Rozdział 85
Dracolie
Rozdział 85 " Wspomniane spotkanie"
Znowu wróciłam do domu. W domu nie było mi źle, tam właściwie nie było za dużo. No wiecie Cleveland nie jest miastem w którym dużo sie dzieje i nie najpiękniejszym. Dla wielu to najsmutniejsze i najbardziej przygnębiające miejsce.Miałam moja małą drużne. Tak tylko dzięki Jackowi, bliźniakom i Kate.
Adler była moją przyjaciółką, taką do zwierzania sie z problemów, nie najbardziej do pomagania w lekcjach i to też bardziej ja jej niż ona mi. Dużo mówiła wiec ja miałam czego słuchać.
Tina zawsze była razem bratem, choć była starsza.Miałam koleżanki w swoim wieku ale to mi ufała i opowiadała o wszystkim. No wiecie Tina była bardzo do mnie przewiana.
Odkąd Matt zaczął sie ze mną kumplować, wiedziałam że mogę być spokojna. On walczy o swoje. Jak mu sie coś nie podoba to staje sie trochę agresywny i nie opanowany.Chyba pamiętacie co było z drzwiami w kaplicznej twierdzy.On nigdy nie pozwalał na to by ktoś obraził jego paczkę, w tym mnie. Chyba pamietacie że nie byłam za bardzo lubiana.
No nie mówi żebym w Obozie czy Hogwarcie, ale byłam rozpoznawalna, nie popularna czy coś, trafiłam do Slytherinu wiec trochę sie bali że będę zła.Ha ha, ha, tak, to przecież wcale tak nie było.Ekhh, dobra przyznaje sie. To była moja wina. Jestem zła.
Wiecie jak Foster trafił do naszej paczki, jakiś chłopczyk rok młodszy od nas to mogło być w pierwszej klasie gimnazjum. Poczuł sie bardzo ważny i dorosły. Zaczął mnie obrażać i wyzywać.Miał ze sobą kilka ziomków, wiec myślał że był bardzo bezpieczny i chciał sie popisać.Szkoda że mu nie wyszło.Zaczął mnie wyzywać od szalonych , nie normalnych i coś tam jeszcze. Nie słuchałam go. Ale...w pewnym momencie straciłam panowanie...nad sobą. Nie pamiętam z tej chwili za dużo.
Walnęłam do mocno z pici w pyskatą buźkę.Wtedy zaczął na mnie klnąc.
-O żesz ty...-krzyknął Matt'e. Złapał delikwenta za koszule. I przywalił w brzuch.
Jack przechodził obok i widział całe zajście. Rece włożył w kieszenie, przystanął, nie patrzył na nas, ale słuchał. Ziomki tego młodszego, rzucili sie na Matta.Dwóch szło do mnie, domyślałam sie że nic mi nie zrobią ale , nie zamierzałam słuchać grzecznie jak mnie obrażają. Złapałam pierwszego i szybko wykręciłam mu rece, potem kopnęłam w tyłek.Przewrócił sie. Drugi zaklął złapał mnie i mocno pociągnął za włosy, przewróciłam sie, jeszcze chwile a ciągnął by mnie za sobą. Właśnie wtedy wkroczył Jack, najpierw załatwił tego który mnie trzymał.Pomógł mi wstać. Następnie zajął sie dziećmi które skakały do Matta. Jednego załatwił kopniakiem, następnemu przywalił w szczękę.
Jak ich znam, rozprawili by sie z nimi o północ w pojedynkę z zasłoniętymi oczami.Ale to były zwykłe dzieci i nauczyciele patrzyli, oczywiście nic nie zrobili dopóki nie zostawiliśmy tych dzieci leżących na chodniku.
I tak sie poznaliśmy. Słodko nie?
Gdy tak siedziałam, myśląc przysiadł sie do mnie Zack.
-Co zrobisz jak już będziemy w twoim domu?
-Nie wiem. Moim zadaniem jest odciągniecie tego smoka od rodzimy i innych ludzi. Może być niebezpieczny.
-To jasne, ale co potem co z nim zrobimy? Pamiętam jeszcze smoka profesorki Sheny, który cie przypalił, i zostawił ślad-załapał mnie pod brodę palcami i przechylił moją głowę by przyjrzeć sie czarnemu oku.
Puścił.
-Dowiemy sie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej! Jak tam wakacje, oby dobrze. Dziś wyjeżdżam nad morze, wiec nie wiem jak z rozdziałami. Wracam za 10 dni. Ale jakoś sobie poradzimy, nie chce przestawać pisać z uwagi na to co było wcześniej. Wiec będę publikować wam zdjęcia moich rękopisów, przemęczę sie pisaniem z tela, albo Shena lub Cora zgodzą sie przepisać teksty. Nie wiem, postaram sie żeby coś sie pojawiało. Dzięki, i narka. Do następnego rozdziału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz