niedziela, 6 września 2015

Rozdział 87

 

 

 

 Dracolie

 Rozdział 87 " Gośc w domu "

Tamten dzień zdecydowanie nie jest jednym z najlepszych w moim życiu.Rano przebijaliśmy sie przez różne zarośla, pagórki i wzniesienia i raz po raz wpadałam w pajęczyny i błoto. Las, dużo lasu....a potem zeszliśmy na dobrze znany mi szlak. Razem z Jackiem dobrze go znaliśmy, potem sprawnie przemknęliśmy kilka uliczek i dotarliśmy prosto pod bramę mojego domu. A dalej już sami wiecie. 

 

Staliśmy na pomoście, Przez chwile patrzyłam z zadowoleniem na bryłę lodu. Potem jednak pomyślałam że przydało by sie przeszukać tego świra. Może miał przy sobie jakieś papiery, dokumenty, rozkazy. Ale rozmrożenie go to nie był najlepszy pomysł, mógłby wezwać posiłki. A jeśli to co powiedział było prawda. 

-Oni na mnie polują. Zabierajmy sie stąd. -powiedziałam ze stanowczością i niewzruszoną powagą. 

Zack za pomocą magi zmusił mój dom do samoczynnego sprzątnięcia. Spohie wyprowadziła smoka na dwór. A wtedy ja uwięziłam do w lodowej klatce.

Gdy wracaliśmy do domu poczułam sie trochę dziwnie. Przechodząc korytarzem spojrzałam w lustro i ujrzałam swoją twarz, nie było w tym nic dziwnego prócz jednego szczegółu nie pasującego do twardych faktów i wydarzeń utrwalonych w mojej pamięci. Oboje oczy miałam w tym samym kolorze. 

-Chłopaki coś jest nie tak.-oświadczyłam półszeptem i wskazałam palami na swoje oczka, duże ale pasujące do twarzy.

Jack rozejrzał sie badawczo.

Usłyszeliśmy krzyki dochodzące pokoju, rodzice kłócili sie z kimś. Ja, oczywiście bezmyślnie rzuciłam sie sprawdzić co sie dzieje, Jack również, wyszedł przede mnie jedną rękę wystawił odruchowo w geście który oznaczał: "panuje nad sytuacją, obronie cie"druga trzymała sztylet. Tylko Zack zanim wyrwał za nami szepnął zaklęcie mające ochronić nas przed niespodziewanym atakiem. 

 

To co zastałam, w salonie było widokiem przerażającym, i nie prawdopodobny.

-Po co tu przeszłaś?-pytała stanowczo i brutalnie mama.

-Przybyłam wam pomóc i dokończyć to co powinnam skończyć wiele lat temu.- Głos należał do kobiety. Był poważny i wzniosły. Kiedy mówiła wydawało sie że opowiada o jakiejś wielkiej katastrofie, niewzruszona. Jakby wszystko było dalekiej jej osoby.Już go kiedyś słyszałam, i nie była zadowolona ze złożonej wizyty przez właściciela owego głosu.  

Była to sama Nike.

- Nie masz prawa. 

-Warto nagiąć prawo w obliczu takiej sytuacji.

Gdy weszliśmy w pole ich pole widzenia, rodzice próbowali mi bezgłośnie powiedzieć że trzeba uciekać, tyle że staliśmy koło bogini, wiec nasze pojawienie nie uszło jej uwadze. 

-Nicola -powiedziała z niewielkim procentem radości w głosie Nike. Odwróciła sie i wystawiła ręce jakby spodziewała sie że wybiegnę uściskam ją.

Spojrzałam jej w oczy, niestety nie udało mi sie zachować nie wzruszenie i wyrwał mi sie niemiły przekaz zapisany na twarzy. Zauważyła to i opuściła ręce.

 -Foster ?!Gdzie Lucero ?! -krzyczał mój tata -Mieliście sie nią zając, tak.Pamiętaj o stawce tej gry.-Ojciec podszedł do Jacka a mi wydawało sie że mu grozi

-To nie istotne- Nike zwróciła sie do mojego taty.Następnie jej oczy padły na mnie.-Zwycięstwo jest ważne, prawda kochanie.

Poczułam sie jak człowiek o tak małym ilorazie inteligencji któremu próbują wytłumaczyć zawiłe zasady wyżej matematyki.Wiec postanowiłam tak sie zachowywać,będę ja tratować tak za jaką ona mnie uważa. 


Wiem, jest boginią ale nie bałam sie jej wcale. Wręcz aż przeszkadzało mi jej istnienie.

Biła od niej moc ale ja byłam Żywiołem i sobą przede wszystkim.

Nike była wysoka i szczupła miała czarno-brązowe długie włosy, na głowie miała zrobiony w całości ze złota wieniec laurowy. miała sukienkę stylizowaną na grecką togę była fioletowa.  I tak Nike miała skrzydła musiały być wielkie lecz teraz była zwinięte i wydawały sie mienić wszystkimi kolorami choć były białe.

 

Jej skrzydła były zwykłe, to znaczy miały pióra. Nie tak jak moje.

Moje skrzydła w dotyku wydawały sie pierzaste, czasami nawet pióra z nich wypadały, jednak wyglądały jak by była to poświata jakby były stworzone tylko i włącznie ze złotej mgły. Gdy ich nie potrzebowałam znikały kompletnie, ale wystarczało wspomnienie ich, jedna mała myśl i czułam je ciasno zwinięte na placach. 

Tak jak wtedy. Wraz z piegiem czasu nauczyłam sie zwijać skrzydła bardzo ciasno, ciaśniej niż Nike. Wyglądałam wtedy jakbym ich nie miała oczywiście w luźnych ciuchach a nie kurczowo przylegających do ciała.

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No wiec no. Znowu sie powinnam wytłumaczyć, ale myślę sobie dobra trudno. Także przepraszam ale na luzie. Wpadłam na pomysł i o ile wszystko wpali będzie to dla was wielka niespodzianka. Na razie możecie zastanawiać sie co kryje sie do nazwą "Projekt ". Dzięki za czytanie. I jak zwykle, ja stara sie pisać naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz