czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział 90

 

 

 Dracolie

 Rozdział 90 "Kanapa odbiera mi moce"

Zaczęłam wracać do siebie.Nie czułam bólu, czas płynął wolniej. A może tylko mi sie wydawało. Leżałam w bezruchu. Przymrużyłam oczy i zobaczyłam malutkie iskierki w powietrzu.Przyglądałam im sie przez chwile.Usiadłam, rozglądałam sie, wydawało mi sie że dostrzegłam coś w oddali, mimo woli patrzyłam w pusty punkt gdzieś daleko.


Otworzyłam szeroko oczy, okazało sie że wciąż leżałam, a jedna z iskierek wbiła mi sie w policzek. Skóra w miejscu w które trafiła, zrobiła sie niebieska. A od iskierki rozrastały sie ramiona, zakręcały i tworzyły mały wzorek. Wzorek zajaśniał i znikł.

Iskierki zmieniły sie w srebrne ogniki w niebieskim odcieniu. Krążyły w powietrzu, zaczęły gromadzić sie w okół mnie. Wstałam,czułam sie nieswojo. Usłyszałam głos, namawiał mnie.

Sięgnęłam po miecz , przejrzałam sie w klindze. Wyglądałam inaczej włosy były delikatnie i subtelnie zakręcone,oraz ciemno... czarne, normalne, skóra już nie oliwkowa ale bardziej biała.Oczy zielone i mniejsze.

Potem odbicie nawet nie przypominało mnie. Zmienił sie kształt twarzy, był na niej też inny wyraz.


Nie widziałam już swojej twarzy. Z sińcami pod oczami i lekko fioletowym odcieniu ust.Co za wszelką cenę starałam sie ukryć.

Zawsze uśmiechniętej, nie zawsze w 100% szczerze, nie dawałam po sobie poznać smutku.


Była tam inna twarz, o surowym wyrazie i nieskazitelnie poważnych oczach. Zupełnie nie moja.

 

I właśnie wtedy sie obudziłam. Od jak dawna spałam? Nie wiedziałam. Rozejrzałam sie. Byłam w domu, w Cleveland. Wiec śnic zaczęłam, później.Usiadłam, na podłodze nie leżało ciało Zacka, wiec jednak. To wszystko był sen.Nie było Nike, nie było Chaosu nie było wiedzy.

 

Nie usłyszałam kroków, była zbyt szczęśliwa i podekscytowana.Taa....byłam.

Nagle i niespodziewanie w moją twarz uderzyła woda, nie żeby to nie było miłe, po prostu sie tego nie spodziewałam.Obróciłam sie, z pytającym spojrzeniem. I oczywiście musiałam sie ośmieszyć, no przecież. 

 

Dzień bez poniżenia to dzień stracony! 

 Zapytacie co mogłam zrobić? Przecież tylko siedziałam, nie odzywałam sie, no może dostałam właśnie wodą w twarz i byłam mokra.

Byłam mokra, nie miałam mocy jak Percy, i nie schłam na zawołanie.Czasami myślałam że to z lekka upokarzające. 

Ale nie o to wtedy chodziło.


Odwróciłam sie. Moim oczom ukazałam sie kanapa, na której siedziałam.

Rzucałam jej spojrzenie wyrażające moje zdziwienie z powodu cieczy, H2O, potocznie zwanej wodą, znajdującej sie w owym czasie, nie na swoim miejscu lecz na części mojego ciała, która jak dotąd sądziłam wykazywała staranie w rozwoju myślenia. 

 Ha, powiedziała dziewczyna która myśli że kanapa może sama z siebie chlusnąć Ci wodą w łeb?!

Nie, jak sie okazuje taka osoba jest niespełna rozumu. 

No ale wiecie bycie Nicki zobowiązuje. 


Poczułam czyjeś dłonie na mojej twarzy. Obróciły moją głowę. Nie pokazałam po sobie tego zawiedzenia własną głupota.
Bo zaledwie kilka centymetrów dzieliło mnie od Zacka.

-Myślałem że zemdlałaś!-krzyczał choć był z 10 centymetrów ode mnie.-Od razu pobiegłem po wodę...ooo-zastanawiałam sie czy to właśnie był ten moment...Chwila w której zdał sobie sprawę że jestem przytomna.

Nie zapomniane są chwile w których ludzie są głupi jak ja.

Uśmiechnęłam sie do niego.


-A gdzie rodzice, Sophie i Jack?zapytałam 

-Nie wiem, jak wstałem to nie było nikogo w pobliżu.

Co?To mogło znaczyć kilka tysięcy rzeczy. Skąd miałam wiedzieć o którą mu chodzi? 

Mógł na przykład przewrócić sie gdy biegł po wodę.

Albo siedział i po prostu wstał.

Mógł też spać, jak ja. 

Lub wstac siedząc koło grobu, no wiecie zza grobu, nie...nie rozumiecie, na pewno? Nie ? No dobra.

Oczywiście każda z tych możliwości, miała swoje pięćdziesiąt dziesięć miliardów tysięcy oddzielnych tez.

Ale tak... możecie myśleć przyziemnie.

Nic mi sie nie śniło poza tymi iskierkami.A Nike na prawdę, rzucała ludźmi a Chaos ogarnął moich rodziców.

Fajnie, nie. No ja myślę że tak.

piątek, 2 października 2015

Rozdział 89

 

 

 Dracolie

Rozdział 89 " Normalny dzień w domu "

Złorzyc obietnice, przysiąść że zrobi sie coś nie możliwego nie było łatwo.Lecz miało być tylko gorzej. Wiele razy potem myślałam o przysiędze  i o tym co by sie stało gdybym postąpiła inaczej. Nigdy już tego nie dowiem.

Patrząc na Nike w tak marnym stanie nawet , robiło mi sie jej żal. Lecz ona nie żałowała nas. Wiec i ja nie zrobiłam nic by jej pomóc, nie byłam nawet pewna czy mnie widziała, czy była tylko marą.

Kiedy powróciliśmy na ziemie, i moja dusza z powrotem zagościła w ciele.Nie wiedziałam co mam zrobić. Ta mała misyjka ze smokiem , była daleko, daleko. Moje myśli wciąż krążyły w okół Dracolie, kim jest , co ze mną zrobi i co w nim znajdę?


Przede mną przemknęła nie wyraźna postać Jacka klęczał przy Zacku, z pewnością sprawdzał czy oddycha i próbował go obudzić.

Ja jednak stałam nie ruchomo, patrzyłam gdzieś w dal, nie obecnym wzrokiem. Świat był daleko, nie uczestniczyłam w nim, tylko stałam.

Usłyszałam nie wyraźne i słowa Jacka. Mówił do nas, nie obecnej mnie i czarodziejowi , który mógł już nie żyć.

Myśl o śmierci Ślizgona wpadła mi do głowy, lecz chaos zostawił mnie bez uczuć, bez życie, tylko stojąc. Gdybym była przy zdrowych zmysłach, odejście chłopca nie dało by mi spokoju, był przyjacielem.


W Hogwarcie nie zapowiadało sie żeby był kimś więcej niż kumplem z Domu. Byłam zdziwiona gdy wybrał sie wraz ze mną i Mattem pod twierdze. Nic nie wskazywało by nim był, na szczęście sie nim stał.

-Nicola. Wróć do mnie.

Miałam wciąż otwarte oczy,  patrzyłam choć nie widziałam.

Poczułam że sie osuwam, nie było to prawdą. Jack chwycił mnie i ułożył na kanapie. Świadomość powoli do mnie wracała.

Czułam głowę Fostera, lekko ułożoną, wsłuchującą sie w bicie mojego serca.


Wstał, był zdenerwowany wybiegł z domu. 

-Sophie! Dawaj mi to zwierze, za dom!


Jack wyciągnął zapalniczkę z kieszeni. Wyjął zioła z pasa i podpalił je. Z suchych roślin zaczęły płynąc strużki dymu. Wstał i rozkruszył w dłoni jakieś ziarenka, odtworzył doń i proszek opadł powoli w dym.

Jego ręka pozostała wyciągnięta.Nagle z kupki buchnął wielki ognień a gdy płomienie opadły w reku Jacka lśnił złoty miecz.




piątek, 11 września 2015

Rozdział 88

 

 

Dracolie

Rozdział 88" Przez upór do kary "

Nike wyjątkowo uparty przykład bóstwa czyli obiektu powszechnego kultu i uwielbienia. Dlaczego to akurat musiała być ona.

Tamtego dnia była naprawdę źle.

Moi rodzice wymienili z Nike tylko kilka zdań.

-Daj spokój naszej rodzinie. Nie masz tu władzy to Cleveland.

-Ona jest moja-bogini zaczynała sie denerwować.

-Wynoś sie z naszego domu natychmiast.-krzyczała mama.

-Denerwujecie mnie. -po jej twarzy rozpoznałam że wpadła na jakiś pomysł.-Powinnam to zrobić wiele lat temu.Chodź do mnie.-powiedziała grubym  głosem do Zacka.

Zack zamknął oczy a gdy je otworzył były mętne, wykrzywił sie.Zrobił niepewnie jeden krok,chwiejąc sie. 

Stanął tuż przede mną i wykręcił rękę do tyłu i mocno mnie chwycił wbijając kurczowo palce w mój bok. Trzęsły mu sie ręce, walczył by nie opszec sie Nike.

Chwycił mnie by utrzymać sie przy zmysłach. Widać było że cierpi.

Wycelował różdżką prosto w twarz Nike. 

-Jak śmiesz!

Była zaskoczona że chłopak jeszcze sie opiera.

Nagle podrzuciło Zackiem do góry. Wypowiedział tylko jedno słowo. 

-Obliviate.-lecz nie swoim głosem, to mówiła Nike. 

Zaklęcie uderzyło  prosto w moich rodziców.


Ciało Zacka spadło na ziemie. Niewładne. 

Ujrzałam nieobecne widma rodziców.

-Zawsze będziemy z tobą.-po czym uśmiechnęli sie i znikli.  

Spojrzałam załamana i zszokowana na Zacka, nawet nie oddychał. 

Z palców bogini płynęły strużki złotego ichoru.

Krzyczałam, a z moje ciało przeszył promień.


Znalazłam sie w granatowej przestrzeni, a gdy spojrzałam na swoje dłonie widziałam tyko białe kontury. Wszystko było granatowe. 

Przede mną klęczała Nike. 


-Witaj Żywiole, jesteś tu by poznać swe przeznaczenie.Oto przed twym obliczem jest żałosna Nike, która podjęła próbę złamania Przysięgi na Styks. Jam jest Chaos. Jestem jednym ze strażników prawdy.

-Co z nią będzie ?

-Niewiele, jest teraz w krytycznym stanie, powróci do przeciętności.Nie złamała przysięgi całkowicie.Twoi rodzice żyją znajdują sie w lepszym miejscu.Poleciłam by bogowie sie nimi zajęli. Nie stracili całej pamięci.Nadal pamiętają że mają córki, lecz nie znają twej mocy, nie pamiętają imienia, ani wspomnień. Nadal cie kochają choć posiadają tak niewiele o tobie informacji. Chce byś odnalazła pozostałe Żywioły i razem zamkniecie Dracolie. Lecz to ty będziesz jego strażnikiem.

-Jak to zrobić?

-Umieścisz w nim siebie. Dowiedziesz Śnienia. 

Chaos powiedziała mi dużo o mnie i o mojej mocy. Poinformował też o przerażających wydarzeniach które miały niedługo sie spełnić.



niedziela, 6 września 2015

Rozdział 87

 

 

 

 Dracolie

 Rozdział 87 " Gośc w domu "

Tamten dzień zdecydowanie nie jest jednym z najlepszych w moim życiu.Rano przebijaliśmy sie przez różne zarośla, pagórki i wzniesienia i raz po raz wpadałam w pajęczyny i błoto. Las, dużo lasu....a potem zeszliśmy na dobrze znany mi szlak. Razem z Jackiem dobrze go znaliśmy, potem sprawnie przemknęliśmy kilka uliczek i dotarliśmy prosto pod bramę mojego domu. A dalej już sami wiecie. 

 

Staliśmy na pomoście, Przez chwile patrzyłam z zadowoleniem na bryłę lodu. Potem jednak pomyślałam że przydało by sie przeszukać tego świra. Może miał przy sobie jakieś papiery, dokumenty, rozkazy. Ale rozmrożenie go to nie był najlepszy pomysł, mógłby wezwać posiłki. A jeśli to co powiedział było prawda. 

-Oni na mnie polują. Zabierajmy sie stąd. -powiedziałam ze stanowczością i niewzruszoną powagą. 

Zack za pomocą magi zmusił mój dom do samoczynnego sprzątnięcia. Spohie wyprowadziła smoka na dwór. A wtedy ja uwięziłam do w lodowej klatce.

Gdy wracaliśmy do domu poczułam sie trochę dziwnie. Przechodząc korytarzem spojrzałam w lustro i ujrzałam swoją twarz, nie było w tym nic dziwnego prócz jednego szczegółu nie pasującego do twardych faktów i wydarzeń utrwalonych w mojej pamięci. Oboje oczy miałam w tym samym kolorze. 

-Chłopaki coś jest nie tak.-oświadczyłam półszeptem i wskazałam palami na swoje oczka, duże ale pasujące do twarzy.

Jack rozejrzał sie badawczo.

Usłyszeliśmy krzyki dochodzące pokoju, rodzice kłócili sie z kimś. Ja, oczywiście bezmyślnie rzuciłam sie sprawdzić co sie dzieje, Jack również, wyszedł przede mnie jedną rękę wystawił odruchowo w geście który oznaczał: "panuje nad sytuacją, obronie cie"druga trzymała sztylet. Tylko Zack zanim wyrwał za nami szepnął zaklęcie mające ochronić nas przed niespodziewanym atakiem. 

 

To co zastałam, w salonie było widokiem przerażającym, i nie prawdopodobny.

-Po co tu przeszłaś?-pytała stanowczo i brutalnie mama.

-Przybyłam wam pomóc i dokończyć to co powinnam skończyć wiele lat temu.- Głos należał do kobiety. Był poważny i wzniosły. Kiedy mówiła wydawało sie że opowiada o jakiejś wielkiej katastrofie, niewzruszona. Jakby wszystko było dalekiej jej osoby.Już go kiedyś słyszałam, i nie była zadowolona ze złożonej wizyty przez właściciela owego głosu.  

Była to sama Nike.

- Nie masz prawa. 

-Warto nagiąć prawo w obliczu takiej sytuacji.

Gdy weszliśmy w pole ich pole widzenia, rodzice próbowali mi bezgłośnie powiedzieć że trzeba uciekać, tyle że staliśmy koło bogini, wiec nasze pojawienie nie uszło jej uwadze. 

-Nicola -powiedziała z niewielkim procentem radości w głosie Nike. Odwróciła sie i wystawiła ręce jakby spodziewała sie że wybiegnę uściskam ją.

Spojrzałam jej w oczy, niestety nie udało mi sie zachować nie wzruszenie i wyrwał mi sie niemiły przekaz zapisany na twarzy. Zauważyła to i opuściła ręce.

 -Foster ?!Gdzie Lucero ?! -krzyczał mój tata -Mieliście sie nią zając, tak.Pamiętaj o stawce tej gry.-Ojciec podszedł do Jacka a mi wydawało sie że mu grozi

-To nie istotne- Nike zwróciła sie do mojego taty.Następnie jej oczy padły na mnie.-Zwycięstwo jest ważne, prawda kochanie.

Poczułam sie jak człowiek o tak małym ilorazie inteligencji któremu próbują wytłumaczyć zawiłe zasady wyżej matematyki.Wiec postanowiłam tak sie zachowywać,będę ja tratować tak za jaką ona mnie uważa. 


Wiem, jest boginią ale nie bałam sie jej wcale. Wręcz aż przeszkadzało mi jej istnienie.

Biła od niej moc ale ja byłam Żywiołem i sobą przede wszystkim.

Nike była wysoka i szczupła miała czarno-brązowe długie włosy, na głowie miała zrobiony w całości ze złota wieniec laurowy. miała sukienkę stylizowaną na grecką togę była fioletowa.  I tak Nike miała skrzydła musiały być wielkie lecz teraz była zwinięte i wydawały sie mienić wszystkimi kolorami choć były białe.

 

Jej skrzydła były zwykłe, to znaczy miały pióra. Nie tak jak moje.

Moje skrzydła w dotyku wydawały sie pierzaste, czasami nawet pióra z nich wypadały, jednak wyglądały jak by była to poświata jakby były stworzone tylko i włącznie ze złotej mgły. Gdy ich nie potrzebowałam znikały kompletnie, ale wystarczało wspomnienie ich, jedna mała myśl i czułam je ciasno zwinięte na placach. 

Tak jak wtedy. Wraz z piegiem czasu nauczyłam sie zwijać skrzydła bardzo ciasno, ciaśniej niż Nike. Wyglądałam wtedy jakbym ich nie miała oczywiście w luźnych ciuchach a nie kurczowo przylegających do ciała.

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No wiec no. Znowu sie powinnam wytłumaczyć, ale myślę sobie dobra trudno. Także przepraszam ale na luzie. Wpadłam na pomysł i o ile wszystko wpali będzie to dla was wielka niespodzianka. Na razie możecie zastanawiać sie co kryje sie do nazwą "Projekt ". Dzięki za czytanie. I jak zwykle, ja stara sie pisać naprawdę.

piątek, 14 sierpnia 2015

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 85

 

 

 Dracolie

Rozdział  85 " Wspomniane spotkanie"

Znowu wróciłam do domu. W domu nie było mi źle, tam właściwie nie było za dużo. No wiecie Cleveland nie jest miastem w którym dużo sie dzieje i nie najpiękniejszym. Dla wielu to najsmutniejsze i najbardziej przygnębiające miejsce.Miałam moja małą drużne. Tak tylko dzięki Jackowi, bliźniakom i Kate. 

Adler była moją przyjaciółką, taką do zwierzania sie z problemów, nie najbardziej do pomagania w lekcjach i to też bardziej ja jej niż ona mi. Dużo mówiła wiec ja miałam czego słuchać.

Tina zawsze była razem  bratem, choć była starsza.Miałam koleżanki w swoim wieku ale to mi ufała i opowiadała o wszystkim. No wiecie Tina była bardzo do mnie przewiana. 

Odkąd Matt zaczął sie ze mną kumplować, wiedziałam że mogę być spokojna. On walczy o swoje. Jak mu sie coś nie podoba to staje sie trochę agresywny i nie opanowany.Chyba pamiętacie co było z drzwiami w kaplicznej twierdzy.On nigdy nie pozwalał na to by ktoś obraził jego paczkę, w tym mnie. Chyba pamietacie że nie byłam za bardzo lubiana.

No nie mówi żebym w Obozie czy Hogwarcie, ale byłam rozpoznawalna, nie popularna czy coś, trafiłam do Slytherinu wiec trochę sie bali że będę zła.Ha ha, ha, tak, to przecież wcale tak nie było.Ekhh, dobra przyznaje sie. To była moja wina. Jestem zła. 

Wiecie jak Foster trafił do naszej paczki, jakiś chłopczyk rok młodszy od nas to mogło być w pierwszej klasie gimnazjum. Poczuł sie bardzo ważny i dorosły. Zaczął mnie obrażać i wyzywać.Miał ze sobą kilka ziomków, wiec myślał że był bardzo bezpieczny i chciał sie popisać.Szkoda że mu nie wyszło.Zaczął mnie wyzywać od szalonych , nie normalnych i coś tam jeszcze. Nie słuchałam go. Ale...w pewnym momencie straciłam panowanie...nad sobą. Nie pamiętam z tej chwili za dużo.

Walnęłam do mocno z pici w pyskatą buźkę.Wtedy zaczął na mnie klnąc.

-O żesz ty...-krzyknął Matt'e. Złapał delikwenta za koszule. I przywalił w brzuch. 

Jack przechodził obok i widział całe zajście. Rece włożył w kieszenie, przystanął, nie patrzył na nas, ale słuchał. Ziomki tego młodszego, rzucili sie na Matta.Dwóch szło do mnie, domyślałam sie że nic mi nie zrobią ale , nie zamierzałam słuchać grzecznie jak mnie obrażają. Złapałam pierwszego i szybko wykręciłam mu rece, potem kopnęłam w tyłek.Przewrócił sie. Drugi zaklął złapał mnie i mocno pociągnął za włosy, przewróciłam sie, jeszcze chwile a ciągnął by mnie  za sobą. Właśnie wtedy wkroczył Jack, najpierw załatwił tego który mnie trzymał.Pomógł mi wstać. Następnie zajął sie dziećmi które skakały do Matta. Jednego załatwił kopniakiem, następnemu przywalił w szczękę.


Jak ich znam, rozprawili by sie z nimi o północ w pojedynkę z zasłoniętymi oczami.Ale to były zwykłe dzieci i nauczyciele patrzyli, oczywiście nic nie zrobili dopóki nie zostawiliśmy tych dzieci leżących na chodniku.

I tak sie poznaliśmy. Słodko nie?


Gdy tak siedziałam, myśląc przysiadł sie do mnie Zack. 

-Co zrobisz jak już będziemy w twoim domu? 

-Nie wiem. Moim zadaniem jest odciągniecie tego smoka od rodzimy i innych ludzi. Może być niebezpieczny.

-To jasne, ale co potem co z nim zrobimy? Pamiętam jeszcze smoka profesorki Sheny, który cie przypalił, i zostawił ślad-załapał mnie pod brodę palcami i przechylił moją głowę by przyjrzeć sie czarnemu oku.

Puścił.

-Dowiemy sie. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej, hej! Jak tam wakacje, oby dobrze. Dziś wyjeżdżam nad morze, wiec nie wiem jak z rozdziałami. Wracam za 10 dni. Ale jakoś sobie poradzimy, nie chce przestawać pisać z uwagi na to co było wcześniej. Wiec będę publikować wam zdjęcia moich rękopisów, przemęczę sie pisaniem z tela, albo Shena lub Cora zgodzą sie przepisać teksty. Nie wiem, postaram sie żeby coś sie pojawiało. Dzięki, i narka. Do następnego rozdziału.

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 84

 

 

 Dracolie

Rozdział  84 "Ruchome zdjęcia"

Podróż, trwała swoje.

Szliśmy 3 albo 4 dni. Nie wiedziałam. Gdy wygrzebaliśmy sie z wody zaczęło sie ściemniać.Od razu zaczęliśmy szukać schronienia na noc. Znaleźliśmy mały pagórek, na którym rosło trochę drzew.Było tu dość dużo miejsca żebyśmy rozpalili małe ognisko i zorganizowanie małego obozowiska.Prowadziły do niego trzy drogi:ta z której przyszliśmy największa i najwygodniejsza, choć nadal zapuszczona, w końcu nikt tam nie zaglądał.Druga która prowadziła w górę, gdybym stamtąd wyskoczyła i zdołała rozprostować skrzydła na spokojnie wyleciałabym z kryjówki, (ekhhem gdybym zdołała rozprostować skrzydła. Nie). Trzecią trasę zrobiliśmy, w razie jakby trzeba było uciekać, była długa, zarośnięta i kreta by nikt prócz nas z niej nie korzystał.

Usiedliśmy  i rozpoczyeliśmy rozpoznanie towaru. Każdy z nas przejrzał rzeczy które miał zapakowane. Żadne nie pakowało sie samo, tylko Zack zabrał kilka swoich rzeczy z Hogwartu. Znaleźliśmy 2 koce i tropik od namiotu. Wsparliśmy tropik na patykach i o drzewa. Miało to być prowizoryczne schronienie jakby zaczęło padać.


Noc była na wpół ciepła i chłodna. Nie wiał nawet najmniejszy wiaterek. Lecz niebo było pokryte ciemnymi chmurami. 


Wyjęłam z plecaka list, od Jessbell. Te okrągłe literki poznam wszędzie.

Opowiadała o lekcjach, znajomych, nauczycielach.Na pewno pisały razem z Anneliese. Ale jeden fragment mnie zdziwił kilka dni po moim opuszczeniu szkoły, z edukacji zrezygnowała również Blair. 

Nie napisała dlaczego. 

Pomyślałam że któregoś razu zrobię tęcze i pogadam z nimi przez iryfon, ale nie dziś.

Do listu były dołączone dwa zdjęcia, jedno z dormitorium Slytherinu, kiedy dziewczyny (cała trójka ) udawały złe. Blair odgarniała włosy a drugą rękę trzymała w teatralnym geście wysoko, na znak za wysokiej samooceny. Ale za chwile sie roześmiała. Anneliese nałożyła kaptur na głowę i kierowała ze zdjęcia na mnie różdżką, rozkładają szeroko ręce,robiąc przy tym dzióbek. A Jessbell tylko sie uśmiechała spoglądają raz na jedną raz na drugą, w reku trzymała zielono srebrny krawat, wskazywała na niego i machała. To był mój krawat. Na odwrocie zdjęcia był przyklejony mały krawacik. Odkleiłam go wyjęłam różdżkę i powiększyłam go.

To zdjęcie musiało być zrobione chwile przed wysłaniem listu. To była bardzo miłe. Cieszyłam sie że odczytałam ten list.

Dziewczyny zawsze będą mnie pamiętały. 

Spojrzałam na drugie zdjęcie. To pamiętałam, zrobiłyśmy je w naszej sypialni.Leżałyśmy wtedy wszystkie na moim łóżku, to było kilka dni po tym jak sie poznałyśmy, chciałyśmy uwiecznić znajomość. Leżałyśmy wtedy z rozrzuconymi włosami i po prostu sie uśmiechałyśmy.

Schowałam te zdjęcia do plecaka. Założyłam krawat na szyje i lekko zawiązałam.