środa, 29 kwietnia 2015
wtorek, 21 kwietnia 2015
niedziela, 19 kwietnia 2015
Rozdział 74
Dracolie
Rozdział 74 "Wsiąkła w posadzkę"
W bunkrze było bardzo dużo miejsca był obszerny,rozległy. Gdzie nie spojrzałam roiło sie różnych narządzi, rozpoczętych wynalazków, wielkich koszów z różnymi gwoździami, wkrętami i innymi takim. Po całym bunkrze były porozrzucane zwoje,plany i cała masa innych rzeczy. Innymi słowami było tam wszystko jak i zarówno nic.Było brudno. Nie mówi że nie było cudnie, po prostu przydało by sie sprzątanie.
Mimo tych drobnostek cały bunkier robił ogromne wrażenie. Oszałamiał.
Przy biurku stał Leo wraz z Annabeth i Rachel.Chłopak mówił coś do dziewczyn i wymachiwał przy tym rekami jakby dorabia jako wiatrak. Pokazywał im coś na kartkach.No to Annabeth odpowiedziała mu z lekka wkurzona. Chyba to go uraziło. Szybko sie wyprostował, zrobił dziwną minę. Rzucił czystą kartkę i ołówek Rachel, to szybko zabrała sie do zapisywania czegoś. Córka Ateny zwróciła sie w jej stronę. Chyba zakazywała jej zapisywania.Następnie powróciła do kłótni a chłopakiem.
Właśnie wtedy Nico, złapał mnie za rękę i bez sowa porwał w stronę tej burzliwej kłótni.
-Skończcie to, już jesteśmy.-Powiedział ostro.
-A gdzie Percy?-Zapytała Annabeth.
-Już idą, widziałem też Piper i Jasona, wykonują zadanie.
-Widzisz, mówiłem ci.-wtrącił sie Leo.
Spojrzałam na Rachel, która gorączkowo zapisywała coś na kartce, co kawałek rozglądała sie i sprawdzała czy nikt tego nie widzi. Była zestresowana, dlatego przestraszyła sie kiedy zobaczyła mnie. Przyłożyła drżący palec do ust, i zaczęła pisać szybciej. Kiedy skończyła odrzuciła ołówek jakby był przeklęty.A kartkę wcisnęła do kieszeni.
-Annabeth nie potrafię w pełni uzbroić trzech osób w 3 godziny, a jeszcze wszystko odpowiednio zamaskować.Po za tym...-zmierzył mnie wzrokiem.-Mam uzbroić tą różową słodycz?
Różową słodycz?! Spojrzałam na siebie, byłam ubrana w ciemne dżinsy i koszulkę obozową. Nie miałam przed sobą lustra, wiec wyobraziłam sobie siebie. O ile mnie pamięć nie myli miałam jasną oliwkową skórę, czarne długie włosy, przerażające duże oczy, jedno wściekle niebieskie drugie zaś ukryte pod opaską,czarne jak otchłań.Byłam wysoka i szczupła. W niewidzialnym pasie na plecach miałam ukryty miecz z nieniebiańskiego spiżu, a w przedniej kieszonce różdżkę. Posiadałam moce i sprawności które nie jednego wysłały by z płaczem do mamusi.A Leo, syn Hefajstosa(czyli jednego boga, a nie dwóch tak jak ja), śmie mówić o mnie "różowa słodycz ". O nie! Może i mam na imię Nicola, co nie jest zbyt bojowym imieniem, i staram sie być miła, ale charakter mój na pewno nie jest różowy! To bluźnierstwo!
Poczułam że moja dusza wypełnia sie bezdenną niezmierzoną czernią.Co zapewne odbiło sie na mojej twarzy, bo Leo spojrzał na mnie wpół przerażonymi, wpół zdziwionymi oczami.
Zaczęłam głęboko oddychać, nie chciałam znowu wpaść w ten szał co kiedyś. Jak wtedy, kiedy rzuciłam sie na Jacka.
-Dobra, luz, nie jesteś różowa-rzucił bez przekonania Leo, i dodał też coś niezrozumiale, co brzmiało jak: "Ale słodka na pewno"
Nie myślcie sobie że to brzmiało jak w tych romansidłach, kiedy to chłopak z sercem przepełnionym miłością, aż sie wylewa, mówi dziewczynie że jest słodka i kocha ją bardzo. Nie! To było bardziej jak obelga.Jakby to że jego zdaniem "jestem słodka"nie dawało mi prawa do bycia herosem, do walki czy innych zadań w których brudzi sie rączki.
Dobra może przesadziłam z tym "nie daje prawa do bycia herosem" przecież były półbodzy, dzieci Afrodyty. Niektórzy byli na prawdę super jak Piper. Ale niektórzy...ekhhh zakały Obozu.
Wtedy usłyszałam dudnienie.
-O i przybyli nasi chłopcy.-Powiedział Leo i przycisnął coś na pilocie.
Wejście do bunkra otworzyło sie. Weszli Percy, Zack i Jack.Percy podbiegł, i stanął obok Annabeth. Chłopcy szli powoli rozglądając sie uważnie po bunkrze.
Leo zaciągnął nas do jakiejś maszyny. Tam Annabeth wyjaśniła nam cel misji. Mamy przechwycić i sprowadzić smoka do Obozu.Mowa oczywiście o smoku mojej siostry. Tak, tak. Inne małe dziewczynki mają kociaczki, szczeniaczki, chomiki, rybki, czy inne małe zwierzątka. A moja siostra ma smoka. Tak, rozumiem anormalność tej sprawy.Ale przyzwyczaiłam sie. Odkąd dowiedziałam sie o mojej odmienności, przekonałam sie że mój wskaźnik: Nie normalna, łamana przez, Inna, sięgnął tysiąca i ciągle rośnie. U przeciętnej nastolatki, kiedy ten wskaźnik sięga 75, zapisuje sie ją do psychiatry, a przy 100, usypia lub zamyka w wariatkowie.
Leo, kazał nam opróżnić kieszenie.Potem po kolei kładliśmy sie na maszynie która przypominała trochę tą do tomografii komputerowej.Tylko ten okrągły tunel był ciemny i długi.
Pierwszy był Jack. Położył sie na wyciągu i wjechał do środka.
Leo podbiegł do panelu kontrolnego, wcisnął kilka przycisków i zaciągnął kilka przekładni.
-Dobra chłopie, teraz cie prześwietlę, podaj mi rękę-I ręka Jacka pojawiła sie w otworze koło panela.-Może trochę...zaboleć-powiedział Leo wbijając igłę w palec Jacka.
-Auu! Niee, co za ból...-krzyknął Jack.
-Nie o tym mówiłem.-Leo złapał kropelkę krwi do małej fiolki.-Ściśnij mi rękę.Zaraz sie zacznie.
Maszyna oświeciła ciało Jacka na granatowo.
Leo trzymał rękę luźną i wyprostowaną.
-Możesz mówić ale sie nie poruszaj. I mocno ściśnij, masz napiąć wszystkie mięśnie lewej reki.Dobra stary koniec, leżenie wyjeżdżamy.-Dodał po chwili.
Następny był Zack.Leo powtórzył wszystkie ruchy. I odłożył kolejną fiolkę z krwią na stolik.
Przyszła moja kolej.
Położyłam sie na zimny stół i wjechałam do środka. Było tu strasznie ciemno a ściany zdawały sie zbliżać, cho i tak było ciasno.
Nie lubię jak jest ciemno i cicho.Na szczęście cicho nie było.
Włożyłam rękę do otworu.Leo pobrał krew, maszyna sie włączyła.a ja poczułam że nie mogę sie poruszyć.
Wszystko było granatowe. Poczułam niewyobrażalnie wielki bul w klatce piersiowej. Leo mówił że może zaboleć, ale aż tak ! Czułam sie jakby coś wżynało mi sie w serce.Czy chłopcy czuli to samo?Jeśli tak to albo ja jestem słaba albo oni twardzi jak diamenty.Ścisnęłam rękę Leo bardzo mocno.Usłyszałam jak mówi że przesadziłam.Skoro mój uścisk był bolący to nie czuł sie teraz jak ja. Pomyślałam ze nie wytrzymam dłużej. Nie wyobrażalny ból przeszywał moje serce.
Usłyszałam Shene.
-Nie dotykaj jej krwi!
Potem trzask rozbijanego szkła.
-Leo wyjmij mnie stąd! Zabijesz mnie! -krzyknęłam ostatkiem sił.
Leo wyrwał rękę z mojego uścisku. Gorączkowo zaczął włączać jakieś przyciski. Walnął pięścią w panel kontrolny, a potem w tunel.
-Trzeba ją wyciągnąć nie psując urządzenia bo spali ją na popiół.
Percy odrzucił mój miecz i resztę rzeczy które mu dałam.Wyjął sztylet z pochwy Annabeth, i włożył w tunel.
Szybko go chwyciłam i przecięłam pasy.
Ktoś wyciągnął mnie za nogi. Oślepiło mnie światło. Jeśli Leo chciał mnie upiec mógł to zrobić ręcznie.
Ból ustał. Na szczecie.
-Nic ci nie jest. -Leo stał nade mną przestraszony.
Percy i Nico pomogli mi wstać.
Rozejrzałam sie zobaczyłam blade twarze, Annabeth i Rachel stały przestraszone bok mnie.
Zobaczyłam też Shene klęczącą nad czerwoną plamą na podłodze. To chyba była krew. Nie wiem, za szybko wsiąkła w posadzkę.
niedziela, 12 kwietnia 2015
Rozdział 73
Dracolie
Rozdział 73 " W pełnej okazałości"
Czy życie można zniszczyć w jednej chwili ? Wygląda na to ze tak.
Ogień...Pali sie. Widze.
To nie możliwe. Zatracić wszystko w jednej chwili. Moj los był ustalony od samego początku. Od początku w którym zaczęłam mutować.Zwykła ewolucja. Mój organizm objął zmiany by utrzymać mnie przy życiu.
Myślałam że to trwało krócej.
Tyle czasu.
Krzyk. Ból.Stres. Decyzje...decyzje.
Jedna decyzja, podjęta z miłości.... traci mnie.... Teraz !
Było coraz gorzej. Pogłębiało sie. Nie mogłam temu zaradzić. Nic zrobić...Źle. Bo tylko to mi wychodziło.Tego nie da sie opanować. Siedzi w tobie głęboko i prędzej czy później sie ujawni...A wtedy pozostanie tylko jedna droga...jeden ratunek...jedna pomoc...jedna osoba.
Mógł by być nim każdy z nas.
Ja jestem.Ty byś mogła i ty mógł... to nie zależy od ciebie. Nie bądź głupi. Nie myśl że to da sie opanować, albo zmienić.Nie przestawaj walczyć.
.....Ty albo ktoś tobie bliski, staje w obliczu bladego niebezpieczeństwa, któremu nie da sie zaradzić...umrzesz.... lub nie... n, świat który znasz, a może, niedługi ulegnie zagładzie, ale to nie jest ważne, liczysz sie ty i twoje życie, Zgadłam, prawda, Gdy by nie nie przychodził byś tu, szukać tej pomocy, myślisz że jestem jedyną, ostatnią, umiała sobie poradzić z tym, nie znasz prawdy, i lepiej dla ciebie, nie szukaj jej, mnie.........(...).
Staliśmy na środku placu w okół którego zbudowane były domki.
-Yyym... muszę coś...tam!-krzyknęła Piper, dość nie gramatycznie i pobiegła, w stronę Domku Ateny.Zza którego, o ile sie nie myliłam wystawała głowa Annabeth.Dy spojrzałam w tamtą strunę po raz drugi, gdy Pipre znikała powoli za domkiem zobaczyłam też rude kosmyki. Wtedy pomyślałam o co chodzi? Ale Percy już wiedział.
-Nie...Nicki chodź-złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę naszego domku.
Nie protestowałam.Byłam pewne że chodzi o coś ważnego.
Biegłam szybko, prawie wyprzedzałam Percy'ego, wiec nie musiał mnie ciągnąc. Sprawnie pokonaliśmy próg.
Percy rzucił sie na podłogę, wciągnął z pod łóżka czarny plecak, sprawnie przeturlał sie pod moje łóżko i zaczął otwierać skrytkę. Wyjął z niej miecz i popchnął mi pod nogi.
-Załóż go.
-Skąd wiesz że tan jest skrytka?
-Musze. Każda informacja o tobie dociera bezpośrednio do mnie. Co robisz, gdzie jesteś. Wszystko.W końcu jestem twoim bratem.
Uśmiechnęłam sie.Zależało mi na Percy'm, chciałam być dla niego ważna w końcu jesteśmy rodzeństwem.
Ale nie było czasu.
Obróciłam, sprawnie miecz w rekach i zarzuciłam miecz na plecy, a on wsiąkł w pochwę.
Percy wyczołgał sie spod łóżka, wrzucił kilka dodatkowych rzeczy do plecaka.Pobiegł w stronę łazienki. Otworzył szufladkę i jednym zamachem reki odsunął cały zapas przyborów toaletowych jakie zgromadziliśmy. Zgarnął ze dwie garście jakichś złotych krążków.
Gdzieś z daleka dobiegły nas krzyki.
-Zabieramy sie stąd.-Wyskoczyliśmy przez okno. -Słuchaj mnie-chwycił mnie za ramiona.-biegnij do lasu. Tam czeka Nico, zaprowadzi cie do Bunkra 9. Spotkamy sie w środku, ja zabiorę twoich kumpli.
Usłyszałam krzyki i tupot biegnących harosów. To nie była przyjazna grupka. Skrzydła same sie wysunęły, złapałam chłopaka za ręce i podskoczyłam.
Rzuciłam nas na dach, przylegliśmy do niego w ciszy. Wykonałam krótki szybki obrót rekami i wypuściłam spore kule wody 3 strony, przed nami. Półbogowie sie przegrupowali. Percy zeskoczył z dachu i pobiegł za domkami na poszukiwanie chłopaków.
Poderwałam sie w górę, złożyłam skrzydła, opadałam gładko z rozłożonymi rekami.Wylądowałam na ziemi kolanem opierając sie pięścią. Poderwałam sie i biegłam, poprawiłam plecak. Musiałam szybko dostać sie do lasu. Nie byłam pewna o co chodzi. Słuchałam sie Percy'ego. Sprawnie przedzierałam sie między przeszkodami i ukrywałam z nimi. Nie było to problemem. Zawód jednak sprawiały mi odległości, bo nie mogłam dużo przebiec nie zauważona na otwartym terenie.
Gdy byłam już bardzo blisko lasu, zorientowałam sie że starają sie mnie złapać nie tylko Herosi ale i nimfy. Co kawałek na drodze stawały mi Driady, a im bliżej lasu tym częściej. Trochę wcześniej, Najady próbowały pochwycić mnie za nogi.Jednak były to nimfy wodne, jakby nie patrzeć moje środowisko, odwróciłam głowę nie zwalniając i warknęłam na nie.Wystarczyło, od razu usunęły sie z drogi.
Do tarłam do lasu, wyciągnęłam różdżkę, ze specjalnej kieszonki, która pojawiła sie w Pasie.
Zadziwiające że ten pas przystosowywał sie do sytuacji. Był nie widoczny dla ludzi do momentu kiedy nie wyciągnę z niego miecza, wygodny, podręczny i lekki, a pochwy, kieszonki zapinki i inne takie pojawiają sie kiedy tego potrzebuje. Zastanowiłam sie czy jeśli potrzebowała bym schować weń słonia, pojawiło by sie specjalnie powiększone siedzonko na bazie pasów, jakie nosi sie by wygodniej podróżować pieszo z dzieckiem na rekach.
Wyczarowałam kilka zaklęć obronnych. I zaraz po tym spostrzegłam Nica. Wyglądał tak samo jak wtedy.Czarne włosy. Oliwkowa skóra, podobny odcień do mojej. Czarne dżinsy i koszulka z czaszką.
Podszedł do mnie, rozejrzał sie i lekko i szybko przytulił na powitanie.
-Wiesz po co tu jesteśmy?-zapytał zwykłym tonem.
-Nie, ale to bez znaczenie. Róbmy co mamy robić. -przytaknął i pobiegliśmy w głąb lasu.
Przedzieraliśmy sie miedzy gałęziami dziko rosnących drzew.
Nie zapamiętam drogi. Często skręcaliśmy, zawracaliśmy sie. W końcu jednak dotarliśmy do wielkiej skały.
Rozejrzałam sie na boki, Percy'ego nie było. Spojrzałam na Nico. Z tego spojrzenia chyba wywnioskował co chem zrobić. Bezgłośnie przekazał mi że mam zachować ostrożność, żeby nikt mnie nie zobaczył.
Przewróciłam oczami, co miało oznaczać że zawsze jestem ostrożna, cho to nie do końca prawda.Podskoczyłam, i rozłożyłam skrzydła. Uleciałam kawałek w górę i skoczyłam na skalę. Wspięłam sie wyżej.
Szukałam wzrokiem tego tabunu który nas gonił, zniknął. Kilku herosów biegło do Wielkiego Domu, wyraźnie przestraszonych. Inni wrócili do zwykłych zajęć.Jednak wszytko działo sie jakby szybciej. Półbogowie zamiast chodzić biegali. Najady wirowały w jeziorku tworząc szerokie wiry.Przez środek placu biegł satyr z trzcinowym piszczałkami w ustach, nie nadążając za przyspieszonym rytmem i strasznie fałszując. Wtedy zobaczyłam Percy'ego, Zacka i Jacka znikających za gęstwiną konarów i liści.Wbiegli do lasu.
Sfrunęłam na ziemi.Nico zastukał kilka razu w skałę.W środku coś zachrobotało, i otworzyło sie wejście, ukazując w pełnej swej okazałości Bunkier 9.
Uwaga !
Uwaga!
11.04.2015 Dziś w Sobotę mija dokładnie rok od założenie mojego bloga. Już od roku opowiadam wam o Potędze. Chciałam coś zrobić żeby uczci tą datę. Ale nie miałam pomysłu. Jeśli na jakiś wpadniecie, chcecie coś wiedzieć lub coś tam innego, śmiało piszcie.Przez cały tydzień jestem do waszej dyspozycji.Czekam na wasze pomysły.Jeśli żadne sie nie pojawią postaram sie częściej pisać, co i tak miałam zamiar zrobić. Chciałam ubarwić te datę, pomożecie? 11.04.2014 (piątek)
środa, 8 kwietnia 2015
Rozdział 72
Dracolie
Rozdział 72 "Coś w oddali"
Nadal sie zastanawiałam dlaczego Ambrozja tak silnie na mnie podziałała.Ktoś złośliwy powiedział by że mam zbyt prymitywny mózg śmiertelnika żeby to zrozumieć i ambrozja powinna mnie spali na popiół.Odpowiedziała bym mu wtedy: Na popiół powiadasz a na co innego można sie jeszcze spalić według ciebie, i to tu ma prymitywny mózg.
Jestem Herosem. A wiec w półbogiem to znaczy w połowie bogiem a w połowie śmiertelnikiem, mugolem.Jestem też półkrwi. W Hogwarcie profesor McGonagall podejrzewała że moja magiczna moc bierze sie z żywiołu.
Żywioł wszystko ten żywioł.Gdy by nie on miała bym normalne życie, nie była bym czarownicą ani herosem. Nie zachorowałabym i nie miał problemów w stylu musisz zrobić to i to bo zginiesz, musisz ocalić świat czy spoczywa na tobie wielka odpowiedzialność.
Nie jestem bogiem.
I dobrze, bo siedziałbym teraz w jedwabiu narzekała że jest za twardo, potem dowidziałabym sie że świat jesz w niebezpieczeństwie i wysłałabym swoje dziecię na samobójczą misje z fałszywym uśmiechem na ustach udając że kocham te malutkie dzieciaczki.
Tyle Herosów zginęło bo jego boskie rodzic obmyślił psychopatyczny plan, którego przecież sam nie może wykonać bo jest na to zbyt dumny.
Wyobraziłam sobie bogów na Olimpie pławiących sie w luksusach, siedzących na swoich tronach. Udających wspaniałych, a za naszymi plecami knujących niecne plany. Zeusa wstającego, unoszącego teatralnie ręce.
-My bogowie jesteśmy tak potężni, że żeby uratować swoje leniwe tyłki wysyłamy na samobójcze misje nasze mało kochane dzieci.
A w tle słychać złowieszczy rechot szaleńców, pozostałych bogów.
Nigdy tego nie zrozumiem.Zaczynam rozumieć dlaczego kilka lat temu półbogowie chcieli obalić swoich rodziców.
Nagle i niespodziewanie wpadłam na świetny pomysł.
Będę ćwiczyć do upadłego, będę najlepsza, stanę sie maszyną, żywą zagładą istną wojną.
Tak mam kolejny i to ważny cel w życiu.
Ruszyliśmy dalej teraz we trojkę.Zanim sie obejrzałam doszliśmy do jaskini Rachel. Nawet nie zapamiętałam drogi tak byłam zajęta rozmyślaniem.
Nie zdążam sie rozejrzeć.
-Nie ma jej tu. -Powiedział Percy wychodzą z jaskini.
-Ale ona może być wszędzie.
Wracaliśmy. Nie chcieliśmy sie jednak rozdzielać, ponieważ potem trzeba było by sie znowu odszukać.Lepiej już chodzić grupą.
Przeszukaliśmy już większą cześć Obozu.Został Wielki Dom i domki. Postanowiliśmy najpierw sprawdzić przy domach nie wiem dlaczego. To był pomysł Piper, która całą powrotną drogę wymieniała spojrzenie z Percy'm. Poczułam sie dziwnie.
Piper dostrzegła coś w oddali.
sobota, 4 kwietnia 2015
Uwaga !
Z okazji Świąt chciałam Wam złożyć życzenia. Jednak nie miałam na nie pomysłu. Te z neta nie bardzo mi sie podobały wiec postanowiłam napisać coś spontanicznie.
Wszystkiego Najlepszego, Zdrowych Pogodnych Świąt Wielkanocnych. Mokrego Lanego Poniedziałku, Bo Czego Tu Jeszcze Mogę Życzyć Wam, Tak Wam Moim Wspaniałym Fanom...(Jeśli takowi są....zastanawiające....)
W Każdym Bądź Razie...
PS:Tak na prawdę to Uwielbiam Was, ale historia już trwa...nie oceniajcie mnie źle. Chociaż może.... :3 =D
Subskrybuj:
Posty (Atom)