środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 75

 

 

 Dracolie

Rozdział 75 " Malutki kosmyczek "

Nie byłam pewna co wydarzyło sie w tym tunelu. W jednej  chwili zostałam granatowymi promieniami, i uśmiech zszedł mi z twarzy. Na początku po prostu poczułam że coś jest nie tak, potem jakby ktoś powoli wyłączał mi mózg, a serce przestało już  bić minute temu. Serce zaczął rozrywać mi ból, jakby najtwardsze diamenty wbijały mi sie w pierś.

Dlaczego to zawsze muszę być ja?Dlaczego nie chłopaki ? Nie życzę im źle, to moi kumple, ale czemu im sie nic nie stało? co takiego mam w sobie że to zawsze muszę być ja? A chwila zapomniałam jestem sobą to wiele wyjaśnia, nie?

W tamtej chwili pomyślałam że miałam w życiu naprawdę źle, a wszystko przez bogów.Ale to jeszcze nie był koniec. Nie, nie umarłam. Nadal żyje i mam przed sobą misje. Tak łatwą że głupi by sie roześmiał. To sie dopiero zaczynało.

Gdybym miała prawo wyboru ( a takowego nie miałam ), nie chciałabym być sobą. Co za ironia losu, nie ?

-Głupia maszyna.-krzyknęła Annabeth -Co ci odbiło chciałeś ja usmażyć?

-Nie, nigdy!To nie wina maszyny.

-Chcesz powiedzieć że to wina Nicki, sama chciała sie ugotować? -powiedział Percy

-Leo czy ty znowu zaczynasz? Znowu maszyny są dla ciebie ważniejsze niż ludzie? -zapytała z pogardą w głosie Rachel.

-Co nie?!Wiesz co ty mówisz?Nigdy maszyny nie były dla mnie ważniejsze.

Leo i Rachel piorunowali sie przez chwile wzrokiem pełnym gniewu.

Percy i Annabeth też spojrzeli na siebie i wymienili porozumiewawcze spojrzenia. 

Nie umiem czytać w myślach ale wywnioskowałam że to ma związek z Leo i maszynami. Ale nie wierze że ktoś dajmy na to nawet Hefajstos, może kochać urządzenia bardziej niż ludzi, rośliny czy zwierzęta.

-Nie, Leo mówi prawdę, to nie wina maszyn.-Przeraźliwie długą chwile, przeraźliwie długiego milczenia przerwał Nico.

-Co o czym ty mówisz -nawrzeszczała na niego Rachel.

Widocznie była nie w humorze.

-Do czego ona służy.-Przerwał jej Nico, nie zwracając na nią większej uwagi  i wskazał na pokrętną, markowy Nicolo-podgrzewacz.

-To specjalny symulator, który sprawdza odporności jednostki żywej, na promieniowanie które, osobiście zmodyfikowałem , ale sprawdza też ono pośrednie i pomniejsze funkcje życiowe takie jak...

-Maszynisto zwolnij- wtrąciła mu sie Rachel.

Maszynisto ? Osobiście zrozumiałym ten " żart" , ale moim zdaniem sięgał ona czasów zamierzchle zamierzchłych. Strasznie prymitywny nie. Rozumiem kierowała nią złość. Ale wymyślić co takiego. Gdybym miała wymyślić coś równie słabego myślałabym przez 3 godziny.

-Po ludzku jeśli można.

-To było po ludzku, może niektórzy są zbyt ograniczeni żeby to zrozumieć, w szkółce cie nie nauczyli. Ekhhh nie dobra. Wiec to takie coś co naświetla na granatowo, i wysyła mi na kartce wyniki. Działa trochę jak wykrywacz, i jak miotacz promieni, o który już mówiłem. Można powiedzieć że to zeskanowało naszą Nicole. Mam pewną teorie ale nie jestem lekarzem.-westchnął i machnął ręką w moją stronę, lekko sie uśmiechając.- Ta dziewczyna jest jak żywy w pełni zautomatyzowany, antropomorficzny, humanoidalny...-przerwał na chwile widząc pełen niezrozumienia wzrok Rachel i Percy'ego.-znaczy żywy robot.

-Dobra nie mamy czasu, Chejron i inni na pewno już wiedzą gdzie jesteśmy i przedzierają sie przez las.Trzeba ich uzbroić.-oświadczył Percy.

Słowo uzbroić wywołało szalony uśmiech Leo i jako tak jeszcze normalny uśmiech Sheny.

-Robi sie. Wara do mojej prywatnej zbrojowni.-zakrzyknął Leo.


Najpierw ubrali chłopców. Jack dostał mały bo zaledwie 20 centymetrowy topór. Nie nie należało tego nazywać toporkiem. Był czarny posiadał z siedem ostrych jak brzytwa końcówek., w środku miał kilka różnej wielkości otworów. Umieścił go przy pasie.

 

-Jack umiesz sie tym posługiwać ?-zapytałam żartobliwie.

Uśmiechnął sie i jednym szybkim ruchem wyciągnął topór, obejrzał go dokładnie, spodziewałam sie ze spontanicznie i z zawrotną prędkością i celnością żuci nim, prosto we mnie. Wyostrzyłam wzrok i skupiłam sie. Nic sie nie stało. 

Jack kilka razy obrócił nim w palcach, rzucił w ścianę, topór wbił sie gładko. Wyciągnął go i powtórzył to kilka razy. 

-Nie wygląda to na wielką filozofie. -powiedziałam, pół artem. 

Foster cisnął topór, a ten wylądował idealnie przy mojej stopie. Czułam jego zimno przez buty, co było tylko moim wymysłem. 

Wyciągnęłam go ostrożnie, i nie postrzeżenie okryłam cienką warstewką wody. Wtedy topór był w 100% pod moją kontrolą.Rzuciłam nim mocno, ale nie celowałam wcale, źrenice mi sie mocno rozszerzyły, i topór poleciał , a może popłynął tuż nad głową Fostera. Ucięłam u chyba nawet malutki kosmyczek włosów.       

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz