Rozdział 66
Dracolie
Rozdział 66 " Czy aby na pewno tylko wiatr "
Pachniało bardzo słodko. Prawdziwymi truskawkami, ziemią i końcem lata. Ale byłam coraz bardziej zmęczona. Liczne rany dawały o sobie znaki. Biegłam coraz szybciej, bałam sie że kiedy zwolnię, upadnę i zemdleje.Kilka razy krzywo stanęłam. Ale nie zważałam na to.Widziałam że Shena przygląda mi sie badawczo. Na początku nie wiedziałam o co jej chodzi.Potem sie domyśliłam musiałam wyglądać jak po zderzeniu z Tirem, pędzącym 180km/h.Zranione rami zdawało sie pulsować.Z chęcią wyciągnął bym sie w łóżku i zasnęła na kilka lat, ale teraz nie miałam czasu na takie marzenia.
Przed sobą zobaczyłam Chejrona stał z dwójką nastolatków kilka metrów od pola truskawek. Rozmawiali o czymś z przejęciem.W oczach mi sie troiło a i tak obraz był rozmazany. Gdy podbiegłam bliżej zobaczyłam, dziewczynę i chłopaka.
Obozowiczka miałam blond włosy związane ciasno w kucyk.Dżinsy i pomarańczową koszule obozową.Wymachiwała rekami i krzyczała.Nie ukrywała zdenerwowania.
Obok niej stał wysoki czarnowłosy chłopak.On również miał na sobie pomarańczową koszulkę.Był chudy i umięśniony.
Gdzieś z tyłu doszedł mnie zduszony krzyk Sheny. Zdałam sobie sprawę że biegnę w powietrzu kilka centymetrów nad ziemią. Odwróciłam sie by sprawdzić co sie stało.Świat zadrgał, powoli upadałam na ziemie.
Krzyki i inne dźwięki mieszały si ze sobą.Usłyszałam jakiś głuchy odgłos dudniącej ziemi.
Otworzyłam oczy. Przyjrzałam sie swoim dłoniom.Spojrzałam na stopy.
Nie upadłam. Stałam na ziemi. Podniosłam wzrok i ujrzałam przed sobą cztery zdziwione twarze. A może osiem ?
Zerwał sie straszny wiatr. Zimny i jakby obcy. Był tak silny że prawie mnie przewrócił. Nie mogłam usta w miejscu. To nie był zwykł wiatr, nie niósł ze sobą żadnych liści ani zapachu. To był tylko wiatr.Był coraz silniejszy.
Zacisnęłam zęby. Wyprostowałam ręce.
Włosy zawirowały wokół mnie, niesione powiewem wiatru.
Wszystko ustało, było tak jak wcześniej.
Oddychałam głośno i głęboko.Gdzieś daleko, daleko, usłyszałam piskliwy krzyk małej dziewczynki. Mogła by w wieku Sophie albo trochę starsza.
Drgnęłam i zaczęłam sie gorączkowo rozglądać. Oczy zrobiły sie większe.Dobrze że "czarne oczko" miałam zakryte przepaską bo patrzące na mnie twarze mogły by by bardziej przestraszone niż zdziwione.
Oddychałam głośno, ale o wiele szybciej niż normalnie. Coraz szybciej, a wiec brzmiało to tak jakby brakowało mi powietrza.
-Dobrze sie czujesz?-Ktoś podszedł do mnie i próbował mówi spokojnym, łagodnym tonem chcąc mnie uspokoić.Powoli wyciągnął rękę w moją stronę.
Naprężyłam mięśnie.Przyjął m pozycje, w którą układałam sie gdy ktoś mnie zaskoczył lub kiedy potrzebuje dobrej postawy obronnej.
Lekko ugięłam kolana. Lewe ranie wysunięte do przodu będące tarczą dla twarzy i boku. Za to prawa zaciśnięta w pięść, w małe odległości od ciała. Najlepszy układ do obrony i szybkiego ataku.
W głowie śmignęło mi kilkanaście układów, postaw, strategi. Byłam przygotowana na większość ruchów skierowanych przeciw mnie.Ale przecież oni nie chcieli ze mną walczyć!
-Spokojnie. Jesteś ciężko ranna.- gdzieś z boku usłyszałam głos Chejrona.
Oddech nadal sie nie uspokoił.Ciężko ranna.Poczułam że odpływam. Oczy stanęły w słup i upadłam na ziemie.
Gdy sie obudziłam, miałam otwarte jedno oko.
Natychmiast otworzyłam drugie, zdałam sobie sprawę że ktoś bacznie przygląda sie tej czarnej dziurze jaką było moje prawe oko. Drgnęłam i automatycznie zakryłam je reką.
-Ej! Luz, chciałam tylko zerknąć. -Powiedziała jakaś dziewczyna stojąca obok. Zobaczyłam tylko że ma brązowe włosy i jest niska.
-Co robisz ? -warknęłam.
-Bada. Robi top z mojego polecenie. -Chejron wjechał przez próg na swoim wózku.
-Nie jestem chora?-Chciałam powiedzieć to stanowczo ale bardziej zabrzmiało jak pytanie.
-Nie. Jesteś tylko Inna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz