sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 83

 

 

 Dracolie

 Rozdział 83 "Droga do jeziora "

Musze przyznać że to była całkiem miła podróż. Aż do momentu kiedy nie musieliśmy wyjść.Podróżowaliśmy jeziorkiem tylko kawałek. Wiecie taka podróż w jedną stronę, tylko w jedno miejsce.

Tak działała ta woda, dawała mi moc do przeniesienia nas w każde miejsce, ale kiedy już tam dotarliśmy, nie mogłam nas przenieść dalej. To stosunkowo logiczne, w innej rzece, stawie, jeziorze ...nie było tej magicznej wody.

 

Pomyślałam o domu. to była szybka i prosta podróż.trzymałam chłopców za ręce, w okół ich głów wytworzyłam bańki z tlenem. 

Osiem  razy zmieniałam im bańki z tlenem. Ale widziałam że ta podróż niesamowicie ich meczy. Musieli oszczędzać zapasy tlenu i przez ten cały czas byli w tej przedziwnej wodzie.Byli coraz bardziej fioletowi i przemarznięci. Jednak nie narzekali.

Pędziłam ile tylko miałam sił.

Prosto, 3 razy w lewo, prosto obok 3 odgałęzień, w prawo, raz prosto i 2 w lewo. Potem w prawo około 4 razy. 

Ta droga była oczywista tylko dla mnie. Chłopcy nie widzieli różnic pomiędzy tunelami, nie czuli prądów ani siły wody. Dla nich to była plątanina korytarzy.

Prosto, w lewo, dwa razy w prawo i prosto.

Wiedziałam że chłopcy nie wytrzymają dłużej, nie chciałam ich bardziej narażać i tak przepłynęła dużo korytarzy. Może dla nich, za dużo? 

Skręciłam w pierwszy tunel pod ręką.Nie pomyślałam dokąd on prowadzi, chłopcy musieli wyjść na powierzchnie.


Woda odbierała im siły i zdolności logicznego myślenia.Byli po prostu bezmyślnie ciągnięci. Na szczęście nie zemdleli pod powierzchnią.


Odczuliśmy zmianę w gęstości cieczy. Nie była już taka przytłaczająca. Była chłodna i normalna. Jak w zwykłym jeziorze. 

Po chwili wynurzyliśmy sie. Zaczerpnęliśmy świeżego powietrza. To była miła odmiana.Zamknęłam oczy i kilkoma zgrabnymi ruchami, rozkazałam wodzie wynieść nas na tafle. Miałam plan przewędrowania po jeziorze aż do brzegu, ruch na pewno był by dla nas dobry.

Ale zaraz po wynurzeniu z wody zakręciło mi sie w głowie. Machnęłam rekami, mrożąc tafle wody pod naszymi stopami. Usiedliśmy. Zmęczyła mnie ta podróż, widocznie woda nie najlepiej działa i na mnie.  


Na początku powoli, zgodnymi, harmonijnymi ruchami rąk nakazałam prądom nieść nas do brzegu. Gdy nabrałam już sił wstałam i mocnym ruchem wyciągnęłam ręce do tyłu.Woda pluskała do okoła, a nasz kra cięła wodę z zawrotną prędkością.

-Ładnie wyglądasz.-zamyślił sie na chwile Jack.

-Gdzie kryje sie podstęp?-zapytałam z uśmiechem.

-Nie , mówię o oczach nie wiem dlaczego to ukrywałaś.

Bum! 

W głowę uderzył mi jakiś strzęp wspomnienia. Leo, on też zwrócił uwagę na moje oczy. Co dokładnie mówił? Nie wiem. Byłam skupiona na tych papierach. 

Jak mogła sie nie zorientować że nie mam opaski!

-To nie było zamierzone. 

W chwile dopłynęliśmy do brzegu, wyskoczyliśmy na ląd, zatuszowaliśmy nasz środek transportu poprzez roztopienie i pobiegliśmy przed siebie.

Jak później sie dowiedzieliśmy jezioro w którym sie wynurzaliśmy nazywało sie Mosquito Creek Lake, a obecnie byliśmy w parku obok.Byłam kiedyś nad tym jeziorem z rodzicami. Samochodem było to jakieś półtorej godziny, od domu. 

W wolnym przeliczeniu, na piechotę zajmie nam jakieś 20 godzin. I to bez postojów i bez niespodzianek. Jak szybko dotrzemy do Cleveland? Nie wiem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziś premiera Ant-Man'a. Mam nadzieje że sie cieszycie. 

 PS: Co do rozdziału, mam nadzieje że go zrozumiecie. Dzięki za przeczytanie !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz