Rozdział 90
Dracolie
Rozdział 90 "Kanapa odbiera mi moce"
Zaczęłam wracać do siebie.Nie czułam bólu, czas płynął wolniej. A może tylko mi sie wydawało. Leżałam w bezruchu. Przymrużyłam oczy i zobaczyłam malutkie iskierki w powietrzu.Przyglądałam im sie przez chwile.Usiadłam, rozglądałam sie, wydawało mi sie że dostrzegłam coś w oddali, mimo woli patrzyłam w pusty punkt gdzieś daleko.
Otworzyłam szeroko oczy, okazało sie że wciąż leżałam, a jedna z iskierek wbiła mi sie w policzek. Skóra w miejscu w które trafiła, zrobiła sie niebieska. A od iskierki rozrastały sie ramiona, zakręcały i tworzyły mały wzorek. Wzorek zajaśniał i znikł.
Iskierki zmieniły sie w srebrne ogniki w niebieskim odcieniu. Krążyły w powietrzu, zaczęły gromadzić sie w okół mnie. Wstałam,czułam sie nieswojo. Usłyszałam głos, namawiał mnie.
Sięgnęłam po miecz , przejrzałam sie w klindze. Wyglądałam inaczej włosy były delikatnie i subtelnie zakręcone,oraz ciemno... czarne, normalne, skóra już nie oliwkowa ale bardziej biała.Oczy zielone i mniejsze.
Potem odbicie nawet nie przypominało mnie. Zmienił sie kształt twarzy, był na niej też inny wyraz.
Nie widziałam już swojej twarzy. Z sińcami pod oczami i lekko fioletowym odcieniu ust.Co za wszelką cenę starałam sie ukryć.
Zawsze uśmiechniętej, nie zawsze w 100% szczerze, nie dawałam po sobie poznać smutku.
Była tam inna twarz, o surowym wyrazie i nieskazitelnie poważnych oczach. Zupełnie nie moja.
I właśnie wtedy sie obudziłam. Od jak dawna spałam? Nie wiedziałam. Rozejrzałam sie. Byłam w domu, w Cleveland. Wiec śnic zaczęłam, później.Usiadłam, na podłodze nie leżało ciało Zacka, wiec jednak. To wszystko był sen.Nie było Nike, nie było Chaosu nie było wiedzy.
Nie usłyszałam kroków, była zbyt szczęśliwa i podekscytowana.Taa....byłam.
Nagle i niespodziewanie w moją twarz uderzyła woda, nie żeby to nie było miłe, po prostu sie tego nie spodziewałam.Obróciłam sie, z pytającym spojrzeniem. I oczywiście musiałam sie ośmieszyć, no przecież.
Dzień bez poniżenia to dzień stracony!
Zapytacie co mogłam zrobić? Przecież tylko siedziałam, nie odzywałam sie, no może dostałam właśnie wodą w twarz i byłam mokra.
Byłam mokra, nie miałam mocy jak Percy, i nie schłam na zawołanie.Czasami myślałam że to z lekka upokarzające.
Ale nie o to wtedy chodziło.
Odwróciłam sie. Moim oczom ukazałam sie kanapa, na której siedziałam.
Rzucałam jej spojrzenie wyrażające moje zdziwienie z powodu cieczy, H2O, potocznie zwanej wodą, znajdującej sie w owym czasie, nie na swoim miejscu lecz na części mojego ciała, która jak dotąd sądziłam wykazywała staranie w rozwoju myślenia.
Ha, powiedziała dziewczyna która myśli że kanapa może sama z siebie chlusnąć Ci wodą w łeb?!
Nie, jak sie okazuje taka osoba jest niespełna rozumu.
No ale wiecie bycie Nicki zobowiązuje.
Poczułam czyjeś dłonie na mojej twarzy. Obróciły moją głowę. Nie pokazałam po sobie tego zawiedzenia własną głupota.
Bo zaledwie kilka centymetrów dzieliło mnie od Zacka.
-Myślałem że zemdlałaś!-krzyczał choć był z 10 centymetrów ode mnie.-Od razu pobiegłem po wodę...ooo-zastanawiałam sie czy to właśnie był ten moment...Chwila w której zdał sobie sprawę że jestem przytomna.
Nie zapomniane są chwile w których ludzie są głupi jak ja.
Uśmiechnęłam sie do niego.
-A gdzie rodzice, Sophie i Jack?zapytałam
-Nie wiem, jak wstałem to nie było nikogo w pobliżu.
Co?To mogło znaczyć kilka tysięcy rzeczy. Skąd miałam wiedzieć o którą mu chodzi?
Mógł na przykład przewrócić sie gdy biegł po wodę.
Albo siedział i po prostu wstał.
Mógł też spać, jak ja.
Lub wstac siedząc koło grobu, no wiecie zza grobu, nie...nie rozumiecie, na pewno? Nie ? No dobra.
Oczywiście każda z tych możliwości, miała swoje pięćdziesiąt dziesięć miliardów tysięcy oddzielnych tez.
Ale tak... możecie myśleć przyziemnie.
Nic mi sie nie śniło poza tymi iskierkami.A Nike na prawdę, rzucała ludźmi a Chaos ogarnął moich rodziców.
Fajnie, nie. No ja myślę że tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz