wtorek, 28 lipca 2015
niedziela, 26 lipca 2015
Uwaga !
Uwaga !
Kumpelka powiadomiła mnie o czymś zaskakującym. Została poddana propozycja stworzenia SERIALU O PERCY'M JACKSONIE !!!!!!
Razem z ~Corą podpisałyśmy. Liczymy i na waszą aktywność. Wysyłajcie znajomym. Wklejajcie w komy. Ściągnijcie ludzi.
Ja postaram sie razem z wami.
Link do petycji
Co do rozdziału, jest w produkcji. Jeszcze pisze ale jutro będzie. Kilka dni nie miałam prądu, oraz wyskoczyło mi kilka rzeczy i nie stał sie skończony.
-- Nikogo nie interesują twoje wymówki. Skoro nie trzymasz sie terminów znajdziemy kogoś fajniejszego.
Wiem ludzie, przepraszam. Staram sie.
sobota, 18 lipca 2015
Rozdział 83
Dracolie
Rozdział 83 "Droga do jeziora "
Musze przyznać że to była całkiem miła podróż. Aż do momentu kiedy nie musieliśmy wyjść.Podróżowaliśmy jeziorkiem tylko kawałek. Wiecie taka podróż w jedną stronę, tylko w jedno miejsce.
Tak działała ta woda, dawała mi moc do przeniesienia nas w każde miejsce, ale kiedy już tam dotarliśmy, nie mogłam nas przenieść dalej. To stosunkowo logiczne, w innej rzece, stawie, jeziorze ...nie było tej magicznej wody.
Pomyślałam o domu. to była szybka i prosta podróż.trzymałam chłopców za ręce, w okół ich głów wytworzyłam bańki z tlenem.
Osiem razy zmieniałam im bańki z tlenem. Ale widziałam że ta podróż niesamowicie ich meczy. Musieli oszczędzać zapasy tlenu i przez ten cały czas byli w tej przedziwnej wodzie.Byli coraz bardziej fioletowi i przemarznięci. Jednak nie narzekali.
Pędziłam ile tylko miałam sił.
Prosto, 3 razy w lewo, prosto obok 3 odgałęzień, w prawo, raz prosto i 2 w lewo. Potem w prawo około 4 razy.
Ta droga była oczywista tylko dla mnie. Chłopcy nie widzieli różnic pomiędzy tunelami, nie czuli prądów ani siły wody. Dla nich to była plątanina korytarzy.
Prosto, w lewo, dwa razy w prawo i prosto.
Wiedziałam że chłopcy nie wytrzymają dłużej, nie chciałam ich bardziej narażać i tak przepłynęła dużo korytarzy. Może dla nich, za dużo?
Skręciłam w pierwszy tunel pod ręką.Nie pomyślałam dokąd on prowadzi, chłopcy musieli wyjść na powierzchnie.
Woda odbierała im siły i zdolności logicznego myślenia.Byli po prostu bezmyślnie ciągnięci. Na szczęście nie zemdleli pod powierzchnią.
Odczuliśmy zmianę w gęstości cieczy. Nie była już taka przytłaczająca. Była chłodna i normalna. Jak w zwykłym jeziorze.
Po chwili wynurzyliśmy sie. Zaczerpnęliśmy świeżego powietrza. To była miła odmiana.Zamknęłam oczy i kilkoma zgrabnymi ruchami, rozkazałam wodzie wynieść nas na tafle. Miałam plan przewędrowania po jeziorze aż do brzegu, ruch na pewno był by dla nas dobry.
Ale zaraz po wynurzeniu z wody zakręciło mi sie w głowie. Machnęłam rekami, mrożąc tafle wody pod naszymi stopami. Usiedliśmy. Zmęczyła mnie ta podróż, widocznie woda nie najlepiej działa i na mnie.
Na początku powoli, zgodnymi, harmonijnymi ruchami rąk nakazałam prądom nieść nas do brzegu. Gdy nabrałam już sił wstałam i mocnym ruchem wyciągnęłam ręce do tyłu.Woda pluskała do okoła, a nasz kra cięła wodę z zawrotną prędkością.
-Ładnie wyglądasz.-zamyślił sie na chwile Jack.
-Gdzie kryje sie podstęp?-zapytałam z uśmiechem.
-Nie , mówię o oczach nie wiem dlaczego to ukrywałaś.
Bum!
W głowę uderzył mi jakiś strzęp wspomnienia. Leo, on też zwrócił uwagę na moje oczy. Co dokładnie mówił? Nie wiem. Byłam skupiona na tych papierach.
Jak mogła sie nie zorientować że nie mam opaski!
-To nie było zamierzone.
W chwile dopłynęliśmy do brzegu, wyskoczyliśmy na ląd, zatuszowaliśmy nasz środek transportu poprzez roztopienie i pobiegliśmy przed siebie.
Jak później sie dowiedzieliśmy jezioro w którym sie wynurzaliśmy nazywało sie Mosquito Creek Lake, a obecnie byliśmy w parku obok.Byłam kiedyś nad tym jeziorem z rodzicami. Samochodem było to jakieś półtorej godziny, od domu.
W wolnym przeliczeniu, na piechotę zajmie nam jakieś 20 godzin. I to bez postojów i bez niespodzianek. Jak szybko dotrzemy do Cleveland? Nie wiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziś premiera Ant-Man'a. Mam nadzieje że sie cieszycie.
PS: Co do rozdziału, mam nadzieje że go zrozumiecie. Dzięki za przeczytanie !
poniedziałek, 13 lipca 2015
Rozdział 82
Dracolie
Rozdział 82 " To co cieszy Shene "
Różne rzeczy. Czy zdarza sie wam że czasami za jednym okrzykiem rzucacie wszytko by biec, pomóc, coś rozbić.Kiedyś miałam tak gdy wracałam latem ze sklepu.
-Sophie przyniosłam lody!
Tym jednym okrzykiem umiałam sprawić że dziewczynka, rzucała wszystko co miała w rekach. Czy to była nowa lalka, rower, kredki...wszystko. Biegła wtedy uśmiechnięta od ucha do ucha, i ucieszona jak bym dawała jej cud.
Tak, żeby to był taki okrzyk jak "lody".
Drżący, ponaglający, przerażony okrzyk o treści "Ratuj go!". Shena wiedziała już wszystko. Koniec.
Hybryda miała dość nietypowe zamiłowania. Zasadzała sie na tą operacje od początku.
Nagle drzwi do domku, a raczej małego obozowego szpitala, otworzyły sie z cichym hukiem.
-Przygotujcie sprzęt-powiedziała uśmiechnięta dziewczyna w niezwykle jasnych błąd włosach. Jej złote oczy błyszczały. -Powiadomcie Chejrona, wyjdźcie, dajcie specjaliście pracować.
Ale nikt nie zwrócił większej uwagi na Shene, dzieci Apollina były za bardzo zajęte podtrzymywaniem życia chłopca.
Z Mattem było naprawdę źle. Tyle razy Nicola zastanawiałam sie jak mogłam do tego dopuścić.
Jak mogła dopuścic o cierpienia innych, z jej powodu. To był taki typowy dramat ludzi "Wybranych "na potrzeby świata.
Chłopak był w krytycznym stanie.
Gdy dziewczyna w końcu zwróciła na siebie uwagę dzieciaków, zaczęła sie przygotowywać.
Większość opuściła już salkę.Zostali tylko ci którzy pomagali przygotować ostatnie opatrunki, lekarstwa zioła. Ci którzy pomagali przygotować sprzęt, który udało sie wykonać przez te kilka dni.Niektórzy rozmawiali sie z hybrydą.Mówili jej co mu podawali oraz jak zachowywały sie rany. Jedna z córek Apolla pobiegła powiadomić Tinę, która codziennie odwiedzała młodszego brata, pomagała. Lecz gdy tylko sie dało odciągano ją od chłopca jak tylko sie dało. Bo kto by nie wypłakiwał oczy i martwił sie ciągle widząc brata w takim stanie.
Wciąż trenowała z Rachel, wychodziła z Kate po zioła, kręciła sie po obozie. Była stałym goście w domku Aresa. Te dzieciaki bardzo ją polubiły, była sprawiedliwym sędzią w ich rozgrywkach.
No i oczywiście w salce została jeszcze Shadow. Shadow Diaz, córeczka Apollina, miała zamiłowanie do sztuki, oraz do złota. Shadow myślała, chociaż nie to od razu na wstępie można nazwać myleniem sie. Tak wiec, Shadow myliła sie że jeśli sie jest spokrewnionym z Apollinem, bogiem poezji, sztuki, słońca, medycyny itp.,to trzeba tak wyglądać. Trzeba błyszczeć. Nosiła wszystko co błyszczy.Brokat, cekiny, sztuczną pozłacaną biżuterie, kilka złotych i srebrnych, wszystko.
No i oczywiście,kiedy tylko zobaczyła że Matt jest chłopakiem, który od niej nie ucieknie, bo jak? Nie powie jej żeby spadała, bo był bardzo słaby. Dlatego ubzdurała sobie że musi sie nim zajmować. A wcale nie musiała.
W końcu Shena wywaliła ją z salki.Matt odetchnął cicho. Lecz zaraz potem nabrał powietrza w płuca.
-Co zrobisz ?-zapytał, cicho, i ledwo.
-To co muszę, musisz być twardy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przypominam że można do mnie pisać, na maila, czy w komentarzach.To naprawdę jest miłe.
Dzięki za przeczytanie.
środa, 8 lipca 2015
Rozdział 81
Dracolie
Rozdział 81 "Jedna droga wiele miejsc"
Było już za późno na wszystko.To zaczęło sie od jednego spojrzenia. Dlaczego nie zrozumiałam tego za wczas.
Wtedy myślałam że to tylko zwyczajna głupawa misyjka.Miałam tylko zając sie smoczkiem.Wtedy jeszcze nie wierzyłam że coś takiego istnieje.
Musiała dowiedzieć sie o co chodziło z tym jeziorkiem. Miało ono może 2 na 2 metra szerokości, ale wiedziałam że jest głębokie. Właściwie moje zmysły zdawały sie twierdzić że jest nieskończone. Nie wiedziałam jak, to wyczułam, lecz uznałam że to na skutek moich zdolności.
Nie pojęte są granice mocy danej ludziom przez siły nadzwyczajnie, nieprzeciętnie piękne w swej nieskończoności,silniejszymi i starszymi z dnia na dzień. Przekonasz sie o tym strasznym świecie któregoś takiego dnia.Dnia Niezwykłego.
Przyglądałam sie srebrno-metalicznej wodzie, w okół rósł gruby zielony mech, dwa metry od jeziorka rosły białe brzuski, dopiero potem zaczynał sie normalny obozowy pełen potworów las.To miejsce zdawało sie być magiczne,zaskakujące prawda?
Zastanawialiśmy sie długo nad tym jeziorkiem, zbyt długo.
-Wchodzę tam!-Oświadczyłam stanowczo.
-Zwariowałaś? Może to nie jest do wchodzenia?-powiedział równie stanowczy Jack.-Raz cie pościłem i jak to sie skończyło?
Przypomniało mi sie jak wtedy udało mi sie namówić Jack na podstęp, który udał sie lecz był dość bolesny.Litai, te cztery nieudacznice. I one myślą że pomagają?
-Wiesz dlaczego wtedy, pozwoliłem ci spaść? Nike mi groziła.-Jack odwrócił głowę.-Powiedziała że bez tego sie nie spełnisz, coś i tak jesteś głupia, i nie trzeba sie tobą przejmować.Że zginiesz jeśli sie wtrącę.
Wstał gdy zaczynał to mówić.Wydawał sie zdenerwowany. Winił siebie że wtedy byłam narażona na tle ataków. Chciałam coś powiedzieć, ale mnie miałam pojęcia co.
Stojący obok mnie Zack odezwał sie, lekko żartobliwy a jednak mocnym tonem.
-Widocznie nie powinieneś sie wtrącać Foster?!
Szybko wyciągnął ręce. Jedną ręką złapał mnie mocno w pasie. Ramieniem drugiej przyciągnął mi głowę do swojej klatki piersiowej.Nabrał powierza w usta i zacisnął powieki.
Zdecydowanym ruchem rzucił nami w przerażająco srebrną tafle jeziorka.
Woda nie była twarda, gładko wpadła w jej kryształową toń. Tak ja.Woda była niezwykłej gęstości, jej poziom było wiele wyższy niż dla normalnej wody.
Uścisk Zacka, stał sie o wiele luźniejszy aż w końcu całkowicie oderwał sie ode mnie. Jego skóra robiła sie lekko metalowa.
Szybko zareagowałam, utworzyłam bańkę powietrza wokół niego, na tyle dużą by miał swobodę ruchów, lecz taką która mieściła sie miedzy krawędziami jeziora.
Chłopak mógł już oddychać, a jego skóra powracała do normalności.
Spojrzałam w górę, i ujrzałam tunel i masę wody nad nami.Jakbyśmy wpadli na kilometr w głąb stawu.
O co chodziło?
-Ta woda prawie mnie rozerwała-powiedział przerażonym głosem Zack.
-Mógłbyś być w dwóch miejscach na raz.-Mój głos jak zwykle zmienił sie pod wodą na twardszy i bardziej wodny?-W dwóch miejscach na raz.-Wtedy mnie olśniło. -Zack tym jeziorem możemy przepłynąć w każde miejsce na ziemi.
Zack zaczął oddychać szybciej, uśmiechnął sie.
-Nie jestem pewna ale jeśli zostaniesz tu dłużej może cie rozerwać.Nie czuje żebym miała dzielić sie...hymm
-Nicki ! Skup sie trzeba wracać.
Przypomniałam sobie dokładny wygląd miejsca skąd wpadliśmy. Złapałam za rękę Zacka, moje oczy znów zaczynały błyszczeć.Wiedziałam gdzie płynąc.
Możecie myśleć że w prostym tunelu, tylko głupi nie wiedziałby gdzie płynąc. Dla tak wszystkich są dwie drogi w górę i w dół. Wszystkich oprócz mnie. W chwile widziałam każdą z dróg i wiedziałam którą wybrać by wypłynąć dobrze.
Wynóżyliśmy sie. Napotkałam na swojej drodze głowę Jacka. Klęczał nad taflą wypatrując nas. No to teraz widział, bo jak inaczej nie kiedy miał mnie z 15 centymetrów przed sobą.
uśmiechnęłam sie do niego.
Razem z Zackiem wyciągnęliśmy ręce i wciągnelismy go do wody. Ponownie wpadliśmy na kilometr w głąb jeziora. Stworzyłam bańkę powietrzną.
Wiedziałam co robić.
Szare zimne pomieszczenie. Na środku duże lekarskie łóżko. A w okół niego kręciła sie spora garstka ludzi....Uzdrowiciele od Apollina...
-Szybko, weź trochę tego. Ej masz to. Nie jest ta na szfce. Mieszaj to szybciej.
-Przynieś wierzą wodę.A ty leć po nektar.
-Banderze więcej bandaży.
-Lodu! Gdzie trzymamy lód ?
Krzyczeli wszyscy tworząc niesamowity zgiełk,lecz oni wszyscy byli najbardziej zorganizowanymi w całym pokoju.
Matt jęknął. A na jego twarzy pojawił sie grymas bólu.Nie był już tak spuchnięty i siny. Był zmęczony, obolały, całą szyje miał zakrwawioną. Jakaś dziewczyna zakładała pośpiesznie opatrunek, kropiąc bandaże nektarem, by zatamować krwawienie. Uśmiechała sie lekko by dodać mu odwagi. Chłopak, trzymał nad nim ręce i wypowiadał jakieś słowa po łacinie. Inni biegali przynosząc składniki, albo ważąc mikstury, rozdmuchując olejki zapachowe.
Jedna dziewczyna wybiegła na zewnątrz. Skinęła głową w stronę Annabeth. Ta sklei rzuciła sie gorączkowo w stronę miseczki którą przygotował Percy. Ustawili ją pod odpowiednim kątem a w powietrzu pojawiła si mała tęcza. Rzucili w nią małą złotą drachmą.
-Irydo bogini tęczy przyjmij moją ofiarę.-wykrzyczała Annabeth najszybciej jak potrafiła.-Shena!-krzyknęła zanim obraz zrobił sie wyraźny. -Ratuj go!
sobota, 4 lipca 2015
Rozdział 80
Dracolie
Rozdział 80 "Na końcu trasy lekko rzucało "
Nico dał mi kilka wskazówek i mapę. Uścisnął i życzył szczęścia.Miał skontaktować sie z ojcem, dowiedzieć sie czegoś o Thory.
Ale dalej musiałam iść sama. Z Zackie i Jackiem miałam spotkać sie dopiero przy jeziorku. Na początku szło mi całkiem nieźle. Biegłam, sprawnie omijałam każde drzewo, stąpałam miedzy korzeniami ani razu sie nie potknęłam, przeskakiwałam każdy krzak.
Z uśmiechem i pełna energii biegłam przez ten las.Nawet zwierzęta, potwory i nimfy, towarzyszył mi w podróży i może nawet pomagały. Słońce przebijało sie lekko przez konary drzew, wystarczająco bym widziała to co przede mną.Żaden potwór nie wszedł mi w drogę, ptaki śpiewały i śledziły moje kroki.
Po jakiejś chwili zobaczyłam przed sobą kryształowo-srebrną tafle jeziorka.Nie widziałam chłopców, postanowiłam na nich zaczekać.
Po chwili poczułam sie dziwnie, zastygłam w miejscu.Urok a może zatrzymał sie czas? Nie mogłam sie poruszyć, ale trwało to za ledwie sekundę.Rozejralzałam sie zdziwiona. Wszystko w okół mnie zaczęło więdnąc i sie kruszyć.
Spojrzałam na swoje ręce, były jak w lodowych rękawiczkach.Lód był cienki, twardy lecz mogłam swobodnie poruszać dłońmi. miałam głupie ostro zakończone paznokcie, skóra była bladsza.
Poczułam w piersi zimny twardy ból.Jakby coś raniło mi serce od środka.
Złapałam sie za miejsce na klatce piersiowej w którym odczuwałam największy ból.Wbiłam paznokcie w skórę. Nie poczułam tego ale zobaczyłam małe kropelki krwi na koszulce. Świat kołował. I Wszystko razem z nim. Upadałam, miotałam sie od drzewa do drzew.Coś rzucało mną o drzewa i upuszczało na ziemie, wciąż bawiąc sie od nowa. Wczepiłam,kurczowo paznokcie w ziemie, co kawałek wciągając rękę by przeciągnąć sie dalej.
Usłyszałam jakiś szmer. Zack nachylił sie nad taflą jeziorka. O mało co nie wpadł do wody, wciąż i wciąż oplatały do coraz to nowe peta , roślin. Wstał, zrywając z siebie niechciane roślinki, które oplatały go na nowo.
-Nicki, co ty robisz? -Zack, patrzył na mnie zdziwiony.Zrywając różowy polny kwiat, którego łodyżka wiła mu sie po ramieniu. A płatki kwiatu głaskały do po policzku.-Idziesz ?-zapytał z niepewnością w głosie.
-Czołgam sie!
-Aha, a może ci pomóc ?-Zaśmiał sie Zack.
Nie czuł tego co jak. Ciągle miotało mną na wszystkie strony.
-Jack, masz przstac. To przestało być śmieszne pół godziny temu.-chłopak zerwał kolejny różowy kwiat.
Zza krzaków, obok wyszedł Jack, śmiejąc sie do rozpuku.
Potem Zack machnął kilka razy różdżką, uniosłam sie w powietrze. To był pierwszy raz kiedy ktoś mnie czarował. Ta sama magiczna siła zepchnęła mnie brutalnie, na chłopców.
Całą trójką upadliśmy na ziemie.
Wpadło mi coś do głowy. Pomysł bym naprawdę super. Ale najpierw...
Wstaliśmy jak normalni ludzie. Nie !
Zack leżał bokiem wsparty na ramieniu, Jack na plecach z rekami założonymi pod głową, a ja usiadłam po turecku, pośrodku.
-Ktoś wie co mamy zrobić, przy tym jeziorku?-Zapytałam, naiwnie.
-Nie myśl że będziesz miała tak łatwo.Skoro przewodzisz to ty musisz wiedzieć.-powiedział Jack teatralnym tonem.
piątek, 3 lipca 2015
Rozdział 79
Dracolie
Rozdział 79 "Lubiana przez wejście"
W tym życiu nic nie jet normalne, wiec czemu wciąż sie dziwie?Nie oczekiwałam normalności. Wtedy wiedziałam już że nie zaznam spokoju po wieki.Zapytacie może czy teraz lata po tym ... jestem zaskoczona?
Tak! Wciąż i wciąż!
Chłopcy zaprowadzili nie do wielkiej czarnej groty, wykutej w skale, za plecami miałam normalną ścianę korytarza bunkra 9, a przede mną ziały mrokiem, czarne skały. Wielka jaskinia a bardziej do niej wejście , Okrągłe ściany,sufit a nawet podłoga i wszystko czarne i gdzieniegdzie szare.
-Dalej nie możemy iść.Tu jest wyjście,-powiedział Leo. Chyba spostrzegł że gapie sie nieprzytomnie do okoła.-Te wielkie drzwi, prowadzą prosto do lasu -Wskazał na czarną skałę.
Doznałam krótkotrwałego szoku, przed wejściem w SKAŁĘ? Leo położył mi rękę na plecach i musiał mocno popchnąć ponieważ stałam jak osłupiała.
-Kieruj sie prosto a za jakieś 20 minut dotrzesz nad małe jeziorko.-dodał Nico i ku mojemu zdziwieniu złapał za coś niewidzialnego jakby klamkę z niebywałą zręcznością, jakby ją widział.Otworzył wielką skałę jak drzwi. Nico wyszedł przez nie i zaczął wspinać sie na jedno z drzew, które rosło obok otworu.
Leo odciągnął mnie na bok, sprawdził czy nikt nie podsłuchiwał, choć w jaskini byliśmy sami.
-To jest list, który przyniosła ta sowa. A to kartka którą powinnaś przeczytać. Twoje wyniki nie są jednoznaczne, musisz szybko wracać, wszystko ci wyjaśnię później. Musisz już iść.Naprawdę świetne masz oczy!
Bardzo niepewnym krokiem wyszłam na zewnątrz.
Rósł tam zwykły las taki jak przed bunkrem.
Leo chwycił mnie za rękę, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie wypłynęło z jego ust.
Usłyszałam trzask zaraz potem Nico zeskoczył z drzewa.
Odwróciłam sie z powrotem w stronę Leo który wciąż trzymał moją dłoń.
Dziwnym trafem w tamtym miejscu nie stał już Leo. Ani też ie trzymał mojej dłoni. Drzwi były zamknięte choć nie słyszałam jak sie zamykały. O, właśnie z tej strony było widać drzwi. Tak były takie jak je opisywał syn Hefajstosa, wielkie masywne drewniane, drzwi?
to wszystko było dość dziwaczne, nawet jak na moje standardy.
I nagle zorientowałam sie że moje reka jest jakby przyklejona do tych drzwi?!
Przyklejona wierzchem dłoni, do DRZWI!
Nico jeszcze tego nie zauważył.Pociągnęłam mocno.Poczułam lekki ból, jakbym naprawdę była przyklejona do tych drzwi.
Skupiłam sie, zamroziłam drewno w okół dłoni.Drugą ręką wykonałam kilka ruchów, żeby pobrać wodę z ziemi. Nauki w Hogwarcie nie poszły na marne, szkoda że magii wody musiałam nauczyć sie sama.
Przywołałam wodę, zamroziłam i stworzyłam lodowe ostrze wielkości sztyletu.
Oczy zalśniły mi na czarno i niebiesko, jarząc sie nie naturalnie.
Chwila zastanowienia bawić sie w wycinanie drewna dookoła reki, czy może jednak...
Wbiłam w drewno lodowe ostrze tuż nad dłonią. Powoli, w wielkim skupieni i wysiłkiem udało mi sie przeciąć kilka centymetrów, bardzo krzywej i połamanej linii w drzwiach, chciałam tylko odkleić rękę. Ale to później, wtedy myślałam że ud mi sie wyciąć kawał tego drewna, by móc odejść a resztę załatwić później.
-Nicola, co robisz?-Nico zaczął sie wykręcać,żeby zobaczyć co robię.
Skorzystałam z drugiej opcji.
Lodowe ostrze zaczęło topnieć,odwróciłam sie by sprawdzić co robi Nico.
Po prostu stał, złapał sie rekami z żebra ledwo powstrzymując śmiech.
Rozchyliłam palce zginając, serdeczny (to ten przed ostatni )wskazującym przejechałam lekko po, fragmencie drzwi, który został zmoczony przez roztapiający sie sztylet.
Na drewnie zaczęło sie coś pojawiać, ni to szron, ni lód. Małe śnieżynki, zaczęły tańczyć i majestatycznie układać sie w coraz to rozleglejsze kompozycje, aż zalały cały zmoczony obszar.
Potem, nasiliły sie, zrobiły sie zimniejsze i mniej ozdobne. Drewno zamarzło.
Szarpnęłam ręką, nic. Zaparłam sie kolanem i spróbowałam znowu, drugie niepowodzenie.
Bawic sie znowu w wycinanie kształtów?
!
Kopnełam w drzwi, jednocześnie ciągnąc rękę.
Efekt był takie że w zwieńczeniu wejście, czyli w drzwiach, pojawiła sie dziura.Nabrałam powietrza i dumchnełam w drzwi lekko. Błyskawicznie całe pokryły sie grubym lodem. Do wierzchu dłoni i palców, wciąż przylegały kawałki drewna.
Uniosłam głowę lekko do góry, uśmiechnęłam sie i odeszłam od drzwi. Zatrzymałam sie na chwile koło Nico.
-No wiec w którą stronę to jeziorko?
Nico wybuchł śmiechem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Teraz możecie, być na mnie wciekli. Wiem obiecywałam systematyczność.
Niestety nie umiałam(przez długi czas) napisać tego rozdziału.
tym razem niczego nie obiecuje. Będę starała sie pisać. Czasami będą zdarzały sie takie momenty, jak ten, ale uwierzcie mi chcę pisać i dzielić z wami historie Nicki. Jeśli coś tak złego jak ostatnio sie powtórzy, proszę...możecie do mnie pisać.Tu w komentarzach (choć wiem że niektórzy ludzie sie boją, (można pisać anonimowo ))lub na mojego maila.Jest on podany na blogu, ale podam go i w tym poście.
Za długa i za nudna przemowa, Oliwia!
Jeśli jest tam jeszcze ktoś, kogo nadal interesuje nasza Społeczność (bo chyba tak to nazwać, jeśli ktoś wymyśli lepszą nazwę, spoko podawac).To dzięki i mobilizujcie mnie trochę.Uwierzcie każdy komentarz każde wyświetlenie,cieszy i to nawet bardzo. Dzięki i pa czekajcie na rozdział.
oliwiakrzeminska555@gmail.com
Subskrybuj:
Posty (Atom)