Zack nadal się uśmiechał.

-Oo chodź do mnie kochany. No kto jest brzydki, no kto. Chodź do mnie Vaniteasiu.-powiedział rozczulająco, słodko, miło jak do zwierzaka domowego. 

Potwór, wstawił język, który dziwnym trafem sięgał mu aż do pasa, obrócił głową. Vaniteass pociągnął za sobą Matt'a, ucieszona jak nigdy w życiu zjawa rzuciła się na Zack'a, który odepchnął go od siebie. 

-Dzięki wielkie.

-Ach Lucero nie ma za co.

-Ej chłopaki, co teraz?-zapytałam. Zaraz wysiadamy. A tak w ogóle to gdzie chcemy dotrzeć?           

                       

wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 53

 

 Dracolie

Rozdział 53 "Szary potworek"

Małe, żółte, gadzie ślepka.Patrzyły na mnie z prawego górnego rogu wagonu. Całe stworzenie było szare, na głowie kilka żółtych kosmyków, rosły w dużych odstępach od siebie i były grubości palca. Oczy miał małe, usta były zaledwie zielonymi kreskami. Nos potwora był chyba najśmieszniejszą częścią jego ciała. Był duży brązowy i przypominał grzyb.Rączki i nóżki miał chude i kościste. Nie było na mich grama mięśni. Była to po prostu cienka prześwitująca skóra naciągnięta na kilka kostek, zakończonych pazurem, długim na 15 centymetrów. Brzuch miał duży i pękaty. 

Próbowało na mnie napluć, zrobiłam unik. Rzuciło się w moją stronę przygotowane do rozdrapania mi twarzy.Przewróciłam się jednocześnie kopiąc zmorę. Przylgnęło do ściany, szykowało się do kolejnego natarcia. Matt'e był szybszy. Błyskawicznie skoczył pomiędzy mnie a potwora, i przycisnął mu sztylet do gardła.

-Czym jesteś?!-krzyczał.

Stworek splunął mu w twarz. Zniknął. Pojawił się po drugiej stronie przedziału.

-O nie koleś. Nie czas na zabawę.

Chwycił łuk i wycelował. Potworek kręcił się niespokojnie.

Wstałam, wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Zack'iem.Chłopak uśmiechnął się, machnął różdżką.

Zjawa zdrętwiała, wybałuszyła gały, upadła z głuchym łoskotem na podłogę. 

Podeszłam, wyciągnęłam rękę...

-Stój.-Powiedział Matt, spokojnym głosem.-To może mieć wściekliznę.

Na chudej szyi miał wypalone małe literki.

Vaniteass
                         006.5-3728

To by znaczyło że został pojmany, zawładnięty, stworzony lub...lub zmutowany?!

-Nazywa się Vaniteass.-Powiedziałam lekko zdziwiona.

-Nie spotkałem jeszcze czegoś takiego?-Powiedział Matt

-Nie uczono nas o tym.-Oświadczył Zack.

-Czemu mówicie "takiego", "tym". To Vaniteass 00...6.5...coś tam, coś tam.To porządny potworek. Może jeszcze się nam przyda.

Małe strumyczki wody zatańczyły mi na koniuszkach palców. Zakręciłam ręką, w okół głowy Vaniteass'jego, potem stuknęłam palcem w jego blizny na szyi.

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 52

 

Dracolie

 Rozdział 52 "Wyjcie, którego nie zapomną"

Przez całą drogę do Wielkiej sali Matt nic nie mówił. Nie odezwała się ani słowem. To było dość wkurzające bo ja chciałam wyrazić swój podziw krzykiem! Matt. Sprzeciwił. Się. WK'owcom! Wow! Słyszałam o nich dość nie miłe recenzje. Ludzie się ich boją, nie wiem za co?! Wyglądają jak przerośnięte, zmieszane z trollami, krasnale ogrodowe. Byli po prostu śmieszni i wydaje mi się że wypukłości na ich brązowych pancerzach były wypchane. Nie da się im zaufać, są dziwaczni.

Chciałam porozmawiać z Matt'em o tym co zaszło w gabinecie Firnego i Zelena. Ale nie była przekonana czy to dobry pomysł.Cały czas ciągną mnie w kierunku bitwy w Wielkiej sali. Miał kamienną twarz, poważną i zamyśloną.

W sali stał Zack a obok Shena która przyglądała się swojemu mieczowi o nazwie Ignis. Chłopiec puścił mnie.Zdałam sobie sprawę że kiedy mnie trzymał był bardzo delikatny.Teraz, był porywczy, bardzo wkurzony, nie okazywał swego gniewu, tylko w ostateczności. To była ostateczność.Matt'owy niewolno grozić, to żelazna zasada.

Lucero zaczął iść w stronę drzwi. Wyciągnął z pochwy sztylet. Od drzwi dzieliły go ze 4 metry. Zamachnął się i rzucił sztyletem w miejsce na klucz. Stałam koło Zacka, a Shena spoglądała ze zdziwieniem na Matt'iego. 

Shena wzbiła się do góry poszybowała korytarzem w lewo.

-Wracaj do Obozu. Zabierz chłopców. Ukradnę plany, ukryje je najlepiej jak tylko umiem. Będziemy w kontakcie. Pośpieszcie się!-powiedziała i śmignęła w głąb korytarza.

Już wiedziałam że dobrze zajmie się informacjami. 

-Musimy spadać! Stary, szybciej!-krzyknął Zack do Matt'iego.

-Nie pośpieszaj mnie!-odwarknął.

W tej chwili jakiś rudy krasnal, wbiegł do sali.

-Hołota! Coście narobili!Panowie rozgniewani.-mówił trochę do siebie a trochę do nas.

Miał rude włosy po pas posklejane błotem i pajęczynami.-Odejdźcie, szczury. Roznosicie zarazę, szerzycie panikę i obrzydzenie. Wy...wy...

-Wrrraa! -wrzasnął Matt.-Obrócił się, wyciągnął strzałę z kołczanu i cisnął nią w rudzielca.-Skoro nie umiałeś się zamknąć, pomogłem ci.

Wyciągnął sztylet z zamka. I z całej siły kopnął w drzwi, które otworzyły się z wielkim trzaskiem.

-Co z tym chamem?-zapytałam.

-Kiedy przyjdzie ich czas sami umrą, nie zabije ich poprzez rany.Chronią ich Żywioły. Nawet tego ich przygłupa.- Matt machnął ręką w stronę tego nędznego pomocnika WK'owców.-Ciebie też to będzie obowiązywało.

-Co ?! Nie. Ja nie! 

-Spadamy!

Matt wybiegł na zewnątrz. Zack pobiegł tuż za nim ciągnąc mnie za sobą.

Słyszałam z oddali huk. Za nami twierdza WK roztrzaskała się na kawałeczki. 

 

Biegliśmy z godzinę chcąc ominąć Hogwart.Jakimś cudem dotarliśmy do stacji z pociągiem Hogwart-Londyn, wsiedliśmy. Byliśmy tylko my. Było tu cicho i przerażająco. Światło świeciło się tylko w jednym przedziale. Rozmawialiśmy o wszystkim. Nie wiem ile czasu minęło od kiedy wsiedliśmy do pociągu. Dość dużo. 

W ciemności usłyszałam jakiś syk i plucie.Wstałam, sięgnęłam po miecz, w ostatniej chwili powstrzymałam się. 

-Co jest? -zapytał zdumiony Zack. 

Ruszyłam w cień. Głupia.Podczas oglądanie horrorów zawsze powtarzałam " Nie idź tam, zabiją cie!" Ale sama poszła za odgłosami. Wiedziałam dlaczego idzie się w nieznaną przerażającą otchłań. Nie ma się pojęcia, co w danej chwili się robi, nie myślisz, nie czujesz, nie masz obawy że coś ci zagraża.Po prostu idziesz. 

Wiec szłam, coraz dalej, krok po kroku. Chłopaki zaczęli się niecierpliwić.Ponownie usłyszałam syk i plucie. Z mroku wyłoniły się małe zżółknięte ślepia.             

                     

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 51

 

Dracolie

Rozdział 51 " Z planu się nie dowiesz"

Biegłam brązowymi korytarzami, jak na mały na wpół zburzony kościółek, było dużo korytarzy. Biegła i biegłam , a znalazłam plan budowli. Łuu, ze 2 minuty studiowałam plan, a potem ruszyłam dalej korytarzem. Po co ludziom te plany, skoro nic z tego nie można odczytać. 

Na szczecie wybrałam dobry korytarz. Zatrzymałam się przed małymi drzwiami. Zaczęłam słuchać. 

-Chodziło mi tylko o upewnienie się...- Powiedział Matt.Gadał z jakimiś facetami.

-Nie wymiguj się. 

-Dobrze wiemy, o co ci chodziło. Chciałeś ukrśac plany!

-Nie!- Matt, prawie krzyczał.

-Dla kogo chciałeś wykraść informacje? Pracujesz dla pozostałych żywiołów co?!

Meszczyźni miel bardzo nieprzyjemne zimne głosy.

Wiedziałam że Matt tego nie zniesie, miałam racje, wkurzył się.   

-TAK!Koniec z wami! Rozniesiemy was!

Usłyszałam, upadek czegoś ciężkiego, zapewne stołu. Kilka krzyków tych dwóch facetów. I huk metalowych drzwiczek.

Matt wypadł zza drzwi.

 

Zajrzałam do środka. Było tam tych dwóch z mojego snu.

Matt'e złapał mnie za reke.

-Spadamy! Zaraz się obudzą.

Pobiegliśmy do Wielkiej sali.Toczyła się tam bitwa. Nasi wygrywali!

Ja i Zack byliśmy w piżamach, Matt w stroju WK-owca i Shena. Nastolatka była cała ubrana na czarno. Czarne rurki czarna skórzana kurtka, czarna bokserka i bląd włosy. Chwila, przed wejściem do twierdzy miała długi proste włosy, teraz były krótkie. Jakim cudem zdążyła je obciąć.Może ucięły się w walce? Raczej nie.    

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 50

 


Dracolie

Rozdział 50 " Bum, WK'owcy ?! Bum! "

Matt siedział na wzgórku i przyglądał się gwiazdą. Był bardzo spokojny i w ogóle do siebie nie podobny. Nie uśmiechał się, kierował wzrok dokładnie w niebo, nie jakby chciał objąć spojrzeniem cały świat. 

Był ubrany w długie spodnie moro, na tors miał założoną uniwersalną, nowoczesną zbroje. Wyglądała jak "zbroje" ochronna dla kaskaderów. Taki sprzęt do zadań specjalnych, maksymalna ochrona. Zestaw ochraniaczy naszytych na bluzę z mocnej siatki. Była szara z plastikowymi elementami, rozbudowana ale nie krepowała mu ruchów. Spod zbroi wystawał kawałek ciemno zielonej koszulki. Na lewym kolanie miał założony ochraniacz.Czarny z zielonymi wykończeniami. Na plecach kołczan pełen strzał, obok niego na ziemi leżał łuk. Przy pasie przypięty sztylet.

 

I to jest wyposażenie na misje.

Nie to co ja.

-No to co? Ruszamy?-Zapytał Matt.-Plany same się nie ukradną.

Zdążyliśmy przejść kilka kroków. Usłyszeliśmy szelest na pobliskim drzewie, nic tam nie było. Ale kiedy podeszłam z drzewa zeskoczyła Shena.

-Wiec gdzie idziemy, co?

Zack wytłumaczył Shenie, a przy okazji i mi, o co chodzi.

Idziemy do twierdzy WK, by wykrśc informacje a przy okazji chcą żebym zobaczyła jak to jest kiedy twojemu życiu co zagraża. Nie mamy dużo czasu, rano wszelkie ślady mojego istnienia muszą zostać zatuszowane. Musze wróci do Obozu.Na ten dzień zniknę z pamięci. Bo dziś rano, odbędzie się inspekcja. Przedstawiciele WK przybędą, sprawdzą czy w murach Hogwartu nie ukrywa się przypadkiem siła żywiołu.Ja.Wszyscy starają się mnie ukryć i utrzyma przy życiu jak najdłużej. No co jak co, ale na patelni wrogowi się nie podstawie. Będę walczyć. 

Doszyliśmy na miejsce.Z ukrycia przyglądaliśmy się twierdzy, opracowując plan, szukając słabych punktów, planując ucieczkę, co kto lubi.

Siedziba WK była raczej starym kościołem, kościołem z mojego snu. To by znaczyło że tych, dziwnych trzech mogło być władcami.Ale trzech władców na raz?!

 

Matt'e powiedział że WK ma dwóch rządców: Firnego i Zelena. 

Ci którzy znali ich imiona już dawno nie żyją, dlatego zaczęto mówi do nich takimi przezwiskami.

Oboje są wcieleniami mocy żywiołów. Firny obsługuje wiatr, ale tylko i wyłącznie wiatr. Nie powietrze, jest powiewem wiatru. Zelen jest uosobieniem Natury Naturalnej.Wszystko co sztuczne go osłabia, a Ziemia staje sie coraz bardziej  zanieczyszczona.Natura Naturalna to tylko ta dzika.

Dużo słabych punktów, łatwi do pokonania.Ale mają dość liczne zastępy i ciągle zgłębiają wiedze o mocy. Ja jestem nowy żywiołem, a do tego Moc  nie do końca się ujawniła. Powinna się pokazać do 16 roku życia. Mówiła że mam 16 lat, no nie do końca mam 15. Urodziłam się 18 listopada. To za kilka miesięcy.


Odpaliłyśmy skrzydła, razem z Sheną patrolowałyśmy teren. Spostrzegłam z pięćdziesiąt strażników, ubranych jak Matt. W stroje WK.Matt jest przepustką do środka, tylko jak to zrobić. 

Chłopcy przemieszczali się powoli w stronę wejścia. 

Nagle mnie oświeciło. Miałam plan !

Powiedziałam Shenie żeby od 04:57 zrobiła dokładnie 73 kółka w okół twierdzy a potem wylądowała  w samym środku siedziby. 

-Spoko, nie spóźnijcie sie, bo ominie was niezła bitwa, i serio aż 73 kółka, ,więcej się nie dało?

-Dało, tylko musiała byś lecieć o 80 km/h wolniej.

-Dobra przekonałaś mnie. 

Wróciłam do chłopców. 

Wyjaśniłam im plan. I minute później Matt wmaszerował do środka, głośno trzaskając drzwiami. 

Chwyciłam Zacka za ręce, i uniosłam w górę.

-Chamskie wtargniecie,podjudzanie napicia, wielu poległych, straty w cywilach, fokstrota ze śmiercią.-Wymieniał Zack, podejrzewam że w wakacje naoglądał się za dużo filmów o powstaniach narodowych i programów rozrywkowych o tańcu.Taniec z gwiazdami. Żal, no przynajmniej osobiście, nie lubuje sie w takich rzeczach: Tango zatańczy para numer 6...-Nicki wiesz co to jest fokstrot?

-Nie mam pojęcia. 

-To dobrze, chodźmy coś rozwalić.

I polecieliśmy w prawo, w zasuszony ciernisty las. 

Postawiłam tam Zack'a. Wyciągnęłam miecz, chłopak wyjął różdżkę, podszedł pod samą ścianę.Skinął głową.Był gotowy. Przeleciałam niezauważenie na drugą stronę kościółka.

Trzy...dwa...jeden. Rozpędzona, przebiłam się przez ścianę, pomyślałam że nie zdarzę się zatrzyma i rozpłaszczę się na przeciwne ścianie. Na szczęście wyhamowałam w połowie sali.

Wyprostowałam się.Strażnicy patrzyli na mnie kompletnie ogłupiali.Cofnęłam się.Nie zauważyłam że bandaż został gdzieś w pozostałościach po dawnej ścianie. BUM! Shena wylądowała na posadzce. BUM! Zack wypalił wielką dziurę w ścianie i z szalonym tryumfem w oczach powoli wchodził do sali.

-Bua ha ha ha ha! Koniec z wami, ludziska!-Zawołał i zaczął miotać zaklęciami na lewo i prawo. Shena wyciągnęła miecze i rozpoławiała krążące tu i ówdzie zmutowane potwory.

Teraz moja kolej, cięłam mieczem i walczyłam z każdym stającym mi na drodze. Musiałam znaleśc komnatę główną, miejsce  w którym przesiadują te nadęte żywioły.

   
         

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 49

 

 

 Dracolie

Rozdział 49 " W Piżamie poprzez świat"

Dziewczynka powiedziała mi że ma na imię Thory. Opowiedziała mi jak zginęła mówiła że to była jakaś misja. Nie powiodło się jej. Przegrała a Nike, nienawidzi przegranej. Wyrzekła się jej, Thory była jej córką ale bogini postanowiła nie przyznawać się do niej. "Wujek" jak to mówiła przygarnął ją i uznał za przybrane dziecko.Gdyby nie on, nie wiadomo co by się stało. Thory nie chciała opowiedzieć o tym co było po śmierci a przed Przystąpieniem do Hadesa, ale nie było to nic miłego.

-Thory, kim ty jesteś... w sensie że teraz ?-zapytałam, z lekkim pośpiechem.Chciałam dowiedzie się wszystkiego od razu.

-Jestem wspomnieniem.

-Ale jak to, to... to niemożliwe ?!
Opisałam jej moje spostrzeżenia, to jak się zmieniła od ostatniego spotkania. Była o wiele bardziej mniej tym " wspomnieniem" stałą się żywsza, wyraźniejsza, jakby wróciła do życia.

Powiedziała mi o klątwie którą Nike rzuciła na swoje dzieci. W dawnych czasach złożyła obietnice : Żadne ze Znanej Potęgi moich dzieci nie będzie przegrane. Na wieki wieków! Tymi słowami rozpoczęła wieki klątwy.

Klątwy nie da się pokonać, nigdy nie wiesz kogo opęta. Wysypuje tylko wśród na których spoczywa wielka odpowiedzialność i zależy czyjeś życie.

Odkąd Nike wyrzekła się Thory, klątwa w niej ucichła. Siostra podejrzewa u i mnie uśpione przekleństwo.

 

Myśli wciąż krążyły mi w głowie, mogę dźwiga brzemię przeklętej a co się z tym wiąże dostać ważną Misje .

Mogą być 3 w nocy, kiedy ktoś zapukał do naszego dormitorium.Spałam bardzo miękkim snem wiec od razu podskoczyłam na łóżku. Wstałam, spojrzałam na siebie. Za piżamę miałam długą, sięgającą mi prawie do kolan, jasnoniebieską, bluzkę. A do tego leginsowe, krótkie obcisłe spodenki moro, co oznaczało że cześć moich nóg idealnie wtapiała się w leśne otoczenie.Zupełnie nie istotnym małym szczegółem było to że, nie chodziłam w piżamie po dworze, a spodenki całkowicie zakrywała luźna koszulka.

Uniosłam rękę chcąc określić położenie moich włosów. Stwierdziłam że jak na 3 w nocy są idealnie nie ogarnięte. Wiec oczywiście...poszłam otworzyć, a czego się spodziewaliście?! 

 

Za drzwiami zobaczyłam Zack'a, widać było że on też niedawno zwlekł się z łóżka, ponieważ przyodziany był w zestaw nocy tak jak ja. Miał na sobie czerwone neonowe szorty i czarną koszule krzywo zapitą na dwa guziki.Domyśliłam się że zakładał ją w pośpiechu.

-Nicki słyszałaś, misja, teraz, szybko! Nie ma...ooo czy to Nocna Kolekcja, igły Wschodzącej gwiazdy.Mmmm...?

-Zack, właśnie wstałam z łóżka-machnęłam niedbale ręką w kierunku wygodnego posłania.-Do rzeczy.

Zack mruknął coś pod nosem.

-Dobra idziemy Matt czeka, mamy zadanie do wykonania.-Powiedział stanowczo, z tym jego pewnym i twardym ale radosnym uśmieszkiem.

-Czekaj, skąd znasz ...-Nie skończyłam. Zack chwycił mnie za rękę i wybiegliśmy w pośpiechu z dormitorium Slytherinu.

Wytłumaczyła mi pokrótce o co chodzi. Matt obiecał mu że zabierze go na jakąś wyprawę jeśli Zack udostępni mu pewnych informacji do których ma dostęp rodzina ślizgona. Przebiegliśmy kilka korytarzy, potem zupełnie nie wiadomo skąd pojawiły się małe drzwiczki, które mogły prowadzi do jakiego schowka na miotły.Ale nie wyszliśmy nimi na zewnątrz, na tyły zamku. Tam spotkaliśmy Matt'a.Oczywiście nie obeszło się bez skomentowania mojej superowej piżamki.     

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam że długo nie wchodziłam, miałam kilka spraw do załatwienia, będę się starała pisać regularnie