wtorek, 25 listopada 2014
czwartek, 20 listopada 2014
Rozdział 47
Dracolie
Rozdział 47 " Nowe imię "
Zaczęłam się pakować. Matt ma mnie zabrać do Obozu, super! Zabrałam kilka par spodni, podkoszulek, bluzę z kapturem, bielizna i jakieś przybory toaletowe, to co mogło mi się jakoś przydać. Włożyłam wszystko do torby. Miałam wrażenie że zapomniałam czegoś bardzo ważnego. Zajrzałam pod łóżko, miałam przeczucie że jest tam coś ważnego.Wsunęłam się pod nie. Zobaczyłam że pomiędzy szczeblami wciśnięty jest jakiś skórzany, czarny pas. Wyjęłam go, to nie był tylko pas. To był Pas mieczowy razem z pochwą. Wstałam, chciałam go przymierzyć. Jeden pas zapiłam na żebrach, drugi biegł przez prawe ramie i plecy.Był bardzo wygodny, wcale go nie czułam. Sięgnęłam do niego jakbym chciała wyjąc z niego miecz. Poczułam chłód rękojeści... Co? Jak ten miecz mógł się tam znaleśc. Wyciągałam go. Każdy mój ruch była płynny, pasy nie krępowały ruchów. Pomyślałam że najlepiej byłoby go nie zdemolować.Ale co z ludźmi ? Przestraszą się dziewczyny która chodzi i mieczem na plecach? Może. Zerknęłam na zapicia pasów. Wow! Zniknęły, włożyłam miecz z powrotem. Nadal nie było widać pasów. Super! Zdjęłam pasy i schowałam je pod torbą, niech nikt o nim nie wiem. Ten miecz powinien mieć imię.Ale jakie? Przypomniałam sobie napis na jego zbroczu. ~hor-net~ eredicco~.Hymm, eredicco to na pewno ma jakiś związek z tym mieczem. Eredicco to dobre imię.
Kilka godzin później przyszły dziewczyny, trochę pogadałyśmy. Powiedziałam im że jutro Matt zabiera mnie do Obozu. Powiedziały że będą wysyła mi sowy. Położyłam się spać. Musze się dobrze wyspać przed podróżą.
Miałam sen, był bardzo niewyraźny i zawiły. Nie wiedziałam co mam o nim myśleć.
Śniła mi sie jakaś mroczna twierdza, obraz był zamglony i nie widziałam szczegółów. Potem wszystko się zmieniło byłam w Obozie, wśród półbogów, przyjaciół. Ziemia pod moimi stopami się roztapiła. Spadłam kilkanaście metrów w duł. Był szeroki i wysoki, popatrzyłam w górę, ledwo widziałam niebo. Obok mnie pojawił się Nico, obraz nadal był niewyraźny i było ciemno, nie widziałam jego twarzy. Mówił coś do mnie, ale nie wiem co, nie słyszałam słów. Obraz się znów zmienił byłam w jakimś strasznym miejscu, było tu wiele duchów. Potem zobaczyłam Luka, uśmiechnął się. Sen znowu się zmienił teraz byłam w jakimś złotym pomieszczeniu. I znowu usłyszałam głos kobiety: Szybciej nie masz dużo czasu, pośpieszcie się. Przegrana jest niedopuszczalna! Wyruszysz na misje, zabierz ze sobą tylko 2 osoby, macie mało czasu.
poniedziałek, 17 listopada 2014
Rozdział 46
Dracolie
Rozdział 46 " Miecz"
Przez kolejny tydzień nic ciekawego nic się nie zdarzyło. Codziennie chodziłam na wszystkie zajęcia:
Transmutacja, Obrona przed czarną magią, Zaklęcia, Opieka nad magicznymi stworzeniami, Zielarstwo i moje ulubione zajęcia z Sheną. Sposób w jaki Shena uczyła, przetrwania by po prostu zadziwiający. Podczas lekcji zdarzyło mi się już: pojedynek z nauczycielką, walce z wieloma potworami na raz-nie wiem jak, ale udało jej się wyczarować trawę 5 razy większą ode mnie, kazała mi z nią walczyć, ironia losu, odrastała w 2 sekundy. Ćwiczyłam to z godzinę, choć trawa zajmowała tylko 2 na 2 metry. Myślcie sobie e to proste ale wcale nie jest.Po jakichś 50 minutach wkurzyłam się, wyskoczyłam poza obręby trawy i tylko raz zamachnęłam się mieczem po czym ległam na ziemi i turlałam się po zaczynającej odrasta trawie. Wtedy Shena uznała że starczy mi już ćwiczeń z trawą.- Miałam też tor przeszkód- na szczęście lub nie miałam tylko jedną przeszkode Shene, uciekałam przed nią po całych błoniach Hogwartu.-Trenowała mnie te w strzelaniu z łuku i walce wręcz.
Niestety McGonnagal jakimś cudem dowiedziała się że mam miecz. Nie nosiłam do przy sobie, był szczelnie ukryty pod moim łóżkiem. Używałam go tylko z Sheną, tylko ona i Matt wiedzieli o Memorie.
-Nicola, dowiedziałam się że ukrywasz miecz w naszej szkole- McGonnagal powiedziała to takim tonem jakby to było coś złego. Gdybym nie miała miecza pod ręką, byłabym zbyt łatwym celem.
-Ale nie użyłam go na nikim- lecz w głowie domyślnie powiedziałam "jeszcze " .
-To bez znaczenia. Miecze są niebezpieczne.
-Co ? Niby kto tak powiedział!
-Nie ważne, muszę zarekwirować twój miecz.
-Nie zgadzam się. Nie oddam.
-Nicola- McGonnagal prawie krzyczała.-Myśl rozsądnie!
-Po co?
Od tej rozmowy minął tydzień. Bardzo niespokojny tydzień. Byłam bardzo czujna. Zaczęłam nosić Memorie ze sobą wszędzie. W nocy budził mnie każdy odgłos.
Aż w końcu stało się. Mój Memorie został ukradziony. Nie miałam pojęcia przez kogo. Była wciekła.Nie mają prawa. Memorie był jak moje dziecko nie zamierzałam dać go skrzywdzić.
Wbiegłam z lochów. Biegłam do gabinetu McGonnagal.
-Gdzie on jest?!-łupnęłam drzwiami. W środku zastałam Griffiths'a i profesorkę.
-Co, gdzie jest?-zapytał Griffiths.
-Mój miecz-wysyczałam przez zęby.
Dyrektor zrobił zakłopotaną minę.
-Wiesz... twój miecz mówisz? Zabawne bo ja....ja nie widziałem twojego miecza-powiedział piskliwym głosem.
-Przestań kłamać.-powiedziałam już opanowanym głosem.-Przecież wiem. Ktoś zwędził, mi miecz z pod łóżka i na pewno przyniósł do was.
W tym momencie Griffiths strasznie się wkurzył.
-Młoda panno, przechowywanie broni na terenie szkoły jest nielegalne. Łamiesz przepisy. Jesteś niebezpieczna dla uczniów. Obliviate!- wykrzyknął dyrektor.
Zaklęcie zapomnienia. Usłyszałam: Nie! wykrzyczane przez profesorkę, a potem trochę mnie przemiło. Widziałam białe oślepiające światło.
A potem obudziłam się, nogami na biurko a głową na podłodze. Ciekawe zjawisko. Najprawdopodobniej zaklęcie podbiło i zakręciło mną w powietrzu. Nie wiem dokładnie.
Wstałam. Coś pyknęło mi w kręgosłupie.
-Co ja miałam powiedzieć- zapytałam kompletnie ogłupiałą. Nie wiedziałam o czym rozmawiałam z nimi wcześniej.
-O nic, kochana. Proszę to twoje. Weź i idź do dormitorium.Acha, zapomniałabym. Jutro Pan Lucero, zabiera cie do Obozu. Przyśle ci list, w którym omówię parę spraw.Idź już.-McGonnal podała mi pochwę z mieczem w środku.
Za drzwiami, zatrzymałam się na chwile.
-Jak mogłeś. To jeszcze dziecko, uczennica tej szkoły.W dodatku nic złego ci nie zrobiła.-krzyczała profesor.
-Za dużo chciała.
-Chciała tylko odzyska ten swój miecz.
-Aaa właśnie, miecz. Po co ty jej go oddałaś.
-To jej miecz, ma prawo.Potrzebuje go!
-Nie długo sama go nam odda. A wtedy będzie, potrzebowała nie tylko broni.-wysyczał dyrektor.
-Co...co ty...coś ty zrobił!
Usłyszałam kroki. Czym prędzej pobiegłam w stronę lochów Slytherinu.
Siadłam na łóżku. Dziewczyn nie było, i dobrze, musiałam sobie to wszystko spokojnie poukładać.Griffiths chciał żebym o czymś zapomniała. Ale o czym?
Wyciągnęłam miecz. McGonnagal powiedziała że jest mój. Ale jakoś gonie kojarzyłam.
Był idealnie wyważony.Jakby był robiony na zamówienie.Promieniował jasnością i mocą.Był superowy.Zerknęłam na klingę.Były na niej jakieś litery.Układały się w słowa, których mimo starań nie zrozumiałam.
~ hor-net ~ eredicco ~
czwartek, 13 listopada 2014
Rozdział 45
Dracolie
Rozdział 45 "Nowo poznani chłopcy"
Shena stwierdziła że starczy mi wrażeń jak na jeden dzień, wiec resztę zajęć miałam odwołanych. Na szczęście Jess'a, Anneliese i Blair skończyły półgodziny temu. Większość ślizgonów już skończyła, wiec przyszedł czas na zawieranie nowych znajomości. Dziewczyny miały przedstawić mi uczniów z naszego rocznika. Przy okazji pokazały mi też kilka innych osób.
Siadłyśmy w pokoju wspólnym. Miał kamienne ściany i niskie sklepienie. Z sufitu zwisały na łańcuchach zielonkawe lampy. Na kanapie byłyśmy tylko my reszta, siedziała albo na podłodze albo na fotelach. Inni podpierali ściany lub zwyczajnie stali.
-O patrz tam- Annaliese wskazała palcem na chłopaka. Był wysoki, miał jasną skórę, grzywka niesfornie sterczała mu na głowie, reszta włosów była ułożona do tyłu. Były jasno brązowe.Oczy, duże i zielone patrzyły na świat twardo i pewnie.Lekko się uśmiechał.
Gadał z jakimś chłopakiem. Byli tego samego wzrostu. Ten obok miał ciemniejszą karnacje i ostrzejsze rysy twarzy. Ciemne brązowe oczy patrzyły pytająco.Miał blond włosy sterczące i zmierzwione, ale nie tak rozczochrane jak Jack. To wspomnienie nie dało się wyrzucić z głowy. Gdyby Jack był tu razem ze mną, w tej chwili podszedłby do tych dwóch chłopców. "Tamte dwie laski o was plotkują, na waszym miejscu bym uciekałbym. A i ta brzydka w środku też ". Potem wróciłby do nas, a ja rytualnie walnęłabym go w ramie. Akhhh, ciekawe co się u nich dzieje.
-Tamten blondynek to Jeff'e, a ten obok Zack- dokończyła Jess'a.-Annelie, ostatnimi czasy bardzo polubiła Jeff'a.-dodała szeptem.
Jessbell miała chyba racje. Anneliese gapiła się na Jeff'. No, no. Jessbella i Annelie były osobami które cieszą się popularnością. Każdy kto przechodził mówił do nich :Cześć albo Hej , ale one nie bardzo się tym przejmowały.Miały już swój cel.
Zack i Jeff nagle odwrócili się w naszą stronę, wymienili przelotne spojrzenie.Ruszyli w naszą stronę.
Pewny krok, bystre spojrzenie. Wyglądali jak postacie z filmu.
-Cześć dziewczyny, można się przysiąść-zapytał Jeff.
-Ta jasne.-Odpowiedziały razem Jessbell i Aneliese, bardzo spokojnym, naturalnym tonem.
Jeff siadł obok Anneliese, odrazu zajeli si rozmową. Widać było że mają wiele wspólnych tematów. Zwykła koleżeńska rozmowa.Zack zajął miejsce przy Jessbell.
-Czekaj, ty jesteś ta nowa?-Zapytał Zack
-Tak, Nicola- uścisnęliśmy sobie dłonie.
Rozmawiało się z nim bardzo miło. Okazało się że ma bardzo duże poczucie humoru.
poniedziałek, 10 listopada 2014
Rozdział 44
Dracolie
Rozdział 44 "Znowu w szpitalu"
Nikt nie spodziewał się takiego efektu. Jak to się mogła stać? Co poszło nie tak? Profesor Mcgonnagal pobiegła poszperać w danych, książkach. Matt i Shena zaprowadzili mnie do skrzydła szpitalnego. Do skrzydła szpitalnego, znowu?!
Całą drogę zakrywałam sobie oko.
Pani Pomfrey, pielęgniarka obejrzała dokładnie moje oko.
-Pierwszy raz widzę taki przypadek.-powiedziała z nieukrywanym zdumieniem.
-Tak! Ale czy możesz co z tym zrobić?-zapytała Shena.Pani Pomfrey jednak nie zwróciła na nią większej uwagi.
-Boli ci to ?-zapytała, dziwnym głosem.
-Nie. Czuje się normalnie, tylko ten kolor...się zmienił.
-Niewiarygodne...-Pani Pomfrey zakryła moje oko ręką i wymamrotała słowa które ledwo zrozumiałam, a właściwie nie zrozumiałam. To było jakieś zaklęcie, brzmiało tak" mutatio reditum" .
Wszyscy nachylili się nade mną, z wielkim zaciekawieniem przyglądali się jak pielęgniarka powoli zabiera rękę.
Zabrała rękę, a ja poczułam jakby coś rozpalało mnie od środka. Jakbym znowu siedziała na rozpędzającym się Zefirze-smoku Sheny.
Wszyscy gwałtownie się odsunęli.
Moje czarne oczko, nagle i niespodziewanie zrobiło się czerwone. Oko wyglądało jakby stanęło w płomieniach. Szybko jednak wróciło do czerni.
Pani Pomfrey zmieniła mi opatrunki i z powrotem zabandażowałam rany. Poparzenie i otarcia na twarzy były już prawie zagojone, ale ręce nie chciały si zagoić. W niektórych miejscach krew nadal płynęła, rany były mocno czerwone i porozrywane- nie wiem dlaczego, wyglądały jakby zaatakował je wciekły kot, nic takiego nie miało miejsca i wcześniej takie nie były.-Kolejne dziwactwa w tym zwariowanym dniu.
piątek, 7 listopada 2014
Rozdział 43
Dracolie
Rozdział 43 " Pantera o czarnym oku"
Przemiana jest super. Musiałam nauczy się chodzić na czterech łapach. Kiedy jesteś zwierzęciem wszystko wydaje się inne, nowe.Młoda pantera patrzy na wszystko z dołu, zupełnie przeciwnie do latania. Latanie też jest super. Zaczęłam dzień tak wspaniale. Czy coś mogło mi go popsuć? No może w małym stopniu. Nie mogłam się przemienić z powrotem!
-Spróbuj jeszcze raz-powtarzała McGonnagal od godziny. Co mi to dawało? Kompletnie nic. Ale przecie nie mogłam...
-Raarrr.-"Zawołaj kogoś"-Wrrr!"Shena pomoże, idź po nią." Ale przecież nie zrozumiałą mnie no po jak. Ekhh.Byłam przemieniona od długiego czasu, przeróżni ludzie próbowali mi pomóc,ale nie zwracałam na nich szczególnej uwagi.Mijała kolejna godzina, długa i nudna.Próbowałam im mówi że to nic nie da ale nie słuchali.Bardzo mi się nudziło. Położyłam się na ziemi i tak sobie leżałam. Machałam łapkami, drapałam ziemie.
Widziałam Lessie, Jess'a i Blair, ale co z tego nawet nie zwróciły na mnie uwagi.Potem zobaczyłam przechodzącą Bonnie, rozglądała si na wszystkie strony. Moje oczy zrobiła si wielkie z przerażenia i szybko ukryłam twarz w puchatych małych łapkach. Po chwili lekko odchyliłam jedną łapkę, Bonnie już nie było, na szczęście, był ktoś inny.Matt! Od razu się uśmiechnęłam, o ile to możliwe, będąc Panterą.
Zaczęłam biec.Biegłam coraz szybciej.
McGonnagal zdziwiona śledziła mnie wzrokiem.
Byłam już niedaleko, pomyślałam raz Panterze śmirc.Skoczyłam...
-Nie rób tego...-wrzasnęła profesorka, dopiero teraz zobaczyła Matt'a. Ukrywała coś, nie chciała dopuści do naszego spotkania.Puściła się pądem za mną.
Z dźwięcznym: Rrrraa! moje łapki uderzyły w pierś Matt'a.
-Ooo! Co tam mały?-Dobra jestem małą panterą, jestem niższa, pół głowy od niego. No ale MAŁY?!To już przesada.
-Wrrrr!-"Ee e nie szalej" "Ja ci pokaże mały".
Zaczęłam zaczepnie drapać i podgryzać Matt'a, nie mocno.
-Czekaj, czekaj.-Matt zaczął przygląda się moim oczom.-Masz piękne czarne oczka.
Roześmiał się. A ja już pomyślałam sobie że mnie rozpoznał.
Zorientowałam się o co chodzi. Matt nie jest głupi. Po chwili z jego twarzy wszystko wyczytałam. Wiedział. McGonnagal powiedziała mu więcej niż mi.
-Jesteś mi potrzeba, dziś o 19 na zwiadach.-szepnął Matt.- Przyjdę po ciebie.
Ha ha, tak. Coś się dzieje. Nareszcie, będę czekała.
Minęło kilka minut, przyszła Shena. Oczywiście umiałam mi pomóc.Wiedziałam. Mówiła że to się zdarza czasami.
-Haa to proste.-Podeszła do mnie i chwyciła mnie za łapę. Kazała podskoczyć.Jednym szybkim ruchem, w sekundzie której znalazłam się dość wysoko, wykręciła mną jak do salta. Zadziwiające jak pantera zgrabnie robi salto. To wcale nie bolało. Wow.
Wylądowałam już jako dziewczyna.Wylądowałam twarzą na ziemi. No i właśnie wtedy pojawił się problem.
Wielki problem.Rozwiązały mi się bandaże na twarzy. Nie wiem czy wiecie, ale moje oczy są w kolorze morza, takie głęboki, lśniący, intensywny, jasny niebieski. Zazwyczaj podziwiali ten kolor, mówili mi że mam straszne, śliczne oczy.
Podniosłam się. Profesorka, Matt'e i Shena zdębieli, oczy mało im nie wypadły, na ich twarzach pojawił się lekki strach.
-Co ?
-B-bandaż ci...-Matt'e zamrugał nerwowo i szybko wskazał ręką na mnie.- Się zsunął
Shena kleknęła obok mnie.
-Wow, zawsze tak miałaś?!-zapytała oglądając moją twarz.
-Co o czym wy gadacie ?-Zdziwiłam się, o co im chodziło.
Podali mi jakieś lusterko, odchyliłam bandaż. Moje prawe oko było czarne, było intensywne, straszne. Śliczne, ale gdybym miała takie dwa. A nie jedno czarne a drugie niebieskie. Wyglądałam strasznie, nie dziwne że się przestraszyli.Co się stało ?
wtorek, 4 listopada 2014
Rozdział 42
Dracolie
Rozdział 42 "Dzień jak nie co dzień"
Obudziłam sie, wypełniona radością.Myślałam że zaraz wybuchnę. To nie mogło się we mnie zmieścić.Buum! Wybuchłam.
-Anne- Krzyczałam przez cały pokój, a Anneliese zakryła głowę poduszką.-Ja jeszcze śpię!Niech któraś mnie walnie.-Z pełną świadomością i uśmiechem, krzyczałam.Siedziałam na łóżku.
-Masz!Wypchaj się poduszką.-Powiedziała zaspanym głosem.Wstała i zabrała Jessbell poduszkę, i włożyła całą swoją siłę, na jaką ją było stać o tak wczesnej porze, w rzut prosto w moją głowę.Zrobiła to od niechcenia i byle jak, po czym znowu położyła sie i nakryła głowę poduszką.
-Dzięki, tego mi było trzeba.-Pełna energii położyłam si i przykryłam kołdrą.
To znaczy że to wszystko co do tej pory mi się przydarzyło to nie był sen.To była piękna rzeczywistość.
Zeszłyśmy wszystkie na śniadanie. Trochę się spóźniłyśmy, ponieważ Blair się ociągała. Wszystko robiła 3 minuty dłużej niż było potrzeba i to idealnie 3 minuty. Wiem , sprawdzałam.Kiedy zeszłyśmy na śniadanie, wszystkie miejsca przy stole Slytherin'u była zajęte.Prawie wszystkie, było kilka miejsc, te najbliżej stołu nauczycieli. Wypadło na mnie, siedziałam przy reszcie Slytherin'u. Reszcie której nie znałam. Siadłam tak dokładniej obok Bonnie. Jest nieco zwariowana.Nosi okulary w grubych brązowych oprawkach.Niebieskie świdrujące oczy i burze kręconych blond włosów. Od razu wiedziałam że ma fioła na moim punkcie. I to było wkurzające.
-Haaaaaa- Zapowietrzyła się Bonnie.-To ty jesteś Nicola!-wydarła sie na całą sale.-Wiedziałam! Nauczysz mnie czegoś.-kompletnie zaskoczona słuchałam dalszej wypowiedzi.-Haaaaaaaaa.Rum tum tummm tum tuuuuum- Powiedziała suchym głębokim męskim głosem, jakby w transie.I ciągła dalej- Czekalii na te chwilllle caał-łee wieki.He he he he he he.-Zawiesiła się na chwile.Z rozdziawioną buzią i dziwnym układem rąk w powietrzu.
Bardzo, ale to bardzo spokojnie, naturalnie i niepozornie odsunęłam się od niej.
Pomyślałam że nie będzie łatwo.
Kiedy Bonnie wróciła do siebie zapomniała że siedzę obok niej i kończyła śniadanie.
Następnie rozpoczęłam edukacje w Hogwarcie.
Moje lekcje miały być indywidualne.
Pierwsza lekcja:Transmutacja.
Tradycyjnie z profesor McGonnagal.
-Najważniejsze to wiedzieć w co chcesz się zmienić.Skrzydła! Myśl o nich, zastanów się jak je wysuniesz?
-Hymm- zamyśliłam się.Wiatr świszczał mi lekko w uszach, co nie bardzo pomagało.Myślałam z dobre pare minut.Nic nie wymyśliłam.
-No pięknie.Widze że wiesz o co chodzi.-Odezwała sie profesorka.
Co? O czym ona gada?Jeśli myśleć i nie wymyślić to, to samo co zrobić, to jestem mistrzem w robieniu, czegokolwiek.
No i właśnie wtedy dowiedziałam si o co chodzi.Byłam około 20 metrów nad ziemią i unosiłam si coraz wyżej.Moje skrzydła wysunęły się i teraz latałam.
Cudowne uczucie.Cudowne, mówię wam.
Uśmiechnęłam się złowieszczo.Profesor odgadła co mam na myśli i pewnie dlatego krzyknęła:Niee ! Ale co tam raz się żyje, i nie raz się przeżyje.
Zanurkowałam w duł, tu przy ziemi zmieniłam kurs. Skręcałam raz w prawo raz w lewo.W gór i w dół.Super!. Poleciałam w stronę zamku.
Stuknęłam nogą w jakieś okno, po czym ukryłam się nad nim.Tylko po to by uczniowie mieli zagadkę a nauczyciel się zezłościł uspokajając klasę.Potem wróciłam do McGonnagal, ale że nie ciągała mnie na ziemie, postanowiłam wywoła tornado. Latałam wiec dookoła.
-Może teraz coś trudniejszego.
Następne ćwiczenie było czystą transmutacją.McGonnagal powiedziała że mam zmieni się w jakieś zwierze.
Jakie? Jak się zmienić? Że co ?
-Spokojnie, musisz odnaleźć w sobie to zwierze.
-A może pani je znajdzie?-zapytałam z nadzieją.
-Spróbujmy je wywołać.
Wzięła do reki fotografie , nie wiadomo skąd.
Podeszła o krok bliżej, w jednej ręce trzymała różdżkę, drugą trzymała zdjęcie.
-Na trzy, raz, dwa, trzy!-I wtedy zaczęła się apokalipsa.Pokazała mi zdjęcie.
Świat umilkł słyszałam tylko kobiet o pięknym głosie śpiewała coś. Piosenkę w hinduskim stylu.Ciągnęła litery:Aaaaaaooooo...ale śpiewała ślicznie.To nie był człowiek ten śpiew był mistyczny, śpiewał tylko dla mnie.Wszystko stało się ciemne.Poczułam jakby mnie coś od środka rozrywało.I znowu usłyszałam głos.
-Niedługo, jeszcze nie teraz, ale wkrótce.Znajdziesz mnie wiesz..Zanim mnie odnajdziesz musisz uratować innych.Czekają na ciebie.Odezwij się mów do mnie.
-Kiedy wrócisz?-mój głos był inny, brzmiał jak dziecka i do tego tak jakbym mówiła przez szklankę kilka metrów dalej.Ale był słodki i przejęty.
Świat odzyskał barwy i odkąd widziałam go ostatni raz był jakby wyżej.Nie to ja byłam niska. O kurcze zmalałam!Nie, nie spokojnie nie zmalałam, przecież stoję na czterech łapach.Zaraz łapach?!
Transmutacja się udała, przemieniłam się.
Odnalazłam moje wewnętrzne zwierze.Pantera śnieżna. Młoda pantera. Śnieżnobiałe, mięciutkie futerko w czarne,intensywnie czarne plamki, i oczy w tym samym kolorze. Długi ogon.
Subskrybuj:
Posty (Atom)