piątek, 2 października 2015

Rozdział 89

 

 

 Dracolie

Rozdział 89 " Normalny dzień w domu "

Złorzyc obietnice, przysiąść że zrobi sie coś nie możliwego nie było łatwo.Lecz miało być tylko gorzej. Wiele razy potem myślałam o przysiędze  i o tym co by sie stało gdybym postąpiła inaczej. Nigdy już tego nie dowiem.

Patrząc na Nike w tak marnym stanie nawet , robiło mi sie jej żal. Lecz ona nie żałowała nas. Wiec i ja nie zrobiłam nic by jej pomóc, nie byłam nawet pewna czy mnie widziała, czy była tylko marą.

Kiedy powróciliśmy na ziemie, i moja dusza z powrotem zagościła w ciele.Nie wiedziałam co mam zrobić. Ta mała misyjka ze smokiem , była daleko, daleko. Moje myśli wciąż krążyły w okół Dracolie, kim jest , co ze mną zrobi i co w nim znajdę?


Przede mną przemknęła nie wyraźna postać Jacka klęczał przy Zacku, z pewnością sprawdzał czy oddycha i próbował go obudzić.

Ja jednak stałam nie ruchomo, patrzyłam gdzieś w dal, nie obecnym wzrokiem. Świat był daleko, nie uczestniczyłam w nim, tylko stałam.

Usłyszałam nie wyraźne i słowa Jacka. Mówił do nas, nie obecnej mnie i czarodziejowi , który mógł już nie żyć.

Myśl o śmierci Ślizgona wpadła mi do głowy, lecz chaos zostawił mnie bez uczuć, bez życie, tylko stojąc. Gdybym była przy zdrowych zmysłach, odejście chłopca nie dało by mi spokoju, był przyjacielem.


W Hogwarcie nie zapowiadało sie żeby był kimś więcej niż kumplem z Domu. Byłam zdziwiona gdy wybrał sie wraz ze mną i Mattem pod twierdze. Nic nie wskazywało by nim był, na szczęście sie nim stał.

-Nicola. Wróć do mnie.

Miałam wciąż otwarte oczy,  patrzyłam choć nie widziałam.

Poczułam że sie osuwam, nie było to prawdą. Jack chwycił mnie i ułożył na kanapie. Świadomość powoli do mnie wracała.

Czułam głowę Fostera, lekko ułożoną, wsłuchującą sie w bicie mojego serca.


Wstał, był zdenerwowany wybiegł z domu. 

-Sophie! Dawaj mi to zwierze, za dom!


Jack wyciągnął zapalniczkę z kieszeni. Wyjął zioła z pasa i podpalił je. Z suchych roślin zaczęły płynąc strużki dymu. Wstał i rozkruszył w dłoni jakieś ziarenka, odtworzył doń i proszek opadł powoli w dym.

Jego ręka pozostała wyciągnięta.Nagle z kupki buchnął wielki ognień a gdy płomienie opadły w reku Jacka lśnił złoty miecz.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz