poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 63

 

Dracolie

 Rozdział 63 " Nie zdążyłam nic zrobić"

Przypomniałam sobie moje pierwsze wyobrażenie kiedy obozowicze powiedzieli mi o "Czernym lwie" . Pomyślałam wtedy o wielkim dumnym, zwierzęciu. Takim mordercy, który nie zostawia po sobie śladu, jeśli o potworze można było podpowiedzieć dostojny, to właśnie tak powinien wyglądać "Czarny lew". Grube miękkie futro, lekko poruszająca sie na wietrze puszysta grzywa, białe wielki kły, śmiertelnie straszne i poważne spojrzenie. Niespodziewanie atakujący i rozpływający sie w ciemność. No ale takie potwory:dumne, piękne, nie istnieją, takie są pawie a to był prawdziwy zabójca.


Przypomniałam sobie z szczegółami moje pierwsze spotkanie z tym zwierzęciem. 

Kiedy odwróciłam sie zobaczyłam Liama całego w krwi, nie mogącym wypowiedzieć pełnego zdania, jeszcze nie do końca zdającym sobie sprawę z tego co tam przed chwilą zaszło. Dymiące rany tyle pozostawił po sobie, zbój. Czy rany już sie zabliźniły? Nie widziałam Liama od ataku? Jak tylko wrócę, poszukam go. 

Gdy teraz patrzyłam w oczy potwora, zastanawiałam sie czy w ogóle wrócę. Szybko odpędziłam od siebie takie myśli. Musiałam wrócić, mam misje tyle do zrobienia...

Widziałam tylko czerwone żądne śmierci oczy. Próbowałam przypomnieć sobie sylwetkę zwierzęcia. Nie widziałam go całego widziałam tylko kilka szczegółów. Musiałam skleić to w rozsądną całość,żeby wiedzieć z czym sie walczy. 

Uspokoiłam oddech, wytężyłam słuch, skupiłam sie do granic niemożliwości, by nie utracić żadnego ruchu potwora.Wiedziałam że to bardzo ryzykowne, zwierze było szybkie, bardzo szybkie. Nie miałam też miejsca na uniki i manewry. Pełna strachu, skupiłam sie na rysach, szczegółach które widziałam tamtego dnia.

Zamknęłam oczy.

Przypomniałam sobie brązowo-czarną, posklejaną od jadu i krwi sierść znikającą za drzewami.Pierwsze spojrzenia z ciemności i oczy które widziałam teraz. Wtedy były inne jak u jadowitego węża, czerwono żółte, idealnie okrągłe i oszalałe. Teraz bardziej czerwone jak lasery, większe ale nadal okrągłe. Odgłos szczekających zębów, gdzieś w mroku. Kierując sie tylko tym faktem można było stwierdzić e były kolosalnych rozmiarów jak na lwa.Rany na ciele chłopaka od Dionizosa, na pewno nie były zrobine czymś tępym albo małym. Były głębokie i poszarpane.To znaczyło że pazury i kły zwierzęcia były wielkie, ostre i przystosowane do tego by rwały ofiary na kawałki. Miałam już obraz zmory w głowie.Ale na to spotkanie wyraźnie zmalała, była mojego wzrostu, a przecież Ali mówił że ma ponad 2 metry. Nie czekałam. Czym prędzej otworzyłam oczy. 

I zamarłam widząc co przegapiłam.A przecież oczy miałam zamknięte przez krótka chwile. Nie słyszałam żadnego ruchu, i stałam cały czas nieruchomo.

Lewą dłoń miałam umazaną we krwi, tak jakby lew wylizał mi ją językiem, lekko piekła ale niebyła nawet zadrapana. Na świeżej koszulce obozowej, którą razem z dżinsami, zmieniłam z piżamy, były teraz wyżarte dziury wielkości grosza.Mogły wypalić sie pod wpływem jakiegoś żrącego kwasu, który mógłby niefortunnie prysnąć w pracowni chemicznej.Ale wtedy był tylko las, potwory, lew, ja i pochowane w drzewach dryjady. Dziury mógł wypalić tylko jakiś jad.Na prawej nodze,dżinsy wypalała, na moich jakaś trucizna. 

Dlaczego zamknęłam oczy? Ale czy zdołałabym powstrzymać lwa? Nawet czujnie wpatrzona nie byłam w stanie odeprzeć wszelkiego ataku. 

Od razu ułożyłam w głowię scenariusz. Kiedy miałam zamknięte oczy. Potwór cicho przydreptał do mnie zaszedł od prawej strony, trucizna zawarta najwyraźniej w futrze, wypaliła mi dziury na udzie i łydce,do tego stopnia że nogawka ledwo sie trzymała.Podczas obchodu jadowita ślina kapała mi na koszulkę. Gdy znalazł sie po mojej lewej stronie, wytarł zakrwawiony pysk w moją dłoń. Jak mogłam tego nie poczuć.

               
                          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz