Rozdział 75
Dracolie
Rozdział 75 " Malutki kosmyczek "
Nie byłam pewna co wydarzyło sie w tym tunelu. W jednej chwili zostałam granatowymi promieniami, i uśmiech zszedł mi z twarzy. Na początku po prostu poczułam że coś jest nie tak, potem jakby ktoś powoli wyłączał mi mózg, a serce przestało już bić minute temu. Serce zaczął rozrywać mi ból, jakby najtwardsze diamenty wbijały mi sie w pierś.
Dlaczego to zawsze muszę być ja?Dlaczego nie chłopaki ? Nie życzę im źle, to moi kumple, ale czemu im sie nic nie stało? co takiego mam w sobie że to zawsze muszę być ja? A chwila zapomniałam jestem sobą to wiele wyjaśnia, nie?
W tamtej chwili pomyślałam że miałam w życiu naprawdę źle, a wszystko przez bogów.Ale to jeszcze nie był koniec. Nie, nie umarłam. Nadal żyje i mam przed sobą misje. Tak łatwą że głupi by sie roześmiał. To sie dopiero zaczynało.
Gdybym miała prawo wyboru ( a takowego nie miałam ), nie chciałabym być sobą. Co za ironia losu, nie ?
-Głupia maszyna.-krzyknęła Annabeth -Co ci odbiło chciałeś ja usmażyć?
-Nie, nigdy!To nie wina maszyny.
-Chcesz powiedzieć że to wina Nicki, sama chciała sie ugotować? -powiedział Percy
-Leo czy ty znowu zaczynasz? Znowu maszyny są dla ciebie ważniejsze niż ludzie? -zapytała z pogardą w głosie Rachel.
-Co nie?!Wiesz co ty mówisz?Nigdy maszyny nie były dla mnie ważniejsze.
Leo i Rachel piorunowali sie przez chwile wzrokiem pełnym gniewu.
Percy i Annabeth też spojrzeli na siebie i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Nie umiem czytać w myślach ale wywnioskowałam że to ma związek z Leo i maszynami. Ale nie wierze że ktoś dajmy na to nawet Hefajstos, może kochać urządzenia bardziej niż ludzi, rośliny czy zwierzęta.
-Nie, Leo mówi prawdę, to nie wina maszyn.-Przeraźliwie długą chwile, przeraźliwie długiego milczenia przerwał Nico.
-Co o czym ty mówisz -nawrzeszczała na niego Rachel.
Widocznie była nie w humorze.
-Do czego ona służy.-Przerwał jej Nico, nie zwracając na nią większej uwagi i wskazał na pokrętną, markowy Nicolo-podgrzewacz.
-To specjalny symulator, który sprawdza odporności jednostki żywej, na promieniowanie które, osobiście zmodyfikowałem , ale sprawdza też ono pośrednie i pomniejsze funkcje życiowe takie jak...
-Maszynisto zwolnij- wtrąciła mu sie Rachel.
Maszynisto ? Osobiście zrozumiałym ten " żart" , ale moim zdaniem sięgał ona czasów zamierzchle zamierzchłych. Strasznie prymitywny nie. Rozumiem kierowała nią złość. Ale wymyślić co takiego. Gdybym miała wymyślić coś równie słabego myślałabym przez 3 godziny.
-Po ludzku jeśli można.
-To było po ludzku, może niektórzy są zbyt ograniczeni żeby to zrozumieć, w szkółce cie nie nauczyli. Ekhhh nie dobra. Wiec to takie coś co naświetla na granatowo, i wysyła mi na kartce wyniki. Działa trochę jak wykrywacz, i jak miotacz promieni, o który już mówiłem. Można powiedzieć że to zeskanowało naszą Nicole. Mam pewną teorie ale nie jestem lekarzem.-westchnął i machnął ręką w moją stronę, lekko sie uśmiechając.- Ta dziewczyna jest jak żywy w pełni zautomatyzowany, antropomorficzny, humanoidalny...-przerwał na chwile widząc pełen niezrozumienia wzrok Rachel i Percy'ego.-znaczy żywy robot.
-Dobra nie mamy czasu, Chejron i inni na pewno już wiedzą gdzie jesteśmy i przedzierają sie przez las.Trzeba ich uzbroić.-oświadczył Percy.
Słowo uzbroić wywołało szalony uśmiech Leo i jako tak jeszcze normalny uśmiech Sheny.
-Robi sie. Wara do mojej prywatnej zbrojowni.-zakrzyknął Leo.
Najpierw ubrali chłopców. Jack dostał mały bo zaledwie 20 centymetrowy topór. Nie nie należało tego nazywać toporkiem. Był czarny posiadał z siedem ostrych jak brzytwa końcówek., w środku miał kilka różnej wielkości otworów. Umieścił go przy pasie.
-Jack umiesz sie tym posługiwać ?-zapytałam żartobliwie.
Uśmiechnął sie i jednym szybkim ruchem wyciągnął topór, obejrzał go dokładnie, spodziewałam sie ze spontanicznie i z zawrotną prędkością i celnością żuci nim, prosto we mnie. Wyostrzyłam wzrok i skupiłam sie. Nic sie nie stało.
Jack kilka razy obrócił nim w palcach, rzucił w ścianę, topór wbił sie gładko. Wyciągnął go i powtórzył to kilka razy.
-Nie wygląda to na wielką filozofie. -powiedziałam, pół artem.
Foster cisnął topór, a ten wylądował idealnie przy mojej stopie. Czułam jego zimno przez buty, co było tylko moim wymysłem.
Wyciągnęłam go ostrożnie, i nie postrzeżenie okryłam cienką warstewką wody. Wtedy topór był w 100% pod moją kontrolą.Rzuciłam nim mocno, ale nie celowałam wcale, źrenice mi sie mocno rozszerzyły, i topór poleciał , a może popłynął tuż nad głową Fostera. Ucięłam u chyba nawet malutki kosmyczek włosów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz