wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 71

 

 Dracolie

 Rozdział 71 "Musze nad tym popracować"

Ambrozja czy istnieje coś równie nadzwyczajnego? Kiedy Piper podała mi całkiem spory kawałek, czegoś co wyglądało jak boski baton. Poczułam ciepło bijące od boskiego pokarmu.

Ugryzłam kawałek. Ambrozja była miękka i rzeczywiście obłędnie, cudownie smaczna.Raz smakowała jak mleczna czekolada, raz jak jagody, truskawki maliny w tej że czekoladzie. Wtedy zdałam sobie sprawę że bardzo lubię mleczną czekoladę.

Odpowiedzią wiec na pytanie, czy istnieje coś równie nadzwyczajnego jest...tak zapewne nektar.

Zrobiło mi sie ciepło, wręcz gorąco.Zamrugałam.Złapałam za ramie Percy'ego i mocno ścisnęłam.Batonik mógł mieć z 7 centymetrów. Zjadłam zaledwie połowę. Czułam że jak wali mi serce. Coraz szybciej i szybciej. 

Słyszeliście kiedyś piosenkę "Serce w plecaku". Pierwsze słowa brzmią: Z młodej piersi sie wyrwało...

Moja choroba... Piosenka jest znakiem. Serce może ciec ci z piersi. Wiec sie bój. 

Miała duszności. Ale nie były to takie zwykłe duszności. Ja nie mogłam złapać tchu! Nie oddychałam!

 

Piper podtrzymała mnie a Percy zaczął biec w stronę grupki herosów.Uspokoiłam oddech. To nie łatwe ale z biegiem czasu nauczyłam sie w małym stopniu kontrolować duszności. Umiałam przywrócić naturalne tępo oddechu. Prawie wszystko wróciło do normy. 

 

Wróciłam do siebie. Zobaczyłam Percy'ego biegnącego na mnie z butelką wody w reku, wyrwanej jakiemuś półbogowi.W pedzie odkręcił korek i chlusnął na mnie zawartością butelki.

 

Byłam mokra. To nie odkrycie. Ale lubię wodę.

-Już dobrze? -zapytał Percy.

-Dobrze, w środku tam gdzie nie jestem mokra.-odpowiedziała Piper, która też została skropiona wodą.

Uśmiechnęłam sie. I wtedy pojedyncza kropla, walnęła prosto w moją twarz.To nie problem dla dziecka Posejdona, dla nikogo nie była by problemem jedna kropla. 

Ale ja mam nie wyparzone...myśli ?

W kolejnej minucie zostałam zbombardowana kropelkami wody, spływającymi z Piper. 

Odruchowo wyciągnęłam rękę, kiedy zwalał sie na mnie już potok kropelek.

 

Coś sie zmieniło. Piper w mgnieniu oka wyschła,a przed moją wystawioną dłonią stała mieniąca sie w słońcu fala wody. 

Pomyślałam a czemu nie? Zakręciłam dłonią, dzieląc ścianę z powrotem na krople.Machnęłam i wystrzeliłam w nic nie podejrzewające dziewczyny z domku Demeter. Były takie 2 półboginie, które biegały po Obozie w wiankach na głowach ciągle sie śmiejąc. To nic złego. Ale one śmiały sie ciągle i bez przerwy. Kilka razy też nakazały jakiemuś zielsku opleść mi sie w okół nóg. Po kilku nie udanych próbach oswobodzenia sie.Wysnułam skrzydła i wzniosłam sie w powietrze, ciągnąc za sobą kilku matowe pnącza.Myślałam wtedy tylko o tym żeby nie zaplatać sie w nie jeszcze bardziej. W końcu musiały sie zerwać, a dziewczyny rozbolała głowa. 

-Co zrobiłaś? -zapytała zaciekawiona Piper. 

-A nic wysłałam wodę na spacerek, nich obie polata. -odpowiedziałam radośnie myśląc jak śmiesznie będzie wyglądało kiedy te półboginie, będą bombardowane moim gradem miniaturowych pocisków wodnych.

Pocisków wodnych...

Zdrętwiałam. Przecież mogłam je zabić. Pociski wodne co mi strzeliło do głowy.Zrezygnowana, nakazałam opaść na ziemie moim kropelką. 

Śmierć na skutek deszczu... muszę nad tym popracować.          

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 70

 

 

  Dracolie

 Rozdział 70 "Między hieną a padliną"

Atmosfera była raczej sztywna, biorąc pod uwagę że obok na zimnym lekarskim łóżku leżał Matt.Rozmowa z Sheną nie kleiła sie.Percy starał sie nie patrzeć jej w oczy.Nie zbliżał sie dalej niż na 2 metry.Hybryda za to zarachowywał sie bardzo naturalnie.

-Najchętniej otworzyłabym go teraz.Ale wciąż czekam. Co chwila jakiś dzieciak przynosi mi jakieś książki. Wertuje je odkąd tu jestem i wciąż nie znalazłam nic na temat tego stworka, którego spotkaliście. Zack dokładnie mi go opisał.

-I nic nie znalazłaś w naszych zbiorach? W domku Ateny jest ich aż za dużo.-zauważył Percy.

-Nie, Annabeth przeszukała wszystkie pierwszego dnia.Macie tu kominek ?

-Po co ci kominek, chcesz go upiec na rożnie ?-Percy zrobił wielkie oczy i machnął w stronę nieprzytomnego Matta.

-Nie, nie jem ludzi jeśli ci o to chodziło.-wypowiedział to zdanie dość spokojnie.-Chcę pogadać z Minerwą McGonagall.

Te zabójczo miłą rozmowę przerwał na Malcolm. Chłopak z domku Ateny stanął w progu z sową na ramieniu. Uśmiechał sie i głaskał sowę, ona jednak zdawała sie tego nie zauważać. Nie poruszała sie, wpatrywała sie w puste miejsce głupkowatymi, zółtymi oczami.Jej głowa przypominała mi pień drzewa.Miała brązowe, lekko nastroszone piórka w cętki.Patrząc na nią nie mogła sie nie uśmiechnąć. Nigdy nie widziałam takiej sowy.Zdawała sie być poważna a jednak jej spojrzenie wprawiało ludzi w euforie.

Co jest trochę dziwne bo wydawało mi sie że sowy są mądrymi i dumnymi zwierzętami.

-Tak, prawda że piękna to sowa z gatunku...-Zaczął Malcolm.

 

-Malcolm do rzeczy. -Przerwał mu Percy.-Skąd masz sowę? 

-Przyleciała tu, to chyba znak od mamy.Myślec że chciała nam przekazać wiadomość. 

-Tak o treści bądź głuchy jak pień.A ja myślę że to sowa z Hogwartu.-wtrąciłam. -Dziewczyny miały pisać.Pewnie coś sie zdarzyło. Sprawdźmy...- powiedziałam i podeszłam. Odwiązałam zielony sznureczek do którym był przywiązany list.

Rozwinęłam i od razu poznałam pismo Jessbell. Jeśli o literach można powiedzieć okrągłe to właśnie takie były litery stawiane przez Jessbell.Nie chciało mi sie czytać tego listu. Wsnułam go do kieszeni.

-Zostań tu. Jeszcze dziś napisze odpowiedz a jutro wyruszysz w drogę do Jessbell.-zwróciłam sie do ptaka. 

-Zaprowadź Shene do Wielkiego domu i pozwól jej skorzystać z kominka.

Wyszliśmy na zewnątrz. Przeszliśmy razem kilka kroków. Przechodziła koło nas grupka obozowiczów.

-Ale Hiena!-krzyknął jeden z nich wskazując palcem na Shene.

-Jestem Shena i nie wymachuj mi tu tym paluchem.Nie żywię sie padliną.-Obozowicze zaczęli sie oddalać, przestraszeni.

-Oczywiście, kupuje krew tylko i wyłącznie na certyfikowanych krwiskach. -Krzyknęłam za nimi.

-Nicki, wiesz że to sie nazywa "Czarny rynek"-poprawiła mnie dziewczyna.

-Ciii...A wiesz że krwiska lepiej brzmią.

Rozeszliśmy sie. 

Razem z Percy'm powędrowaliśmy do jaskini Rachel.Musze poznać przepowiednie. W połowie drogi dobiegła do nas Piper. 

-Percy, Nicola stójcie. Mam ambrozje. 

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 69

 

 

Dracolie

 Rozdział 69 "Chłopak jak z horroru "

Wiał chłodny wiatr, rozwiewał mi włosy. Miałam spore problemy. Nie da sie ukryć nie mam łatwo. Do tych czas moje życie mogło sie wydawać, nudne. Cieszyłam sie kiedy dowiedziałam sie że jestem półbogiem i czarownicą.Nie lubiłam być tą kolejną dziewczyną w tłumie. Aż w końcu los dał mi szanse.Dowiadywałam sie coraz więcej o sobie i chyba w tym tkwił problem. Nie byłam już następną w śród setek.Wysunęłam sie na przód i zostałam narażona na niebezpieczeństwa. To i tak było lepsze niż bycie niewidzialną. Chciałam zostać w obozie trochę dłużej ale dostałam misje, nie wiedziałam jak długo to będzie trwać.Byłam pewna tylko że nie wrócę szybko do Obozu i szkoły. Wrócę do domu, ale czy to dobrze?

-Czemu masz opaskę na oku?-Percy wyrwał mnie z rozmyśleń.

-Tak jakby przypaliłam sobie oko. 

-Jak to? 

-Smok Sheny chciał mnie przyrządzić na ciepło.

Zdjęłam przepaskę. Percy przeglądał sie badawczo czarnemu oku.Nie przestraszyło go mroczne spojrzenie. Nie lubiłam sie chwalić okiem.Ludzi to raczej odstraszało.

-To nie wygląda wcale źle.-Powiedział jakby czytał mi w myślach. 

Prosiłam żeby wieczorem poćwiczył ze mną panowanie nad wodą. Mówił mi też jaka wspaniała jest Annabeth, że na pewno polubię Piper i Rachel. Opowiadał że warto polegać na  radach Jasona, a Leo ma niezłe poczucie humoru. Wspominał o Tysonie, jego młodszym bracie cyklopie. Dowódcy armii cyklopów i wielkim fanie masła orzechowego. Teraz to i moja rodzina. Doszliśmy do szpitala. Weszliśmy do dużego jasnego pokoju.Na środku stało duże łóżko, leżał na nim Matt. Pod ścianami na szafkach leżało dużo różnych sprzętów.Nożyczki, stetoskop, rękawiczki jednorazowe, kilkanaście par chusteczek, bandaże, jakieś maści i pigułki, ciastka z czekoladą... i inne rzeczy których nie potrafiłam nazwać.

Podbiegłam do chłopaka.Miał zamknięte oczy, oddychał z wyraźnym trudem . Cały był siny i przeraźliwie chudy. Minęło kilka dnie a Matt wyglądał jak śmierć, jak człowiek po miesiącu spędzonym w dżungli. Chociaż nie Lucero wyglądał gorzej. Na szyi miał wyrytą pręgę, w okół której skóra była pomarszczona i zaciśnięta.Wyglądał marnie, przerażał mnie bardziej niż wszystko co widziałam. 

-Nie martw sie, usunę z niego to świństwo i chłopak stanie na nogi. -do pokoju weszła Shena w białym fartuchu lekarskim.-Do wiem sie jak mu o wszczepiono.

-Chwila co? To nie przeze mnie?

-Nie, zobacz coś mu sie zaciska wokół szyi-podeszła i wskazała na pręgę.

-Wiec to jest ta Shena. Hybryda o której mówił Chejron. Robiłaś już kiedyś takie operacje?

-Tak, ale wszystkie na trupach, wszystkie by przeżyły gdyby nie były martwe.

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 68

 

 Dracolie

 Rozdział 68 "Pomagają mi zawodowcy"

Rozmowa ciągnęła sie jeszcze przez godzinę.Rozmawialiśmy o wszystkim co doprowadziło nas do niczego. Opowiedziałam im co zdarzyło sie w lesie, pokazałam Maskę. Nawet Chejron nie wiedział kim jest był owy Czarny lew, i dlaczego pozostawił mi ten hełm, i to tak przedziwny. Czy to była prawda? Czy o na prawdę sie zdarzyło? Nie wiem.

-Wiec co teraz? -zapytał zniecierpliwiony Percy.-Co mamy robić?

-Chejronie, powiedz nam kim jest ta dziewczyna.To nie jest normalny heros, prawda ?-dopytywała sie Annabeth. Miałam dziwne wrażenie że ona już wiem kim jestem.

Wszyscy zadawali tak dużo pytań, na które sama chciałam poznać odpowiedzi.

-Istotnie, Annabeth. Nicola nie jest, jak to powiedziałaś normalnym herosem. Zapewne wiecie że posiada zarówno śmiertelnych jak i boskich rodziców. Jest córką Nike i Posejdona.

-To niemożliwe, jak to mogło sie stać? -ciągnła dalej Annabeth.

-Nie mam pewności, dlatego-zwrócił sie do mnie.-powinnaś odwiedzić rodziców.Oni wiedzą o wszystkim.Musimy wiedzieć coś więcej.-to był pierwszy raz kiedy widziałam Chejrona w taki stanie.To była pierwsza rzecz o której nie wiedział, bogowie nie podzielili sie z nim swoimi spostrzeżeniami. Co było dziwne, ale chyba nie tylko ja byłam tym zszokowane.Annabeth,Percy i reszta też byli z lekka przerażeni.

 -Chejronie?

-Najświętsi bogowie.-zakrzyknął z przerażeniem. Spojrzał na mnie z politowaniem.-Dobierz sobie dwie osoby, jutro wyruszasz. 

-Co? Gdzie!? -krzyknęłam

-Dostajesz misje.Idź do naszej wyroczni po przepowiednie, sama bez widowiska.We najpotrzebniejsze rzeczy. Spakuj sie, za 3 godziny przyjdź tu do mnie.Musimy porozmawiać, na osobności.

Powiedział stanowczo, nie było sensu sie z nim kłócić to przecież Chejron.

Nagle do pokoju wbiegł Mitchell. Zaskakująco cicho, nie słyszałam stukotu jego kopyt.

-Chejronie, już wiem po co wróciła Willow. Dokładnie zbadałem salkę w której leżała Nickol...

-Nicola,  na końcu jest A.-po prwiłam satyra.

-Niocla-a,i wiem że dziewczyna kradła jej krew, w taki sam sposób zginął....oo sam wiesz. To zbrodnia, nie możemy tego tak zostawić. To ją zabije.

-Tyle zła...chyba gorzej być nie mogło.A jeszcze nie znamy wszystkich szczegółów.

 Wyjechał wózkiem na zewnątrz.Za nim wyszedł satyr, gorączkowo próbują wytłumaczyć coś centaurowi, który ewidentnie nie chciał go słuchać.

Zostaliśmy sami.

Nie wiem dlaczego ale byłam przestraszona. Nie misją, nie stanem w którym jestem, nie tym że zostałam sama z tak wielkimi ludźmi. Tonem głosu centaura. 

-Jest ze mną aż tak źle?-zapytałam cicho. 

-No co ty, dziewczynko. Takie jest po prostu życie półboga. -powiedział uśmiechnięty Leo.

-Ile masz właściwie lat?

-Piętnaście, za piec dni szesnaście.

-Na prawdę, a wyglądasz co najmniej na 14. 

-Właśnie, to martwi Chejrona. Chyba już wiem o co chodzi. Masz miecz, sztylet, tarcze, jakąś broń? -zapytała Annabeth. 

-Tak.-Wstałam,odrzuciłam kule i wyciągnęłam z pasa Eredicco, mój spiżowy miecz. 

-A umiesz sie nim posługiwać?

-Oczywiście, mam też różdżkę-wykonałam ruch jakbym chciała pochwycić coś w powietrzu,a w ręce pojawiła sie różdżka.- Pracuje też nad wod...

-Dobrze, teraz musimy cie ekspresowo wyleczyć. Pobiegnę po ambrozje.-powiedziała zadowolona Piper. 

-To ja pójdę po Nica, z pewnością i on wie coś pożytecznego.-krzyknął Jason wybiegając za swoją dziewczyną.

-Percy idź z nią do Rachel, ja i Leo zajmiemy sie wyposażeniem.-Annabeth uśmiechnęła sie słodko.

-Nie musicie mi pomagać. 

-Ale chcemy-zapewnił mnie Percy. 

Wyszliśmy z domku. Najpierw poszliśmy do Sheny.O ile dobrze wszystko zrozumiałam miała zając sie operacją Matta. Chłopak był w strasznym stanie, a wszystko prze ze mnie. To ja go tak urządziłam.Po co zabierałam ich tutaj mogłam stanowczo powiedzieć nie. Ale nie pomyślałam że to sie tak skończy.Każdy mądry po sprawie. Musze sie z nim zobaczyć, przed operacją. Percy właśnie prowadził mnie do Sheny i Matta. A po drodze rozmawialiśmy.Nie wiem co on o mnie myśli ale ja wiedziałam że mam najwspanialszego brata pod słońcem i dalej.

środa, 4 marca 2015

Uwaga !

 

 Ogłoszenie!

Pierwszy dzień egzaminów próbnych 3 klas za mną, jutro i w piątek mam następne(co dziwne bo jestem dopiero w 2 klasie...ta logika ). Wiec rozdział pojawi sie dopiero w weekend, no najwcześniej w piątek.To wszystko, dzięki za tą cierpliwość. Wiem że niektórzy chętnie by mnie rozszarpali za nie pojawianie sie rozdziałów na czas i nie robią tego tylko dlatego by poznać dalszą cześć.Opowiadania będą kontynuowane, naprawdę staram sie je pisać na czas. 

Czeka mnie trochę nauki, jeśli jeszcze choć trochę mnie tolerujecie to zakładam że życzycie mi powodzenia. Nie dziękuje i do piątku.